1. Makroekonomiczne uwarunkowania funkcjonowania eurosystemu

      Dominującą rolę w międzynarodowej architekturze finansowej po II Wojnie Światowej odegrał amerykański dolara. Charles De Gaulle, prezydent Francji, otwarcie stwierdził wprost, że USA, dzięki swojej niebywałej pozycji (privilège exorbitant) w światowym systemie monetarnym miały możliwość emitowania dolara w sposób nieograniczony jakąkolwiek zewnętrzną kontrolą. Faktycznie, uwarunkowania systemu Bretton Woods oznaczały dla USA w szczególności możliwość zadłużania się we własnej walucie na nieograniczoną właściwie skalę. Przewidując przyszłe konsekwencje takiej polityki dla wartości amerykańskiej waluty de Gaulle w 1965 roku zażądał wymiany francuskich rezerw dolarowych na złoto. Z czasem okazało się to początkiem końca systemu Bretton Woods, ostatecznie w 1971 roku (kiedy to prezydent Richarad Nixon „tymczasowo” zawiesił wymienialność dolarów na złoto), jednak nie przyczyniło się przyhamowania nawet ekspansjonistycznej amerykańskiej polityk pieniężnej. Przeciwnie – po upadku systemu Bretton Woods, uwolniony od kotwicy złota dolar stał się walutą emitowaną już całkowicie swobodnie. To co jednak pozostało niezmienione, to ogromna przestrzeń dla zwiększania dolarowej inflacji – głównie ze względu na swobodę jej „eksportu”, co zdecydowanie przesuwało w czasie moment, kiedy obywatele USA odczują jakiekolwiek związane z nią negatywne zjawiska. 

      Dominująca pozycja amerykańskiego dolara jako waluty międzynarodowej ułatwiła w szczególności finansowanie rosnących deficytów rachunku bieżącego bilansu płatniczego USA. Olbrzymi deficyt handlowy USA bilansowany był rezultatem ekspansji eksportowej innych państw, które gromadziły wielkie nadwyżki dolarów jako waluty rezerwowej (Chiny, Japonia, inne rynki wschodzące). Wywołany przez te deficyty napływ zagranicznego kapitału obniżał stopy procentowe i zwiększał dostępność kredytu. Jednak z czasem przekładał się na wzrost cen aktywów, stwarzając w ten sposób warunki do obniżenia progu ryzyka i rozluźnienia kryteriów oceny zdolności kredytowej, później, jak pamiętamy, z ich późniejszym katastrofalnym skutkiem w postaci kryzysu subprime

      Nasilające się zjawiska kryzysowe pokazały w szczególności bardzo wyraźnie słabości systemu opartego na dotychczasowych niepewnych fundamentach. Brak poważnej (do dzisiaj) reakcji na problemy widoczne już w latach 60tych XX w.  spowodował, że jednoczesnym problemem dla światowych gospodarek stawał się coraz większy dług, dzisiaj praktycznie już nie do spłacenia. 

      Fakt powszechności, zarówno w praktyce obrotu gospodarczego, jak i orzecznictwie mechanizmów waloryzacyjnych wprost wskazuje, że podręcznikowa funkcja pieniądza, jakim jest przechowywanie wartości w czasie dosyć szybko przechodzi do historii. Innymi słowy, już najwyższy czas na bardzo poważną debatę odnośnie przyszłej architektury monetarnej, w tym też o miejscu eurosystemu. 

      Wzywanie do takiej debaty nie jest – wydawałoby się – bardzo odkrywcze. Świadomość problemów systemów monetarnych, w tym w odniesieniu do wspólnej europejskiej waluty, jest powszechna. Dyskusji, analiz, konferencji, publikacji nie brakuje. Jednak czy one prowadzą do uzyskania fundamentalnej stabilności pieniądza? Już ponad pięćdziesiąt lat temu amerykański publicysta, Henry Hazlitt pisał o współczesnych mu i wcześniejszych ekonomistach zajmujących się systemami monetarnymi, że „przez ponad wiek bawili się pomysłem zaprojektowania lub wynalezienia idealnego systemu pieniężnego, jednak najwyraźniej bez sukcesu.” Czy dzisiaj wiele się zmieniło?

      Na pewno zmienił się od czasów Hazlitta poziom nierównowagi i w sposób niezwykle oczywisty poziom długu w światowych finansach. Tymczasem – i to wydaje się jednak nieprawdopodobne – analiza stanu dyskusji w ramach dzisiejszej doktryny wskazuje, że rozwiązaniem narastających problemów jest wciąż to samo – rozcieńczanie pieniądza i trzymanie się nadziei, że tym razem wszystko jednak dobrze się skończy. 

      Ekonomiści poszukują sposobu radzenia sobie z kolejnymi odsłonami kryzysu, ale niezdefiniowany pieniądz nie jest w stanie zapewnić koniecznego punktu odniesienia przy podejmowaniu reform. Jak zresztą można przeprowadzić trwałe reformy, jeżeli wysiłek analityczny skoncentrowany jest ewidentnie na symptomach, nie przyczynach? 

      Przykładem niech służy tu chociażby fundamentalne zjawisko inflacji/deflacji. Dzisiaj jest ono nagle definiowane jako wzrost/spadek ogólnego poziomu cen, nie – jak jeszcze kilka dekad temu – jako wzrost/zmniejszenie podaży pieniądza w gospodarce. Tymczasem wzrost cen jest jedynie symptomem inflacji, a nie jej istotą. Każdy sztuczny wzrost podaży pieniądza, który nie jest związany z naturalnym wzrostem produkcji, prowadzi do inflacji. Tego rodzaju inflacja zniekształca sygnały cenowe w gospodarce. Ceny zaś pełnią kluczową rolę w gospodarce jako wskaźniki rzadkości zasobów i preferencji konsumentów. Sztuczne zwiększenie podaży pieniądza prowadzić musi do błędnych informacji na temat rzeczywistego stanu gospodarki. W wyniku tego dochodzi do niewłaściwej alokacji zasobów. Przedsiębiorcy mogą błędnie oceniać rentowność inwestycji, opierając się na zniekształconych cenach. Sztuczna ekspansja kredytu, spowodowana obniżeniem stóp procentowych przez bank centralny, prowadzi do boomów inwestycyjnych. Te jednak są nienaturalne, nie są wynikiem rzeczywistych oszczędności w gospodarce. Kiedy rzeczywista sytuacja ekonomiczna staje się jasna, dochodzi do sytuacji, gdzie wiele z tych inwestycji okazuje się już nieopłacalnych.

      Polityka luzowania ilościowego EBC i ujemne stopy procentowe mogą mieć negatywne długoterminowe skutki dla euro, podobnie jak to, co widzimy w przypadku Rezerwy Federalnej USA. Tego typu polityka, choć stymuluje gospodarki w krótkim okresie, może prowadzić do inflacji i osłabienia waluty w dłuższej perspektywie.

      Wydaje się, że dzisiejsi zwolennicy interwencjonizmu państwowego i wykorzystywania roli polityki fiskalnej w stabilizowaniu gospodarki w krótkim nie pamiętają, albo nie chcą pamiętać, że nawet John Maynard Keynes krytykował nadmierną koncentrację współczesnej mu ekonomii na wynikach w krótkim okresie. Przede wszystkim Keynes był świadomy konieczności równowagi między krótkoterminowymi środkami zaradczymi a długoterminową stabilnością i wzrostem. Dzisiaj ewidentnie problem uzyskania takiej długoterminowej stabilności i wzrostu „nie istnieje”.

      Jeżeli nie przekonuje kogoś teoria ekonomii to przykładami realnych konsekwencji niezauważania problemów służy historia. Przykład XIX, chociażby, wiecznej łacińskiej unii monetarnej jest żywym przykładem na to, co może stać się, jeżeli UGW nie poweźmie odpowiednich, tj. rzeczywistych kroków. Niedawny (2002) argentyński kryzys finansowy jest z kolei przykładem na to, co może stać się, jeżeli nie zostanie rozwiązany problem zadłużenia państwa strefy euro. 

      W tym miejscu istotna uwaga – jeżeli jak to zostało wcześniej wykazane – amerykański dolar od czasu funkcjonowania w ramach działalności polityki pieniężnej FED utracił ok. 99% swojej wartości. Jeżeli dla celów przewidywania najbliższej przyszłości w tym zakresie przyjmiemy metodę ekstrapolacji danych (a nie ma żadnych racjonalnych argumentów, żeby tego nie zrobić), to musimy uznać, że proces utraty wartości waluty będzie trwał i objąć on musi pozostałą wartość, tj. 1% wartości oryginalnej (z 1913 r.). Pamiętajmy jednak, że ten 1% oznacza 100% wartości zasobów dolara na świecie. W literaturze przedmiotu trudno jednak znaleźć nawet wzmiankę o tym. 

