Konserwatyzm traktowany jest jako zbiór poglądów, opinii i koncepcji, które uformowały się w opozycji do gwałtownych i radykalnych przemian społeczno-politycznych zapoczątkowanych przez Rewolucję Francuską. Konserwatyzm, jako spójna formacja ideowa, opowiadał się przeciwko niszczycielskiej sile radyklanego zarwania, burzenia autorytetów i dotychczasowych struktur oraz budowania koncepcji nowego człowieka w oderwaniu od wszystkiego tego, co przez wieki kształtowało kondycję człowieka. Stał na stanowisku, że ład społeczno-polityczny wymaga co najwyżej ewolucji, a nie ruchów gwałtownych, niszczycielskich, które w imię określonych idei i ideologii zdolne są zburzyć wszystko tylko po to, by stworzyć nowe, często fantasmagoryjne i utopijne wizje przyszłości. O ile przy tym w Europie północnej przyjęło się określenie konserwatyzmu, o tyle w Europie romańskiej raczej do dziś stosuje się określnie „prawica” na zbiorcze wyraźnie poglądów, które tworzą dekalog konserwatyzmu. Stąd bardzo często, szczególnie w narracji zachodniej, coraz częściej można spotkać sformułowanie o ideach i formacjach konserwatywno-prawicowych, które mają identyfikować zbiór tych wszystkich poglądów.
Polski konserwatyzm czy też, choć to określenie w Polsce jest nieco szersze, polska prawica ma jednak status eklektyczny. Już w latach 90-tych XX w. prof. Jerzy Szacki wskazywał, że konserwatyzm á la polonaise jest niezborny i eklektyczny. Jego konserwanty czy prawicowy profil widać przede wszystkim w warstwie aksjologiczno-światopoglądowej, podczas gdy w obszarze ekonomicznym jest on zdecydowanie bliżej lewicy, opowiadając się chętnie za transferami społecznymi i silnym powiązaniem państwa i gospodarki, co ma mało wspólnego z klasycznym poglądem o niewidzialnej ręce rynku, która ma samoregulować procesy ekonomiczne.
Ten syndrom eklektyzmu oferty konserwatywnej utrzymuje się do dziś. Stąd ugrupowania identyfikujące się jako prawica czy „konserwa” afirmują aksjologiczno-światopoglądowe poglądy konserwatywne, zdecydowanie słabiej i ostrożniej proponując taki sam, czyli konserwatywny program gospodarczy. Stąd biorą się właściwie stałe tematy w kampaniach wyborczych ugrupowań prawicowo-konsekrowanych, takie jak kwestie relacji państwo-kościół (przy czym dziś chodzi raczej o stosunek do papieża Jana Pawła II), aborcja, nauczanie religii czy – szerzej – nauczanie wartości, gender i LGBT, podczas gdy klasyczny program gospodarczy, charakterystyczny dla konserwatywno-prawicowego credo jest skrzętnie chowany. W to miejsce ugrupowania prawicowo-konserwatywne, myśląc pragmatycznie, raczej zbliżają się do lewicy społecznej, lansując szerokie programy społeczne i daleko idącą ingerencję państwa w gospodarce. To czy programy te i idące w ślad za nimi transfery społeczne mają czy nie mają sensu, nie ma w tym miejscu większego znaczenia. Liczy się to, że polski konserwatyzm jest niezborny, miotający się między ortodoksją światopoglądową, a wrażliwością społeczną lewicy w obszarze ekonomicznym.
