Francuska prasa, jak żadna inna na świecie, zawsze prowadzała dyskusje intelektualne,  rozważała różne idee i tendencje jakie pojawiały się i znikały. Jest też tak i obecnie, kiedy od mniej więcej kilku miesięcy pojawiają się coraz częściej głosy, które uznać można za swoisty prawicowy renesans nad Sekwaną, nie zawsze jednak – o czym należy pamiętać – komentowany pozytywnie, często zaś postrzegany jako zagrożenie dla francuskiej demokracji i idei integracji europejskiej, która we Francji oznaczana jest jednoznacznym stygmatem demokracji i progresu.

Analizując ten prawicowy renesans jaki zaobserwować można na łamach głównie poczytnego „Le Figaro” należy przypomnieć, że ma on miejsce w specyficznej przestrzeni socjo-polityczno-kulturowej, w której obowiązuje kod narracji stworzony przez francuskie elity lewicowo-liberalne mniej więcej od lat 80-tych XX wieku. Owa przestrzeń, zawsze była podatna na lewicową wrażliwość, czym tłumaczy się tak szybkie jej  „nasycenie” przez retorykę lewicowo-liberalną, mimo, że przecież duch odnowy jaki wiązał się z powstaniem  V Republiki był, co do zasady, prawicowy. Jednak gaullistowska prawicowość była wysoce specyficzna, powstała w kraju,  w którym lewicowość zaczęła przenikać do wszystkich sfer życia o czym zadecydowały dwa kluczowe czynniki. Pierwszym była francuska laickość postrzegana jako demokratyczne dziedzictwo porewolucyjnej Francji, a zarazem jako swoista gwarancja utrzymania republikanizmu jako takiego. Laickość, ustawowo wprowadzona na początku XX wieku, była – w doktrynie francuskiej – wielką  wolnością i wielką wartością, poręczoną nawet w Konstytucji z 1958 roku, składając się na wysoce endemiczne rozumienie republikanizmu, które we Francji jest zbiorczym określeniem wielu procesów, zjawisk i tendencji, obejmując m.in. demokrację, rozdział państwa i kościoła rozumiany w istocie jako prywatyzacja religii i zakaz manifestowania swojej religijności, lewicowe pakiety ustawodawstwa socjalnego itp. W tym duchu, na co warto zwrócić uwagę, postrzega też francuski republikanizm Rada Konstytucyjna, która wypowiadając się na temat tzw. klauzuli niezmiennej z Konstytucji z 1958 r. wskazała, że zakaz zmiany republikańskiej formy państwa należy odczytywać nie tylko jako zakaz restytucji monarchii, ale jako nakaz utrzymania dziedzictwa idei i zasad wprowadzonych przez republikańską Francję, w tym m.in. idei laickości państwa czy  ochrony praw i wolności jednostki.

Drugim czynnikiem było mocno rozbudowane ustawodawstwo socjalne odnoszące się do pracy, zabezpieczenia społecznego, rent i emerytur oraz służby zdrowia, które powstało u schyłku III Republiki i w okresie IV Republiki, a jakie było kotwicą społecznego umocowania lewicy, która dzięki temu ustawodawstwu uzyskała poklask społeczny, dodatkowo wzmocniony jej rolą w Ruchu Oporu  z czasów wojny. To dzięki temu m.in. Francuska Partia Komunistyczna była najsilniejszą partią tego tupu w całej Europe Zachodniej. To m.in. tłumaczy dlaczego współczesną debatę intelektualną mieszczącą się w  ramach prawicowego renesans postrzega się często w charakterze zagrożenia dla tradycyjnych wartości. Te dla Francuzów nieodmiennie kojarzą się z lewicą i lewicowo-liberalną wrażliwością postrzeganą jako coś oczywistego, stałego, porządkującego, a zarazem demokratycznego. Swoją drogą to też tłumaczy dlaczego Francja tak bardzo boi się tych politycznych ugrupowań w innych państwach szczególnie Unii Europejskiej, które sprzeciwiają się retoryce lewicowo-liberalnej i plasują się jednoznacznie po prawej stronie sceny politycznej. Wszystkie ona (Polska, Węgry, wcześniej Austria)  postrzegane są  jako zagrożenie dla Unii Europejskiej, a docelowo dla Francji. Wynika to oczywiście, ze swoistego mitu założycielskiego współczesnej Francji jakoby demokracja miała lewicową proweniencję, a wszelka prawicowość była  antydemokratyczna (i – oczywiście – antyeuropejska, w znaczeniu antyunijna, co też tłumaczy dlaczego nacjonalizm, ksenofobia, a nawet patriotyzm są różnoznaczne we Francji z antyeuropejskością i dążeniami do dezintegracji UE). To też tłumaczy dlaczego głosy w obronie prawicowych idei są w dzisiejszej Francji tak ostrożne. Nikt nie chce być oskarżony o prawicowe, a nie daj Bóg nacjonalistyczne odchylenie, które mogłoby podważyć jego demokratyczną ortodoksję. Niemniej należy zaznaczyć, że od kilku miesięcy we francuskiej prasie pojawiają się teksty podejmujące taktykę poglądów prawicowych i – być może – konieczności kursu lewicowo-liberalnych elit. Od razu należy jednak skazać, że w większości przypadków ich autorami nie są bynajmniej akolici prawicy, ale raczej osoby – które wychowane zgodnie z francuskim duchem école – wyrażają obawy przed destrukcją republikanizmu  à la française. Są jednak – o czym też trzeba wspomnieć – wyjątki.