      Należy w tym miejscu zwrócić jeszcze uwagę na dwie kwestie odnośnie przyszłości dolara. Po pierwsze, bazą dla wartości amerykańskiego dolara jest z pewnością realna pozycje USA na świecie (w zakresie, chociażby, militarnym). Po drugie – oprócz oczywistej kwestii relacji podaży i popytu waluty, istnieje jeszcze szereg czynników determinujących jej wartość.  Innymi słowy, wartość waluty zależy od złożonej kombinacji czynników ekonomicznych, politycznych i rynkowych. Stabilność gospodarki, polityka monetarna, popyt i podaż na rynkach międzynarodowych, poziom zaufania do kraju i jego instytucji, poziom rezerw walutowych (w przypadku USA – przykładowo – najwyższy poziom rezerwy złota) mają kluczowy wpływ na kurs danej waluty. Przede wszystkim USA dysponuje wypracowaną i dobrze funkcjonującą infrastrukturą finansową. Amerykańskie instytucje finansowe, takie jak giełdy i rynek obligacji skarbowych, są solidne i efektywne. Dzięki nim Stany Zjednoczone mogą utrzymać globalne zaufanie, nawet w obliczu wyzwań gospodarczych. Obligacje skarbowe USA są postrzegane jako bezpieczna inwestycja, a amerykańskie giełdy, jak NYSE i NASDAQ, mają ogromny wpływ na światowe rynki. Tym samym wskazany kierunek, w którym podąża dolar nie musi więc oznaczać liniowego zejścia do zera. 

      Problem jednak pozostaje. Amerykański dolar może stopniowo tracić swoją dominującą pozycję jako globalna waluta rezerwowa. Oprócz samej inflacyjnej polityki w Stanach Zjednoczonych istnieje szereg czynników, które mogą doprowadzić do zmniejszenia zaufania do dolara, w tym nadmierne zadłużenie USA, niestabilność polityki monetarnej oraz globalne próby dywersyfikacji rezerw walutowych. Wiele krajów, takich jak Chiny i Rosja, aktywnie dąży do zmniejszenia swojej zależności od dolara. Te kraje starają się rozwijać dwustronne umowy handlowe w lokalnych walutach, co w dłuższej perspektywie może ograniczyć użycie dolara w transakcjach międzynarodowych i zmniejszyć jego globalny wpływ. Polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych, w tym sankcje finansowe i nacisk na inne kraje, aby używały dolara, może w dłuższej perspektywie przynieść odwrotny skutek. Kraje dotknięte sankcjami (np. Iran, Rosja) mogą dążyć do stworzenia alternatywnego systemu finansowego, co raczej przyspiesza proces tzw. de-dolaryzacji.

      Eurosystem ma swoje specyficzne problemy. Przede wszystkim pamiętać należy, euro zostało stworzone z myślą o integracji europejskiej i wciąż jest bardziej projektem politycznym niż czysto ekonomicznym. Różnice gospodarcze między krajami strefy euro, zwłaszcza w kontekście zadłużenia, są jednym z największych zagrożeń dla trwałości wspólnej waluty. Podczas kryzysu zadłużenia w Europie, Grecja, Włochy i inne kraje były bliskie bankructwa, co groziło destabilizacją całej strefy euro. Choć kryzys ten został zażegnany, problemy strukturalne pozostają. W przyszłości, nawet już bardzo nieodległej, takie nierówności mogą doprowadzić do poważniejszego kryzysu.

      Jak w takich okolicznościach wygląda naprawdę przyszłość euro? Wszystko oczywiście zależy od skali i kierunku podjętych działań. Uwarunkowania pod wieloma względami są korzystne. W państwach UE istnieje silne dążenie do stabilności, w tym stabilności finansowej. Zresztą zawsze jest przecież tak, że chcemy, by pieniądz był stabilny, ażeby umacniał się jego kurs walutowy pieniądza krajowego, nie chciałby zaś, aby jego kurs i siła nabywcza spadała. W tym zakresie istnieje na ogół zgodność. Samo funkcjonowanie unii monetarnej w naszym kręgu kulturowym nie wywołuje raczej kontrowersji. Norma suwerenności monetarnej, która przez wieki obowiązywała, nie wydaje się stanowić więc jakiejś specjalnej przeszkody. 

      Euro z całą pewnością dysponuje jasnymi atrybutami pieniądza. Jest miernikiem wartości, środkiem płatniczym i środkiem tezauryzacji (gromadzenia skarbu). Podobnie jak USA, UE dysponuje dobrze rozwiniętą i funkcjonalną infrastrukturą finansową (w tym izba rozliczeniowa EUROCLEAR i wspomniany walutowy system rozliczeniowy, choć ze swoimi problemami, TARGET2).

      Na początek można więc przyjąć analityczne przynajmniej założenie, że skoro reputacja głównej waluty rezerwowej na świecie jest coraz częściej kwestionowana, to istniej szansa na szersze wykorzystanie euro w tych dziedzinach, gdzie dolar dotychczas miał pozycję dominującą.

      2. Warunki długoterminowego powodzenia projektu wspólnej europejskiej waluty 

        Strefa euro – jak to było wcześniej wskazane – staje aktualnie wobec potężnych wyzwań. Te będą wymagały jasnej świadomości zagrożeń i precyzji w realizacji przemyślanych strategii. Niezbędne jest jednak zrozumienie uwarunkowań, które – jak pokazuje w jednoznaczny sposób doświadczenie historyczne – stanowią warunek sine qua non funkcjonowania systemu monetarnego w dłuższym okresie. 

        Ponadto, pamiętać trzeba, że nie stanowi reformy finansów publicznych, tak często tym mianem właśnie określanym przez polityków i media, liczne, lecz drobne korekty odnoszące się zresztą z reguły do nie najważniejszych elementów finansów publicznych. Jeżeli z analiz stanu i funkcjonowania finansów publicznych wynika konieczność naprawy finansów publicznych, to trzeba przede wszystkim ustalić przyczyny tego stanu rzeczy, nie zaś oceniać potrzebę reformy po skutkach złego stanu finansów publicznych.

        2.1 Istota pieniądza

          Podstawowym warunkiem utrzymania stabilności pieniądza jest zrozumienie jego prawdziwej roli w procesie wymiany rynkowej oraz istocie kredytowej działalności dzisiejszego systemu bankowego. Jak pisał L. Longchams: Kto bada w systemach prawnych treść reguł, które się na nie składają, ten już wprost i z zamierzenia zajmuje się pojęciami, ich budową, związkami, które je łączą i różnicami, które je dzielą, niektórzy nawet widzą systemy prawne głównie jako systemy pojęć

          Tymczasem fundamentalne pojęcie pieniądza pozostaje niezdefiniowane. Na pewno dotyczy to euro, jak i – przykładowo – waluty polskiej. Samo pojęcie pieniądza jest dzisiaj dalekie od jednoznaczności. Budzi ono wprost liczne kontrowersje doktrynalne. Wydaje się, że wielość jego funkcji, form, mechanizmów transakcyjnych musi powodować komplikacje w zrozumieniu jego istoty. Faktycznie, nie ma powszechnej definicji pieniądza. Każda gałąź prawa patrzy na pieniądz inaczej.   

          Wspomniany wcześniej rozdźwięk pomiędzy powszechnym rozumieniem pojęcia inflacji dzisiaj i jeszcze kilka dekad temu powoduje absolutny brak w tym zakresie teorii w prawie. Praktycznie cała dyskusja w zakresie doktryny prawnej zamyka się w zakresie wymiany poglądu odnośnie nominalizmu i waloryzacji.

          W żaden sposób nie pomaga tu analiza porządku pieniężny w aspekcie międzynarodowym czy porównawczym. Kategoria pieniądza wymienialnego i niewymienialnego wiążę się z oceną jego wartości poza obszarem obowiązywania i z decyzją banków innych państw co do tego, czy daną walutę narodową uznać za pieniądz wymienialny, a jeśli już, to w jakiej relacji do innej waluty lub walut (ustalanie kursów walut obcych).

          W szczególności problematyczna – z analitycznego punktu widzenia – staje się wielość dominujących w obrocie płatniczym form zapłaty bezgotówkowej. Wielość ta powoduje, że pieniądz rozpatrywany na gruncie ekonomii, a także i prawa cywilnego, objawia dużo bardziej złożony charakter niż kiedyś. Dzisiejszy pieniądz z pewnością istotnie odbiega od dawnych konstrukcji, a zwłaszcza od pojęcia rzeczy. Problem pogłębia się przez fakt, że w doktrynie dyskutuje się w wielu aspektach (podatkowym, stosownego reżimu prawnego, relacji z prawnym środkiem płatniczym itd.) o prawnym charakterze pieniądza bezgotówkowego. 

          Dla prezentowanych tu wywodów wydaje się przydatne sformułowanie, że jako pieniądz w szerokim znaczeniu są tradycyjnie uznawane wszelkie środki płatnicze, których używa się w obrocie, a więc tak pieniądz krajowy i zagraniczny (banknot czy bilet bankowy, moneta), jak i różnego rodzaju papiery wartościowe – weksle, czeki, listy zastawne, obligacje itp., opiewające na pewne sumy (ilości) jednostek pieniężnych. Takie ujęcie pieniądza uzasadnia jego powiązanie z papierem wartościowym, dla którego płynność i zamiana na gotówkę będzie stanowić jedną z ważniejszych cech, pomimo że płynność pieniądza bywa ujmowana miernikiem jakim jest agregat pieniężny. 