Wydaje się, że ten stały motyw polskiego konserwatyzmu, żeby miał rację bytu musi się zacząć wreszcie zmieniać. Dowodzą tego zresztą dane z sondaży i tzw. fenomen Konfederacji, dla której poparcie, przy różnych sondażach i ich wahaniach, oscyluje dziś w okolicy 15%. Odpowiedź na pytanie o popularność tego ugrupowania (zwłaszcza wśród młodych), przy jednoczesnym suficie poparcia dla ugrupowań określających się prawicą lub „konserwą”, jest prosta. Konfederacja odwraca narrację, bardziej koncertując się na programie gospodarczym, a zarazem rezygnując z radykalizmu w obszarze aksjologiczno-światopoglądowym. Słusznie wychodzi z założenia, że ortodoksja w sferze wartości nie przekłada się już na poparcie elektoratu, gdyż w obliczu postępujących procesów laicyzacji, kreowania kultury wielkomiejskiej i globalizacji wartości przestają być tak bardzo sporne jak jeszcze jakiś czas temu. To skojarzone jest z profilem polskiego wyborcy konserwatywnego, który nie jest aksjologicznie zacietrzewiony, ale raczej zainteresowany jest spokojem, pewnością i prosperitą gospodarczą. Tu, paradoksalnie, sprawdza się stare porzekadło Donalda Tuska o „ciepłej wodzie z kranu”, którą dziś raczej należy kolorować z gospodarczą stabilnością, a przynajmniej przewidywalnością i brakiem radykalnych eksperymentów.
Rodzi się pytanie czy to oznacza, że polska prawica skazana jest na porażkę? Oczywiście nie, o ile we właściwym momencie zrewiduje swoje podejście do oferty, którą powinna zręcznie akomodować do realiów społecznych i politycznych. W efekcie, w obszarze ekonomicznym nie da się lasować w nieskończoność hasła kolejnej 15, 17 czy 20 emerytury. Dla wyborcy emerytura może być jedna, ważne żeby była godziwa, a przede wszystkim proporcjonalna do wysiłku i nakładu pracy włożonego przez beneficjenta świadczenia. Dlatego odpowiedzialny konserwatysta powinien zaproponować wreszcie racjonalny i realny program emerytalny, korelujący szersze tendencje społeczne (wskaźniki demograficzne, średnią długość życia, wzrost gospodarczy itp.). To samo, co jasne, dotyczy też np. systemu podatkowego, którego konstrukcja nie może drenować w nieskończoność klasy średniej by pompować społeczne transfery, bo w pewnym momencie klasa średnia po prostu zniknie i nastąpi znany z socjalizmu efekt urawniłowki (wszyscy są tak samo biedni i tak samo nic nie mają). Z kolei w obszarze światopoglądowym narracja z tradycyjnych tematów powinna być przesunięta gdzie indziej. Kolejne batalie z LGBT czy geneder nie mobilizują przecież już elektoratu, zwłaszcza konserwatywnego, dla którego kwestie np. gender są czymś w rodzaju „czary mary”, albo absolutną niszą społeczną i polityczną, nie budzącą ani ciekawości, ani zrozumienia. W sferze światopoglądowej stawiane być więc powinny szersze tematy i problemy takie jak Unia Europejska czy globalizacja. To one mobilizują dziś elektorat i to one – w coraz większym stopniu – są wyznacznikiem konserwatyzmu (w myśl hasła ostrożna integracja odpowiadająca idei Europy Ojczyzn to kwintesencja konserwatyzmu, zaś Europa federalna to fantazja lewicy i liberałów). Dlatego, patrząc na profile ideowe także innych formacji prawicowych w Europie, to stosunek do Unii Europejskiej powinien obecnie wyznaczać – i coraz częściej wyznacza – konserwatyzm i generalnie całą rywalizację polityczną. W konsekwencji po jednej stronie są ci wszyscy, którzy uważają, że lansowane jak manta hasło „więcej integracji” jest niebezpieczne i banalnie psute, a integracja europejska powinna mieć rozsądną miarę, zaś państwa narodowe nie powinny rezygnować z własnych interesów – to oczywiście sedno konserwatyzmu. Po drugiej zaś stronie są ci wszyscy, którzy ślepo wierzą, że państwa narodowe są przeżytkiem, że powinny abdykować z własnych interesów i tzw. racji stanu, i że integracja to istne perpetuum mobile, które doprowadzi nas do jednej wielkiej europejskiej federacji.