Ważyn tekstem w tym obszarze był tekst Anne-Marie Le Pourhiet  z grudniowego wydania „Le Figaro”, w którym znana konstytucjonalista komentując przebieg sporu nt. praworządności stanęła w obronie rządów Polski i Węgier, dowodząc, że w istocie tzw. spór o praworządność jest sporem o demokrację i suwerenność nie tyle nawet państw co, narodów, od których wymaga się aby głosowały jedynie „za słuszną opcją”, odrzucając z palety możliwych wyborów te wszystkie siły polityczne, które nie są jednoznacznie liberalne, lewicowe i proeuropejskie. Autorka wskazuje, że taki przechył sporu o praworządność, w którym de facto eliminuje się prawicę jako możliwy wybór polityczny, jest w istocie antydemokratyczny i przeczy tym wszystkim ideom, które tradycyjnie kojarzymy z demokracją (jak pluralizm, swobodna rywalizacja, alternacja władzy, debata i konfrontacja różnych opinii). Autorka przestrzega przed tym, żeby na kanwie sporu o praworządność nie zbudować przypadkiem nowego europejskiego porządku, w którym demokratyczny wybór będzie w istocie wyborem między lewicą a liberalizmem, a wszelkie innej maści idee i poglądy będą – niejako ex catedra –  wykluczone pod pretekstem ich rzekomej niedemokratyczności i antyeuropejskości.  Autora wskazuje przy tym, że taka tendencja jest wielce prawdopodobna, a zarazem z gruntu niebezpieczna bo fałszywie demokratyczna. Istotą demokracji jest wszak suwerenność narodu wyrażająca się w akcie głosowania powszechnego. Narzucenie „narracji praworządnościowej”   może się skończyć tym, że zamiast woli narodów europejskich państw będziemy mieli do czynienia z narzuceniem woli elit brukselskich i ich postrzeganiem tego, co jest demokratyczne i odpowiadające unijnym wartościom, co przecież jest zgoła niedemokratyczne. Dlatego autorka zadaje retoryczne pytanie, czy po sporze o tzw. praworządność narody europejskie będą mogły jeszcze głosować na prawice siły polityczne.

Inny ciekawy tekst w intersującej nas tematyce zamieściła w „Le Figaro” Eugéne  Bastie, która jakiś czas temu podjęła temat dyskursu na temat praw dziecka, który jej zdaniem znika jeśli podnoszone są kwestie genderowe, w tym zwłaszcza zmiany płci i wychowania seksualnego. Autorka sugeruje, że we współczesnej Europie mamy do czynienia z wielkim mitem seksualnej emancypacji, a wolność zaczęła być kojarzona z seksualnością, co jest w rzeczywistości złudzeniem. Polityczna wolność nie może być – jaj zdaniem – sprowadzona do prostej emancypacji seksualnej, do postawienia tezy, że to płeć jest źródłem wszelkich nieszczęść ludzkości, a pełna seksualizacja ma być przysłowiowym lekiem na całe zło tego świata. Autorka wskazuje przy tym destrukcyjną rolę wychowania seksualnego, filmów dokumentalnych oraz instruktażowych pogadanek, które mają uświadamiać problemy genderowe, a zwłaszcza zmianę płci również u dzieci, w imię ich rzekomej pełnej wolności seksualnej, mimo, że przecież u dzidzi i małoletnich kategoria seksualności nie funkcjonuje, a seksualność poznaje człowiek dopiero w późniejszym wieku.   Genderowa rewolucje nadała jednak piętno seksualności wszystkiemu, a kwintesencją rzekomej emancypacji ma być wybór dziecka tego, czy chce być chłopcem czy dziewczyną, co nie jest bynajmniej demokracją tylko inżynierią społeczną i rodzajem demokratycznej, lewicowo-liberalnej eugeniki.