          Z drugiej strony mamy pieniądz w znaczeniu ściślejszym; dotyczącym wyłącznie środków płatniczych, które z woli państwa dysponują mocą umarzania zobowiązań pieniężnych. Są to banknoty (bilety bankowe) i monety emitowane (wypuszczane w obieg), jako pieniądze, bez innych szczególnych założeń. Podsumowując, w prawie finansowym pieniądzem jest wszystko, co powszechnie akceptuje się jako zapłatę za dobra i usługi, a także jako środek spłaty długu.

          Konieczne jest także rozróżnianie poszczególnych instytucji. Przede wszystkim pieniądz to nie to samo, co kapitał, chociaż niestety te wyrażenia często są mylone. Różnica jest widoczna z ekonomicznego punktu widzenia. Pieniądz jest po prostu środkiem wymiany, kiedy pojęcie kapitału dotyczy inwestycji i generowania zysku.

          Wszystkie te formy mają swoje miejsce w praktyce obrotu gospodarczego i słusznie stanowią przedmiot analiz doktrynalnych. Dla dokonania faktycznej reformy walutowe, która odnosiłaby się do wspomnianych wcześniej problemów istotne są jednak tylko dwie kwestie. 

          Pierwsza dotyczy jakości pieniądza. Najprościej – przez jakość tę można rozumieć to, jak dobrze (lub źle) pełni on swoje funkcje. Fundamentalnym aspektem jakości pieniądza jest zaś stabilność jego wartości. Pieniądz ma stabilną wartość, gdy za daną kwotę można w kolejnych okresach nabyć z określonego koszyka tę samą liczbę dóbr. Inaczej – gdy przeciętny poziom cen owych dóbr jest stabilny. 

          Po drugie, stabilizacja systemu monetarnego warunkowana jest zrozumieniem różnicy pomiędzy pieniądzem i kredytem. Różnica ta wynika z ich innej natury i pochodzenia. Pieniądz jest fizycznym aktywem, który jest powszechnie akceptowany jako środek wymiany i posiada wewnętrzną wartość. Historycznie często odnosi się do metali szlachetnych, takich jak złot i srebro. Te aktywa – co niezwykle istotne – nie są zobowiązaniami żadnej strony. Oznacza to, że są one w pełni własnością posiadacza i nie zależą od wydajności czy wypłacalności innej strony. W tej perspektywie pieniądz jest czymś, co zachowuje wartość w czasie, ponieważ jest rzadki i nie może być łatwo stworzony lub zreplikowany przez jakiekolwiek podmioty – prywatno-, czy publicznoprawne. Z drugiej strony, kredyt stanowi obietnicę dostarczenia pieniądza w przyszłości. Kredyt jest tworzony przez banki w ramach udzielanych pożyczek. Jego istota związana jest z długiem. Kiedy banki udzielają kredytu, faktycznie tworzą roszczenie w stosunku do pieniądza. Kredyt nie jest jednak sam w sobie pieniądzem. Kredyt jest zatem zależny od zdolności (i woli) dłużnika do wypełnienia obietnicy spłaty pożyczki. Tym samym, kredyt jest mniej bezpieczny i mniej niestabilny niż pieniądz. Niestety, większość tego, co ludzie nazywają „pieniądzem” we współczesnej gospodarce, to w rzeczywistości kredyt tworzony przez system bankowy, a nie prawdziwy pieniądz w tradycyjnym sensie.

          Sprawa jest niezwykle istotna, w zasadzie dla zrozumienia istoty opisywanej w tej książce kwestii fundamentalna. Pomocne może być w tym momencie przypomnienie osoby Johna Pierponta Morgana (1837–1913), bardziej znanego jako J.P. Morgan, który był jednym z najpotężniejszych amerykańskich finansistów i bankierów w XIX i na początku XX wieku. Morgan był założycielem i szefem banku J.P. Morgan & Co., który odegrał kluczową rolę w finansowaniu i organizacji wielkich korporacji, zwłaszcza w przemyśle stalowym, kolejowym i energetycznym. J.P. Morgan zyskał również sławę dzięki swoim działaniom podczas kryzysów finansowych, szczególnie w 1907 roku, kiedy to pomógł uratować amerykańską gospodarkę przed załamaniem poprzez interwencję i stabilizację rynków finansowych. Był również kluczowym architektem tworzenia wielkich korporacji i trustów, takich jak United States Steel Corporation. 

          W 1912 roku J.P. Morgan został wezwany do złożenia zeznań przed tzw. Komisją Pujo, specjalnym podkomitetem amerykańskiego Kongresu, którego celem było zbadanie wpływu dużych instytucji finansowych i koncentracji władzy w amerykańskim systemie finansowym. Komisja badała tzw. „trust finansowy”, czyli sieć powiązań między największymi bankami, finansistami i korporacjami, która zdaniem niektórych kontrolowała znaczną część amerykańskiej gospodarki. 

          Podczas swojego zeznania Morgan wygłosił słynną sentencję: „Tylko złoto jest pieniądzem, wszystko inne to kredyt”. Co miał na myśli? W czasach współczesnych Morganowi światowy system finansowy opierał się – przypomnijmy – na standardzie złota, co oznaczało, że waluty narodowe były wymienialne na złoto według ustalonego kursu. Złoto było przy tym powszechnie uważane za jedyny prawdziwy, stabilny środek płatniczy. 

          Wypowiedź Morgana odzwierciedlała jego przekonanie, że złoto jest jedyną prawdziwą formą pieniądza, ponieważ ma wewnętrzną wartość i jest niezależne od ludzkich działań, takich jak drukowanie banknotów czy przyznawanie kredytów. Najistotniejsza wydaje się jednak druga część jego wypowiedzi: „wszystko inne to kredyt”. Odnosiła się ona do pieniędzy papierowych, obligacji i wszelkich innych form finansowych instrumentów, które opierały się na zaufaniu do emitenta. Dla Morgana prawdziwy pieniądz to coś, co ma rzeczywistą wartość (złoto), podczas gdy kredyt, choć ważny, był formą długu, opartą na obietnicach spłaty. Kredyt nie miał trwałej wartości sam w sobie, ale działał, dopóki istniało zaufanie do systemu. Morgan podkreślał, że fundamentem stabilnego systemu finansowego jest zaufanie. Bez względu na to, ile pieniędzy można wyemitować, jeśli brakuje zaufania, system finansowy może się załamać. Jego zdaniem złoto jako pieniądz zapewniało to zaufanie, podczas gdy kredyt mógł być zawodny, zwłaszcza w czasach kryzysów gospodarczych. Zeznania J.P. Morgana przed Komisją Pujo są dziś interpretowane jako ważny moment w historii amerykańskich finansów, odzwierciedlający jego konserwatywne poglądy na temat natury pieniądza i znaczenia zaufania w systemie finansowym.

          2.2 Ochrona wartości pieniądza 

            Ochrona wartości pieniądza jest wyrażeniem często spotykanym, najczęściej przy opisie funkcji banku centralnego. Czym jednak ta ochrona w istocie jest? Jakie są uwarunkowania jej efektywności? Przecież, przypomnijmy, analiza funkcjonowania wszystkich walut fiat w całej historii świata, bez wyjątku, pokazuje stałą, niepowstrzymaną tendencję do stopniowej utraty ich wartości. O ile podejmowanie działań związanych czy dotyczących ochrony wartości w postaci np. zapewnienia wymienialności jednostki pieniężnej, czy nadania jej statusu prawnego środka płatniczego nie stanowi problemu, to jednak jak należy odnosić się samej ochrony wartości? 

            Aby odpowiedzieć na powyższe pytania za kwestię podstawową uznajmy potrzebę jasnego zdefiniowania najważniejszych pojęć w analizowanym zakresie. Dotyczyć to będzie efektywności norm prawych mających na celu ochronę wartości pieniądza. Tutaj zaś napotykamy już na samym początku na duży problem. Nie bardzo wiadomo bowiem, jak w ogóle ujmować wartość, która ma być objęta ochroną. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na rozbieżność pojęć, które mogą stanowić dobry punkt odniesienia do budowy definicji ochrony pieniądza. 

            Z jednej strony mamy szerokie pojęcie stabilności finansowej. Z drugiej zaś, znacznie węższą „stabilność cen”. Ta druga ewidentnie odnosi się już bezpośrednio do wartości pieniądza. Pojawiają się tu jednak dwa kolejne problemy. Przede wszystkim mamy do czynienia z faktyczną zmianą rozumienia wskazanego już wcześniej pojęcia inflacji, która jeszcze niedawno, przypomnijmy, nadmierny wzrost emisji pieniądza, dzisiaj jest utożsamiana ze wzrostem cen. Drugą kwestią jest przyjęte dzisiaj powszechne rozumienie pojęcia „stabilności cen”, którą dzisiaj utożsamia się z dwuprocentową utratą jego wartości. 

            W doktrynie można spotkać całkiem racjonalne stanowisko, zgodnie z którym „wartość pieniądza” odnosi się do sposobu, w jaki pełni on swoje funkcje. Jednak, jak już wspomnieliśmy, wszystkie bez wyjątki waluty fiat tracą swoją wartość. Jak więc w praktyce wygląda działalność mająca na przynajmniej celu ochronę tej wartości?

            Powszechnym rozwiązaniem na świecie jest nadanie wybranej walucie statusu prawnego środka płatniczego. Status ten oznacza, że dany pieniądz jest uznawany przez prawo za oficjalny środek płatniczy w danym kraju lub jurysdykcji. W praktyce oznacza to, że jeśli ktoś oferuje spłatę zobowiązania pieniężnego w tej walucie, wierzyciel jest zobowiązany przyjąć tę zapłatę jako pełną i legalną formę spłaty długu. Wierzyciel nie może odmówić przyjęcia pieniędzy, które mają status prawnego środka płatniczego, jako zapłaty za zobowiązania pieniężne, np. za towary, usługi czy spłatę długu. Pieniądz o statusie prawnego środka płatniczego jest gwarantowany przez państwo, co oznacza, że jest on powszechnie akceptowany i uznawany w danym kraju. 

            Jak jednak faktycznie wpływa ten status na wartość pieniądza? Z pewnością można przyjąć, iż rozwiązanie takie, ze względu na prawny przymus, chroni tak samo walutę mocną, jak i walutę słabą. W odniesieniu do tej drugiej mamy więc do czynienia z prawnym zabezpieczeniem tejże słabości. Jest to bardzo istotna kwestia, zresztą analizowana już w odniesieniu do samego euro. Nie zapominajmy, że jak pokazuje doświadczanie historyczne, stabilne waluty funkcjonowały bez potrzeby nadawania im dodatkowego statusu.  Nie można więc pominąć w tym miejscu konkluzji, że zasadniczym celem tworzenia instytucji prawnego środka płatniczego w praktyce jest zobligowanie ludzi do używania zdeprecjonowanego pieniądza.

            Ponadto należy zwrócić uwagę na istotny aspekt norm prawnych regulujących okoliczności, które bezpośrednio związane są z możliwością zachowania wartości przez dany pieniądz. Prawo stanowione przez pastwo stanowi zespół norm określających powinność zachowań adresatów tych norm. Z norm prawnych wynika zatem: kto w określonych stanach faktycznych (hipoteza) ma pewne uprawnienia i obowiązki lub kompetencje oraz w jaki sposób może je zrealizować (dyspozycja), a także to, jakie poniesie konsekwencje w razie zachowania niezgodnego z wyznaczonym wzorcem (sankcja). Sankcja jest w oczywisty sposób niezbędnym elementem całej normy. Bez jej określenia trudno byłoby mówić o podstawie prawnej odpowiedzialności za zachowanie niezgodne z dyspozycją normy. 

            Oczywiście, teorii prawa słusznie zwraca się uwagę na pewną konwencjonalność pojęcia sankcji. Problematyczność sankcji pogłębia się tym bardzie w zakresie nauki prawa finansowego. Faktycznie, jeżeli zachowanie określone w dyspozycji normy prawa w tym zakresie mają nie tylko postać zakazu czy nakazu, lecz także często formę pozytywnego lub negatywnego bodźca, to nie może być inaczej. 

            Pozostawiając na boku całą dyskusję doktrynalna w tym zakresie, należy zwrócić jednak uwagę, że normy prawa walutowego nie mają tradycyjnej budowy (hipoteza, dyspozycja, sankcja). W szczególności element „sankcji” nie może tu być rozumiany jak ujemna konsekwencja zachowania niezgodnego z dyspozycją („właściwa” sankcja), ale raczej jako pewnego rodzaju następstwo prawne podjętych działań. 

            Problem polega na tym, iż adresatem norm prawnych prawa walutowego jest państwo, którego organy (czy bank centralny) świadomie wybierają tak rozumianą „sankcję” (czyli np. wzrost inflacji). Faktyczne (ekonomiczne) zaś konsekwencje takiej „sankcji” ponoszą inne podmioty (społeczeństwo bądź inne państwa w przypadku sztucznego zaniżania wartości waluty krajowej). Występuje tu wprost pewien paradoks – państwo opierając się na swoiście rozumianej ekonomicznej analizie prawa podejmuje najlepszą (w rozumieniu swojego interesu – przynajmniej krótkoterminowego, warunkowanego kalendarzem politycznym) decyzję niezgodną z dyspozycją normy prawnej (nakazującej dbałość o wartość pieniądza). 

            Jednak problemem w tym zakresie wydaje się także kwestia naturalnej ludzkiej percepcji instytucji pieniądza. Ludzie wykazują oczywiście żywe zainteresowanie znajdującą się w ich dyspozycji ilością jednostek pieniężnych. Jednocześnie zwykle nie są jednak do końca świadomi problemu zmniejszającej się ich wartości nabywczej, nawet jeżeli problem ten dotyka ich bezpośrednio. 

            Jednocześnie mamy bardzo istotny problem po stronie publicznoprawnej. Umiejętność tworzenia i stosowania prawa przez organy władzy publicznej gwarantuje powodzenie w polityce państwa i odwrotnie: złe prawo lub nieprawidłowe posługiwanie się nim przez pastwo skazuje politykę państwa na niepowodzenie. Znaczna część regulacji odnosi się do utrzymywania przez banki odpowiednich szczegółowych relacji poszczególnych składników ich bilansów do akcji kredytowej, czy aktywów płynnych do posiadanych depozytów. Jednak, jak twierdzi – przykładowo – A. Morrison, profesor Uniwersytetu Oxfordzkiego, wskutek nadmiernego skomplikowania analiz gospodarczych często przestajemy widzieć we właściwym świetle podstawowe instytucje ekonomiczne i prawne (Morrison, 2009, s. 120). Najbardziej podstawową zaś koncepcją jest to, że pieniądz jest (powinien być) uniwersalną miarą procesów gospodarczych i jako taki musi stanowić punkt odniesienia, a nie efekt niewytłumaczalnych działań w ramach systemu jego całkowicie dyskrecjonalnej podaży. 

            W zakresie ochrony wartości pieniądza istotna jest oczywiście kwestia odpowiedzialności podmiotu mającego o tę wartość dbać. W warunkach współczesnego systemu pieniężnego, w którym prawie całość pieniądza kreują instytucje kredytowe, niezbędny jest więc nadzór bankowy sprawowany przez bank banków, czyli bank centralny. Pamiętać należy, zobowiązanie do dbania o wartość pieniądza jest zatem bardzo słabo usankcjonowane. Z zobowiązania emitenta nie wynikają bowiem żadne roszczenia posiadaczy tego pieniądza. Jeżeli pieniądz zacznie tracić wartość, to posiadacz banknotu nie dysponuje roszczeniem odszkodowawczym względem emitenta. 

            2.3 Rezerwa cząstkowa – kreacja ex nihilo

              System bankowości opartej na rezerwie cząstkowej ma dwie fundamentalne wady. Po pierwsze, jakakolwiek forma bankowości depozytowej, która nie opiera się na rezerwie w wysokości 100 procent, wiąże się z tym, co można by nazwać prawną niemożliwością. Wykorzystując nadwyżki rezerw na udzielanie kredytów, bank faktycznie przekazuje tymczasowe prawo własności nad nimi jakiemuś pożyczkobiorcy, podczas gdy deponenci, którzy mają prawo do natychmiastowego wykupu, nadal zachowują swoje prawo własności do tych samych środków. Niemożliwe jest jednak, aby w tym samym czasie zarówno deponent, jak i pożyczkobiorca mieli wyłączne prawo do kontroli nad tymi samymi zasobami. Umowne zobowiązania banku nie mogą być zrealizowane. Jeżeli są realizowane, to wyłącznie poprzez naruszenie prawa innego deponenta.

              Kwestia była już omówiona, ale spójrzmy na nią z trochę innej perspektywy. Przyjrzyjmy się mianowicie z punktu widzenia depozytariusza celowi, dla którego zawierane są umowy depozytowe oraz – z perspektywy inwestora/pożyczkodawcy – umowy z przekazaniem bankowi własności środków. 