W podobne nurty uderzył w kwietniu na łamach „Le Figaro” Michel Houellebecq, którego można ogłosić mianem papieża prawicowej reformacji. Na kanwie dyskusji o projekcie ustawy o wspomaganiu estatncji francuski pisarz i publicysta wyraźnie sprzeciwił się legalizacji eutanazji, wskazując, że cywilizacja, która reguluje prawnie proces zabijania ludzi prowadzi do ustanowienia demokratycznego, legalnego Holokaustu i nie zasługuje na poszanowanie. Taka cywilizcja nie ma nic wspólnego z demokracją i wolnością jednostki, a pod pozorem rzekomej ochrony jednostki ustanawia inżynierię społeczną, która głosi kult sił, witalności, pracy. Jest ona, zdaniem Houellebecqa, kwintesencją laickości opacznie rozumianej. W tym bowiem przypadku religia została zastąpiona bożkiem wolności  pojmowanej jako prawo do robienie wszystkiego, bez opamiętania, beż żadnych konwencji społecznych, a liberalna wolność ma oznaczać de facto przyzwolenie na wszytko. W tym, zdaniem autora, tkwi największy fałsz tego sposobu myślenia, bo pod pozorem ochrony wolności człowieka, uderza on z całą siłą właśnie w człowieka, w tym w jego fizyczną egzystencję. W istocie rzeczy więc wolność człowieka ustępuje miejsca wolności ideologii. Tym sposobem człowiek staje się wtórny wobec politycznej ideologii, co nie jest demokracją tylko liberalną autokracją. 

Wspomniana wcześniej Eugéne  Bastie w majowym wydaniu „Le Fugaro” podjęła też temat zmiany poglądów młodych Europejczyków. Autorka wskazuje, że według najnowszych badań ok 26% młodych (ludzi w wieku 18-26 lat) deklaruje lewicowe poglądy. W ten sposób po raz pierwszy do wielu lat opcja prawicowa staje się dominującą wśród młodego pokolenia, zwłaszcza w takich państwach jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy.  Autorka mówi  nawet o silnej tendencji  młodych Europejczyków „do nawracania się na prawicowość”, przy czym wskazuje kilka tego powodów. Po pierwsze, jej zdaniem, powodem przechyłu jest rozczarowanie obietnicami lewicy, która mówiła o równości społecznej, państwie dobrobytu i maksymalizacji wolności.  Tymczasem szczególnie w obszarze gospodarki młodzi ludzie stoją na straconych pozycjach, o czym przekonuje chociażby rozmiar bezrobocia wśród młodych i to, że praktycznie nie widzą oni szans dla siebie w lewicowo-liberalnej gospodarce, co tylko pogłębiła pandemia i jej skutki ekonomiczne. Po drugie, powodem zmiany poglądów jest atrofia autorytetów, burzenie stabilnych punktów oparcia (jak no. Kościół), co sprawia, ze młodzi ludzie czują się „wykorzenieni”. Po trzecie, powodem jest ideologizacja dyskursu politycznego i podnoszenie do rangi problemów politycznych płci czy ekologii, które owszem mają znaczenie, ale nie mają, a w każdym razie nie muszą mieć stygmatu polityczności. Po czwarte, powodem jest zwyczajne znużenie lewicową retoryką, która w jakimś sensie się zużyła i nie proponuje nic nowego. Po piąte wreszcie powodem jest coraz wyraźniej widoczna potrzeba powrotu do ustalonego porządku i oparcia społeczno-politycznej rzeczywistości na tradycyjnych wartościach i autorytetach (rodzina, szkoła, Kościół). 

Z powyższego widać, że we współczesnej prasie francuskiej toczy się dyskusja, która pokazuje alternatywę dla lewicowo-liberalnego postrzegania świata. Na kanwie bieżących wydarzeń (we Francji to m.in. ubiegłoroczna zmiana prawa aborcyjnego i dyskusja toczona w kwietniu 2021 na temat eutanazji) podejmowane są  intelektualne dyskusje na temat „prawicowej alternatywy”, jak może być nie tyle zagrożeniem – jak to widziano jeszcze jakiś czas temu –  co przyszłością dla Francji i Unii Europejskiej.

 

 

Facebook
YouTube