              Różnice pomiędzy obydwoma umowami (i zapatrywania podmiotów przekazujących bankowi pieniądze) są fundamentalne. Podstawowym tutaj punktem odniesienia jest cel, dla którego zawierana jest dana umowa. Odmienność charakteru prawnego wskazanych umów wynika przede wszystkim z ich innego celu gospodarczego. W przypadku depozytu nieprawidłowego – przypomnijmy – zdeponowanie środków nie oznacza, iż deponent zrezygnował z dysponowania nimi. Celem więc deponenta nie jest dochód – uzyskanie odsetek – a tylko zmiana formy dysponowania pieniędzmi. Umowa pożyczki przedstawia się w tym względzie zupełnie inaczej. Przede wszystkim do jej istoty należy odstąpienie od możliwości korzystania z przekazanego pożyczkobiorcy dobra, a także chęć zarobku w postaci odsetek. Dostępność bowiem pożyczonego dobra jest przeniesiona na pożyczkobiorcę, który może z tego dobra korzystać przez umówiony w kontrakcie pożyczki czas. W przypadku więc umowy pożyczki następuje przeniesienie samej własności, jak również faktycznej możliwości władaniem pożyczonym dobrem. W kontrakcie depozytu nieprawidłowego brak jest terminu – istotnej przedmiotowo cechy umowy pożyczki. Przede wszystkim jednak, na tle przedstawionych uwag oprocentowanie depozytu nieprawidłowego wiązałoby się z wewnętrzną sprzecznością całego kontraktu. 

              Być może źródłem powszechnego, nawet w kręgach bankowych i akademickich, niezrozumienia powyższej przedstawionych uwarunkowań jest fakt, iż stanowiącym tutaj punkt odniesienia starożytnym Rzymie bardzo rozwinięty system bankowy nie istniał. Zresztą analiza samych Digestów też nie daje całkowicie jasnego obrazu. Logiczna koncepcja rozdzielnia dwóch jakże innych umów wydawać się jednak powinna oczywista. Czy w momencie wypłaty środków z bankomatu zainwestowane wcześniej pieniądze przestają być zainwestowane? Czy w takiej sytuacji bank wypowiada w trybie natychmiastowym czyjąś umowę pożyczki? Czy przechowywane w bankowych skrytkach kosztowności podlegają jakiejś podwójnej dostępności? 

              2.4 Istota polityki pieniężnej

                Jak wynika z wcześniejszych rozważań, współczesny pieniądz powstaje w wyniku interakcji banków centralnych i banków komercyjnych. Najistotniejszą cechą tego pieniądza jest elastyczność jego podaży. Koszt produkcji pieniądza jest w perspektywie funkcjonowanie całego systemu monetarnego nieistotny, w każdym razie nie stanowi granicy dla powstania pieniądza. 

                Dla zrozumienia fenomenu źródeł współczesnego pieniądza należy zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy emisją pieniądza a emisją znaków pieniężnych. Emisja pieniądza obejmuje wzrost ilości pieniądza gotówkowego i bezgotówkowego w obiegu jako suma łączna, natomiast emisja znaków pieniężnych dotyczy pieniądza gotówkowego wprowadzonego przez bank emisyjny w postaci banknotów i monet. Kreacja pieniądza bezgotówkowego dotyczy szczególnie pieniądza bankowego, powstającego w wyniku operacji kredytowych i czynności rozliczeniowych dokonywanych przez banki w ramach bankowych bezgotówkowych rozliczeń pieniężnych. 

                Polityka pieniężna to działania podejmowane przez bank centralny danego kraju lub grupy krajów w celu kontrolowania podaży pieniądza i poziomu stóp procentowych w gospodarce. Celem polityki pieniężnej jest stabilizacja wartości pieniądza (co najczęściej rozumiane jest jako utrzymanie niskiej inflacji), wspieranie stabilności gospodarczej czy osiągnięcie pełnego zatrudnienia. Kluczowymi elementy polityki pieniężnej są stopy procentowe. Podstawową stopą procentowa jest stopa referencyjna. Ustalana jest ona w odpowiedniej wysokości, by wpływać na koszt kredytu i oprocentowanie depozytów w całej gospodarce. Poprzez podnoszenie lub obniżanie tej stopy, bank centralny chce wpływać na poziom konsumpcji, inwestycji i ogólny poziom aktywności gospodarczej. Ponadto w ramach operacji otwartego rynku bank centralny kupuje lub sprzedaje obligacje rządowe na rynku, tak aby regulować ilość pieniądza w obiegu. Kupując obligacje, zwiększa podaż pieniądza, a sprzedając – zmniejsza ją. W ramach określanej w ramach polityki pieniężnej rezerwy obowiązkowej banki komercyjne muszą utrzymywać stosowne środki w rezerwie w banku centralnym. Zmiana stopy rezerwy obowiązkowej wpływa na zdolność banków do udzielania kredytów, a tym samym na ilość pieniądza w gospodarce. Bank centralny dokonuje również operacji kredytowych. Tym samym 

                może udzielać krótkoterminowych pożyczek bankom komercyjnym. Wpływa to na ich zdolność do udzielania kredytów i płynność na rynku finansowym. W zależności od zamierzeń banku centralnego polityka pieniężna może być np. ekspansywna. Wtedy jej celem jest zwiększenie podaży pieniądza w gospodarce, co prowadzi do obniżenia stóp procentowych, zwiększenia konsumpcji i inwestycji oraz pobudzenia wzrostu gospodarczego. Stosowana jest zazwyczaj w czasie recesji lub spowolnienia gospodarczego. Polityka może być też restrykcyjna. Celem jej w takich warunkach jest zmniejszenie podaży pieniądza w gospodarce, co prowadzi do podniesienia stóp procentowych, ograniczenia konsumpcji i inwestycji oraz schłodzenia przegrzanej gospodarki. Stosowana jest w takim wypadku w celu kontroli inflacji.

                Tyle teoria. Natomiast zrozumienie realnego funkcjonowania polityki pieniężnej wymaga uwzględnia procesu decyzyjnego prowadzącego do określenia wyboru zaangażowania poszczególnych instrumentów polityki pieniężnej.  Proces ten zaś opiera się niemal całkowicie na modelach komputerowych, których racjonalność zależy przecież od danych wprowadzonych przez samych twórców tych modeli. 

                Można krytycznie odnieść się do wykorzystania modeli komputerowych do podejmowania decyzji przez banki centralne, zwłaszcza w kontekście polityki pieniężnej. Wiedza ekonomiczna jest rozproszona i subiektywna. Każdy uczestnik rynku dysponuje unikalnymi informacjami, które są dynamiczne, lokalne i trudne do ujęcia w jednolitej formie. Friedrich Hayek w swojej słynnej pracy „The Use of Knowledge in Society” argumentował, że centralne planowanie (w tym przypadku polityka pieniężna) nie jest w stanie efektywnie uwzględnić tej rozproszonej wiedzy. Modele komputerowe opierają się na agregowanych danych, które nie oddają subtelności decyzji poszczególnych podmiotów rynkowych, co prowadzi do błędnych założeń i prognoz. 

                Rynek jest złożonym systemem dynamicznym, który nieustannie się zmienia. Modele komputerowe zazwyczaj opierają się na danych historycznych i mają statyczny charakter, co oznacza, że nie są w stanie przewidzieć przyszłych zachowań złożonego systemu rynkowego. Próba przewidywania zachowań rynkowych za pomocą takich modeli jest skazana na niepowodzenie, ponieważ modele te ignorują kluczowy aspekt: ludzką przedsiębiorczość i kreatywność, które napędzają zmiany na rynku. Z kolei Ludwig von Mises w swoim dziele „Human Action” szczegółowo opisał problem kalkulacji ekonomicznej w systemie centralnie planowanym. 

                Modele komputerowe, stosowane przez banki centralne, są przykładami takich prób kalkulacji, które opierają się na zbyt uproszczonych założeniach dotyczących zachowań rynkowych. Mises twierdził, że bez rzeczywistego mechanizmu cenowego, opartego na wolnej wymianie i spontanicznych decyzjach rynkowych, nie jest możliwe efektywne zarządzanie gospodarką. Modele komputerowe nie mogą zastąpić procesu odkrywania cen na wolnym rynku. Zwrócić też należy uwagę na długoterminowe i często nieprzewidywalne skutki interwencji banków centralnych w politykę pieniężną. Wykorzystanie modeli komputerowych zakłada, że można przewidzieć reakcje gospodarki na konkretne środki polityczne, takie jak zmiany stóp procentowych czy podaż pieniądza. 

                Gospodarka jest zbyt skomplikowana, aby jej reakcje mogły być przewidywalne w powyżej wskazany sposób, a próba regulacji za pomocą algorytmów prowadzi do niezamierzonych konsekwencji, takich jak bańki spekulacyjne czy zniekształcenia struktury produkcji. Modele komputerowe często opierają swoje prognozy na agregatach makroekonomicznych, takich jak PKB, inflacja czy bezrobocie. Wskaźniki te mogą być jednak zwodnicze i nie odzwierciedlają rzeczywistej kondycji gospodarki. Na przykład sztuczne obniżenie stóp procentowych przez bank centralny może sprawiać wrażenie wzrostu gospodarczego, podczas gdy w rzeczywistości prowadzi to do niezrównoważonej ekspansji kredytowej i błędnej alokacji kapitału, co skutkuje kryzysami gospodarczymi. Analiza ekonomiczna powinna być prowadzona na poziomie jednostek i ich decyzji. Modele komputerowe często pomijają ten aspekt, upraszczając zachowania jednostek i sprowadzając je do formuł matematycznych i uśrednionych danych. 

                Takie podejście ignoruje kluczowe czynniki motywacyjne i psychologiczne, które kierują ludzkimi działaniami na rynku. Modele komputerowe zazwyczaj opierają się na założeniu racjonalnych oczekiwań i podejmowania optymalnych decyzji przez uczestników rynku. Takie założenie można jednak zakwestionować, wskazując na rolę niepewności w ludzkich decyzjach. Ludzkie działanie, o którym pisał Mises, nie jest doskonałe ani całkowicie racjonalne w kategoriach matematycznych; jest napędzane przez subiektywne oceny ryzyka, niepełną informację i zmieniające się preferencje, czego modele komputerowe ewidentnie nie są w stanie uwzględnić.

                Pojawiają się tutaj jeszcze dwa bardzo istotne problemy. Po pierwsze, każdy model jest tak dobry, jak dane wejściowe i założenia, które zostały do niego zaprogramowane. Nawet najprostsza analiza polegająca na zestawieniu przedstawianych przez (dowolny na świcie) bank centralny szacunków z rzeczywistym, kształtującym się po jakimś czasie obrazem gospodarczym nie pozostawia wątpliwości odnośnie poziomu racjonalności wykorzystywania tych modeli. 

                Po drugie, jeżeli założymy (wielokrotnie historycznie potwierdzoną) nieprecyzyjność, czy wprost błędność wykorzystanych w realnej polityce pieniężnej instrumentów, to naturalną konkluzją jest stwierdzenie, że w praktyce dochodzi sztucznych (nieodpowiadających faktycznym potrzebom) manipulacji stopami procentowymi i podażą pieniądza. Dalej zaś – taka ingerencja w mechanizm rynkowy musi przekładać się na zniekształcanie naturalnych sygnałów cenowych. To zaś prowadzić musi do błędnych inwestycji i tworzenia stanów nierównowagi. 

                W szczególności, utrzymywanie sztucznie niskich stóp procentowych, zachęca do nadmiernego zadłużania się i zachowań spekulacyjnych, co w dłuższej perspektywie jest nie do utrzymania. Faktyczne w strefie euro, ciągłe zwiększania podaży pieniądza prowadzić musi i prowadzi do dewaluacji wspólnej waluty. W praktyce działania banków centralnych, w tym EBC, tworzą niespójne warunki gospodarcze, które nieuchronnie prowadzą do kryzysów finansowych. 

                3. Przyszłość eurosystemu

                  Biorąc pod uwagę powyższe rozważania oraz aktualne uwarunkowania gospodarczo-polityczne, można rozważyć szereg rozwiązań dla funkcjonowania wspólnej waluty w przyszłości. 

                  3.1 System walutowy fiat oparty (wciąż) na bankowej rezerwie cząstkowej

                    Brak fundamentalnych zmian, zasadniczo pozostaje status quo. System w dalszym ciągu opiera się na – przede wszystkim – przywileju bankowym prowadzenia działalności z rezerwą cząstkową. Euro pozostaje niezdefiniowane. Dalej nie jest możliwe zdefiniowania jego jednostki pieniężnej inaczej niż metodą idem per idem (jedno euro to jedno euro, jedno euro to ilość pieniędzy, za którą można nabyć towary lub usługi o wartości jednego euro).

                    Jakiekolwiek słyszymy argumenty za racjonalnością takiego systemu, to pamiętać należy, iż doktryny prawne zmierzające do uzasadnienia bankowości opartej na rezerwie cząstkowej były zawsze formułowane ex post facto. Nie opierały się na wcześniejszych zasadach prawnych, które dały początek pewnym czynnościom prawnym. Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na niejednoznaczność stale obecną w doktrynach tego rodzaju umowy bankowej, dramatyczne wprost wysiłki zmierzające do uniknięcia jasności i przejrzystości w jej traktowaniu. Jak pokazuje historia, systemy pieniądza fiat rozpadają się zawsze, po drodze systematycznie zmniejszając wartość jednostki pieniężnej. 

                    Eurosystem posiada oczywiście swoje charakterystyczne cechy, jednak żadna z nich stanowi nie punktu odniesienia do analizowania możliwości zahamowania procesów zawsze związanych z funkcjonowaniem walut fiat. 

                    W szczególności wymuszony realiami gospodarczymi gwałtowny wzrost stóp procentowych od 2022 roku oznacza nieuniknione spotkanie nadmiernie zadłużonych przedsiębiorstw z rzeczywistością, czyli konieczność obsługi wyższego poziomu zobowiązań. Spotkanie to może często (a właściwie niemal na pewno) prowadzić do fali bankructw, która jest już zresztą widoczna. Teoretycznie można uznać to zjawisko za pozytywne, przynajmniej w tym sensie, że porządkuje sytuację na rynku. Ważne jest jednak, by zwrócić uwagę na kondycję całego europejskiego systemu bankowego. Kluczowe banki strefy euro mają bowiem globalnie relację aktywów do kapitału własnego na poziomie 20:1, co oznacza, że nie byłyby w stanie pokryć strat wynikających z kolejnej fali bankructw kredytobiorców. 

                    Innymi słowy, pojawia się fundamentalne (choć mało widoczne w debacie publicznej) pytanie, czy eurosystem przetrwa nieuniknioną w przewidywalnej przyszłości normalizację sztucznie zaniżonych stóp procentowych.

                    3.2 Cyfrowe euro 

                      Przede wszystkim – pieniądz cyfrowy banku centralnego nie posiada żadnej cechy, która czyniłaby go bardziej odpornym na wskazane powyżej problemy. Stan zaawansowania w zakresie wdrożenia takich systemów, w tym e-euro, powoduje jednak konieczność odniesienia się do przedstawianych uwarunkowań funkcjonowania cyfrowej wspólnej waluty. 

                      Od razu też trzeba powstrzymać popularne zapatrywania w stylu – pieniądz cyfrowy jest dla systemu pieniężnego tym samym, czym e-mail był dla komunikacji – tak na pewno nie jest.  

                      Analizy dotyczące CBDC koncentrują się na dwóch formach jego potencjalnego funkcjonowania. Pierwsza dotyczy płatności wysokokwotowych i w tym zakresie CBDC miałby objąć systemy tych płatności oraz systemy rozrachunku papierów wartościowych i transakcji transgranicznych. Druga zaś dotyczyłaby operacji powszechnie dostępnych, czyli płatności detalicznych.

                      Można uznać, że planowane wprowadzenie CBDC w wariancie dostępnym dla wybranych instytucji finansowych, z przeznaczeniem do realizacji płatności wysokokwotowych, czyli rozrachunków międzybankowych, jest ciekawą koncepcją. Z pewnością odpowiada ona wyzwaniom dzisiejszego i przyszłego rozwoju technologii, jednocześnie pozostając w ramach dotychczas wypracowanej dwupoziomowej struktury bankowości (bank centralny oraz banki komercyjne).

                      Z kolei model powszechnego CBDC, stanowiącego odpowiednik dzisiejszej gotówki i depozytów w bankach komercyjnych, stanowiłby całkowite novum. Zmiana ta jednak nie miałaby – jak w przypadku ogarnięcia formą pieniądza cyfrowego rozrachunków międzybankowych – znaczenia technicznego, ale przełożyłaby się w sposób fundamentalny na pozycję prawną podmiotów korzystających z systemu. 

                      System CBDC jest ogólnie przedstawiany jako odpowiedź na nowe czasy, wykorzystanie możliwości, jakie oferują nowe technologie, oraz jako alternatywa dla dotychczasowych, niestabilnych pod względem wartości kryptowalut. Jednak przede wszystkim analiza dostępnych raportów banków centralnych wskazuje na jednolity trend w postrzeganiu CBDC jako panaceum na dotychczasowe problemy związane z niedoskonałościami w realizacji polityki pieniężnej. Zakładane cechy CBDC — takie jak całkowite bezpieczeństwo technologiczne systemu, wyższe stopy procentowe lokat pieniężnych w porównaniu z bankami komercyjnymi, pewność stabilności waluty dzięki możliwości stosowania narzędzi polityki pieniężnej, w tym ujemnych stóp procentowych, a przede wszystkim brak konieczności bilansowania budżetu banku centralnego przy jednoczesnym korzystaniu z benefitów ekspansji monetarnej — są często przedstawiane jako oczywiste założenia, niewymagające dowodu.

                      Analiza dostępnych opracowań dotyczących CBDC wskazuje na dużą zbieżność w prezentowanych wnioskach. Wydaje się, że wnioski zawarte w pierwszych raportach przygotowanych przez duże międzynarodowe organizacje nie zostały do dziś znacząco rozbudowane. Brakuje poważnych prób zmierzenia się z kluczowymi elementami projektowanego systemu. Standardem jest raczej hasłowe powielanie zalet planowanego rozwiązania („pieniądz cyfrowy przyniesie poprawę jakości…” itd.), bez rzetelnej analizy możliwych kontrargumentów.

                      CBDC miałby tak naprawdę jedną zaletę. Pieniądz ten ma bowiem potencjał do znacznego uproszczenia procesów płatniczych, eliminując pośredników, którzy są obecnie zaangażowani w standardowe transakcje elektroniczne. Obecnie, w tradycyjnym systemie finansowym, przy każdej transakcji angażuje się kilka różnych podmiotów, takich jak banki, inne podmioty procesujące płatność (Visa, Mastercard, izby rozliczeniowe). Każdy z nich pobiera swoje opłaty, a sama transakcja może być opóźniona przez procedury weryfikacyjne i przetwarzanie. CBDC, faktycznie, mogłoby uprościć ten proces, pozwalając na bezpośredni przepływ pieniędzy pomiędzy stronami transakcji. Dzięki temu, płatności byłyby szybsze, tańsze i bardziej efektywne, ponieważ nie wymagałyby zaangażowania tylu pośredników ani przechodzenia przez skomplikowane sieci finansowe. Kwestia jest istotna, ale wydaje się, że to jedyna pozytywna strona waluty cyfrowej.

                      Podstawowym punktem odniesienia do analizy szczególnych założeń funkcjonowania wspólnej europejskiej waluty w cyfrowej postaci może być Report on a digial euro z października 2020 r. oraz kolejne raporty z przeglądów przygotowania do realizacji projektu, ostatni z września 20204 r., przygotowane i opublikowane przez EBC. Publikacje te w naturalny sposób koncentrują się i na specyficznych kwestiach technicznych dotyczących transformacji wspólnej waluty, co czyni je jednak zbyt szczegółowymi dla niniejszej analizy. Lepszym punktem odniesienia mogą być opisy uwarunkowań i zestawienie argumentacji zawarte w publikacji przygotowanej przez Narodowy Bank Polski (dalej jako Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021), ta bowiem ma bardziej ogólny charakter i chyba bardziej odnosi się do samej istoty cyfrowej waluty.

                      Już w tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na ryzyko nadużyć systemu przez państwo oraz – z drugiej strony – na brak akceptacji społeczeństwa dla całkowicie nowego systemu pieniężnego. W dostępnych raportach banków centralnych pomija się istotny aspekt: ceną za zakładaną stabilność waluty może być brak stabilności środków zgromadzonych przez podmioty prywatne. Środki te, w imię stabilności systemu, mogą być dowolnie redukowane (np. w wyniku ujemnych stóp procentowych) lub podlegać przymusowi wydatkowania w określonym terminie (pieniądze na koncie mogą mieć termin ważności, po którym po prostu znikną). Taki mechanizm stanowi de facto odrzucenie dotychczasowego dorobku ludzkości w zakresie oszczędzania, np. na przyszłość dzieci.

                      Koncepcja ujemnych stóp procentowych jest zresztą skrajnym przykładem nienaukowej wiary w makrozarządzanie systemem pieniężnym (Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021, s. 9; Bofinger, 2018, s. 3). Jest to rozwiązanie, które stoi w sprzeczności z podstawową wiedzą ekonomiczną na temat funkcji oszczędności oraz preferencji czasowej, zgodnie z którą pieniądz dostępny teraz jest wart więcej niż ten dostępny w przyszłości. Podobna sytuacja dotyczy koncepcji ręcznego sterowania okresem, w którym środki pieniężne mogą być wykorzystane. Założenie, że państwo może decydować o czasie przechowywania oszczędności (gdzie niewykorzystane w określonym terminie środki znikają z konta właściciela) jest tak radykalnie niemoralne, że nie zasługuje na dalszą analizę.

                      Inny argument, który pojawia się niemal we wszystkich raportach dotyczących CBDC, to potrzeba ograniczenia tzw. „wykluczenia finansowego” (np. Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021, s. 9). Jeśli rozwiązaniem tego problemu (czyli braku dostępu do technologii potrzebnych do korzystania z nowoczesnych systemów płatności – takich jak komputer czy smartfon – lub braku umiejętności obsługi tych urządzeń, a także braku konta w banku internetowym) ma być wprowadzenie faktycznego przymusu (wszyscy będą musieli posiadać i umieć obsługiwać takie urządzenia), to można go narzucić bez zmiany systemu monetarnego. Przecież możliwe byłoby wprowadzenie sankcji prawnych za brak odpowiednich urządzeń lub konta w banku internetowym. Autorzy entuzjastycznych analiz dotyczących CBDC zdają się nie zauważać – lub nie chcą zauważyć – że rzeczywiste problemy związane z brakiem dostępu do kosztownych urządzeń czy kont bankowych, lub nieumiejętnością korzystania z nowoczesnych technologii (co dla niektórych osób stanowi problem nie do przezwyciężenia), mają głębsze przyczyny niż tylko brak przymusu. Najlepszym przykładem są osoby starsze, które często zmagają się z trudnościami w posługiwaniu się hasłami, loginami i ogólnie nowymi technologiami. Czy te właśnie osoby zamierzamy teraz przymusowo „ratować” z „wykluczenia finansowego” poprzez odebranie im gotówki?

                      Zapowiedź monitorowania transakcji uczestników rynku w celu zwalczania nieuprawnionej działalności brzmi jeszcze bardziej groźnie (Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021, s. 9). Zrozumiałe jest założenie, że terroryści czy inni przestępcy mogą posługiwać się gotówką – jest to trafna uwaga. Jednak gotówką posługują się również wszyscy inni członkowie społeczeństwa. Czy mamy wszyscy zostać pozbawieni korzyści wynikających z obrotu gotówkowego, aby jedynie w niewielkim stopniu utrudnić działania przestępców? Oczywiście, terroryści i przestępcy szybko znajdą nowe rozwiązania, takie jak szersze wykorzystanie firm-słupów, powrót do barteru, czy też stosowanie różnych form quasi-pieniądza (Zieliński, 2015, s. 745). Jeśli mamy pozbyć się gotówki ze względu na przestępców, to konsekwentnie powinniśmy również rozważyć eliminację wszystkiego, czego oni używają, na przykład internetu czy telefonów komórkowych (Dowd, 2019, s. 392). Czy naprawdę autorzy raportów proponują dyskusję nad kluczowymi kwestiami dla państwa na tak powierzchownym poziomie argumentacji? 

                      Podobnie wygląda kwestia opisu ogólnych cech planowanego państwowego pieniądza cyfrowego. W raportach jest on przedstawiany jako „aktywo bezpieczne i pozbawione ryzyka kredytowego”, które ma dodatkowo „utrzymywać zaufanie do systemu monetarnego i bankowego państwa” (Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021, s. 9). Jest określany jako „wolny od ryzyka” (Kabza, 2018, s. 6), a bezgotówkowa gospodarka ma „wyeliminować ryzyko ogólnej paniki bankowej” (Bofinger, 2018, s. 3).

                      Najbardziej zatrważającym elementem dostępnych raportów wydaje się postrzeganie planowanego systemu w wyraźnie zideologizowany sposób, przedstawiając go jako narzędzie „ułatwiające bezpośrednią dystrybucję środków” (Pieniądz cyfrowy banku centralnego, 2021, s. 30). Można oczywiście twierdzić, że takie rozwiązanie wzmocni redystrybucyjną rolę finansów publicznych, zakładając racjonalność tej funkcji. Jednak nietrudno wyobrazić sobie sytuacje motywowane niejasnymi przesłankami, w których dochodzi do bezpośrednich, tanich pożyczek lub wręcz transferów finansowych realizowanych bezpośrednio na wybrane konta indywidualnych gospodarstw domowych i firm (Płóciennik, 2021, s. 2). 

                      W takim układzie bank centralny miałby pełną kontrolę nad transferami finansowymi i dysponował technologią, która umożliwiałaby wymuszanie realizacji wszystkich decyzji w tym zakresie. Czy autorzy raportów bankowych naprawdę nie dostrzegają tu żadnych zagrożeń? Raporty milczą na ten temat – choć powinny to uwzględniać.

                      Kompleksowa analiza wniosków zawartych w raportach wymaga zwrócenia uwagi nie tylko na to, co się w nich znajduje, ale także na to, czego w nich brakuje. Przegląd dostępnych raportów i analiz wyraźnie pokazuje, że podczas opisywania potencjalnych, pozytywnych skutków wdrożenia CBDC – takich jak redystrybucja środków, wyższe oprocentowanie depozytów w porównaniu z bankami komercyjnymi itp. – nie wspomina się o równoważeniu ekspansji monetarnej wywołanej przez CBDC. Innymi słowy, brakuje analizy ryzyka systemowego. Zamiast tego mówi się jedynie o wycofywaniu z obiegu banknotów i monet, które stanowią niewielką część bazy monetarnej. Jest to kluczowa kwestia dla spójności prezentowanej koncepcji. Jej pominięcie (bo przecież autorzy raportów muszą być świadomi tego problemu) podważa naukowy charakter publikowanych analiz. Dyskutując o najważniejszych kwestiach społecznych, takich jak kształt systemu monetarnego, należy wykazywać się intelektualną uczciwością.

                      Inną podobną, kwestią, jest sukcesywne utożsamianie w raportach dotyczących wdrażania cyfrowych walut (w tym, niestety, we wspomnianym raporcie o cyfrowym euro z 2020 r. i publikowanych później raportach wdrożeniowych przygotowywanych przez EBC) elektronicznej formy posługiwania się pieniądzem i źródeł jego emisji. Podkreślanym wielokrotnie argumentem za wprowadzeniem pieniądza cyfrowego ma być zauważany spadek posługiwania się gotówką w praktyce obrotu gospodarczego. Tymczasem forma realizacji płatności i emisja pieniądza to dwie zupełnie odrębne kwestie. 

                      Dla każdego jest oczywiste, że posługujemy się przede wszystkim elektronicznymi formami płatności. Jest to wygodniejsze, bezpieczniejsze, praktycznie pod każdym względem racjonalniejsze niż posługiwanie się gotówką. Podobnie byłoby jednak przy wprowadzeniu – przykładowo – standardu złota. Sugerowanie, że standard ten uwzględniałby dokonywanie w sklepach zakupów przy pomocy kawałków kruszcu jest – znowu – bardzo nieuczciwe. Standard złota dotyczy wyłącznie określenia limitów emisji pieniądza, tym samym zabezpieczenia jego wartości i w żaden sposób nie ogranicza wykorzystania nowych technologii przy dokonywaniu płatności. W dalszym ciągu posługiwalibyśmy się przy płatnościach telefonami, aplikacjami, przelewami internetowymi. To powinno być oczywiste. I równie oczywiste powinno być, że do wykorzystania nowych i bezpiecznych technologii płatniczych cyfrowe euro nie jest po  prostu potrzebne.

                      Biorąc pod uwagę możliwość tak fundamentalnej zmiany w systemie pieniężnym, należy przede wszystkim uwzględniać aspekty prakseologiczne. Oznacza to, że ludzie nie zachowają się zgodnie z naszymi planami, lecz tak, jak sami będą chcieli w odpowiedzi na zmienione okoliczności. Sytuacja ta jest podobna do promowanej w ostatnich latach, również w środowisku naukowym, Nowoczesnej Teorii Monetarnej (Modern Monetary Theory), która odrzuca dotychczasowe ograniczenia podaży pieniądza. Zwolennicy tej teorii, opierając się na modelach w Excelu (które tam mogą się sprawdzać), nie zauważają, że w rzeczywistości gospodarczej sytuacja zmieni się diametralnie. W praktyce nie będą mieli do czynienia z automatycznymi funkcjami, lecz z ludźmi. Ci zaś, obawiając się o przyszłą wartość swoich oszczędności, po prostu uciekną z systemu, legalnie lub nielegalnie, zabierając swoje pieniądze. Podobnie można założyć, że spotkałoby to system cyfrowej waluty banku centralnego, który z czasem mógłby nie mieć już kogo obsługiwać.

                      Doświadczenia historyczne jednoznacznie pokazują, że pierwotne założenia zwolenników centralnego zarządzania zawsze rozbijają się o rzeczywistość. Całkowita kontrola nad wszystkimi operacjami finansowymi, bezpośrednie transfery fiskalne, zarządzanie popytem poprzez ograniczenia czasowe dotyczące przechowywania oszczędności, ujemne stopy procentowe – wszystko to wydaje się idealnym rozwiązaniem problemów gospodarczej niestabilności. W praktyce jednak system ten doprowadziłby do takich samych rezultatów, jak wszystkie wcześniejsze próby ręcznego, centralnego sterowania gospodarką.

                      3.3 Powrót do rezerwy stuprocentowej

                        Model funkcjonowania współczesnego systemu monetarnego wydaje się naturalny. Ciężko jest przyjąć, że jakaś alternatywa może w ogóle istnieć. Takich alternatyw w zasadzie w ogóle nie rozpatruje się we aktualnej literaturze przedmiotu. Z drugiej strony, przyjęte na tle całej historii pieniądza założenie, że to pożyczkobiorca – jak dzisiaj – jest faktycznym sprawcą powstania nowej siły nabywczej pieniądza jest jednak nie do przyjęcia. 

                        Podobnie – bank centralny w postaci jaką znamy jest instytucją, bez której trudno jest dziś wyobrazić sobie funkcjonowanie gospodarki, z pewnością zaś polityki pieniężnej. W teorii nauk ekonomicznych wprost monopol emisyjny banku centralnego nie jest uznawany powszechnie za warunek sine qua non racjonalnie funkcjonującego systemu gospodarczego. Faktem pozostaje przede wszystkim, iż przez wiele stuleci było inaczej. Historia pieniądza to okres przynajmniej kilku tysięcy lat. Historia bankowości centralnej jest zdecydowanie krótsza. Najstarsze europejskie banki centralne mają przeciętnie mniej niż 200 lat. A tak naprawdę to dopiero w XX wieku rządy wchłonęły i zmonopolizowały produkcję pieniędzy. 

                        Tymczasem historia pokazuje przykłady banków centralnych operujących na zupełnie innych zasadach. Przykładem niech będzie siedemnastowieczny Bank Amsterdamski. 

                        Bank Amsterdamski (Amsterdamsche Wisselbank), założony w 1609 roku, odegrał kluczową rolę w utrzymaniu stabilności pieniądza w XVII wieku, szczególnie w kontekście handlu międzynarodowego. W tamtym czasie Amsterdam był jednym z najważniejszych centrów handlowych Europy, a system pieniężny w Europie był bardzo zróżnicowany i chaotyczny. Bank Amsterdamski przyczynił się do rozwiązania wielu problemów związanych z obiegiem różnych walut i niespójnościami w wartości pieniądza. Wprowadził system depozytowy, który umożliwiał handlowcom deponowanie różnych monet o różnej wartości, które były często zdeprecjonowane lub uszkodzone. W zamian za to bank wystawiał kwity depozytowe w bankowej jednostce rozliczeniowej, która miała stałą wartość. 

                        Umożliwiło to stabilizację wartości pieniądza, gdyż transakcje były oparte na solidnym fundamencie. Dzięki tej instytucji, uczestnicy rynku mogli mieć większe zaufanie do wartości pieniądza, ponieważ bank gwarantował wymienialność bankowych jednostek rozliczeniowych na złoto i srebro o ustalonej jakości. Bank oferował pełne pokrycie rezerwowe (100% rezerw), co oznaczało, że każdy kwit depozytowy był pokryty odpowiednią ilością metalu szlachetnego. To zwiększało pewność i zaufanie w transakcjach.   

                        Bank odegrał kluczową rolę w rozwoju Amsterdamu jako globalnego centrum handlowego, umożliwiając łatwe i bezpieczne przeprowadzanie międzynarodowych transakcji finansowych. Dzięki temu, że handel mógł opierać się na stabilnych jednostkach walutowych, ryzyko związane z fluktuacjami wartości walut było zredukowane, co sprzyjało wzrostowi gospodarczemu i handlowi. 

                        Choć analizowany bank nie był bankiem centralnym w dzisiejszym rozumieniu, jego działalność w zakresie emisji stabilnej jednostki pieniężnej, zarządzania rezerwami i wpływu na politykę monetarną stanowiła wczesny przykład instytucji finansowej, która odgrywała rolę stabilizatora systemu pieniężnego, co w przyszłości miało kluczowe znaczenie dla rozwoju banków centralnych.

                        Fundamentalną rolę w działalności analizowanej instytucji pełniła stuprocentowa rezerwa. Czy taki system jest możliwy dzisiaj? Kilka lat temu, dwójka ekonomistów z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Jaromir Benes i Michael Kumhof, w artykule „The Chicago Plan Revisited” wykorzystali nowoczesne modele ekonometryczne do analizy, jak takie rozwiązanie mogłoby wyglądać w praktyce. To nie są marginalne rozważania. IMF poważnie potraktował koncepcję rezerwy stuprocentowej i przygotował szczegółową analizę jej zastosowania, zwracając uwagę na korzyści takie jak lepsza kontrola nad fluktuacjami w gospodarce, całkowite wyeliminowanie ryzyka runu na banki, oraz znaczne obniżenie poziomu długu publicznego i prywatnego, ponieważ tworzenie pieniądza nie wiązałoby się już z równoległym tworzeniem długu.

                        Warto zauważyć, że koncepcja bankowości opierającej się na wymogu rezerwy stuprocentowej (w odniesieniu do rachunków płatnych na żądanie) jest nie tylko elementem historii, ale także pojawia się w nowoczesnych analizach (Lainà, 2015, s. 19) oraz wystąpieniach znanych postaci ze świata finansów. Na przykład, były gubernator Banku Anglii Mervyn King w publicznym liście z 30 sierpnia 2010 roku wyraził poparcie dla powrotu do zasad z 1844 roku (King, 2010). Dodatkowo, Międzynarodowy Fundusz Walutowy w swoich analizach wskazuje na korzyści takiej reformy, takie jak lepsza kontrola nad fluktuacjami w gospodarce i eliminacja ryzyka runu na banki, a także znaczne obniżenie poziomu długu publicznego i prywatnego (Benes, 2012). Podobne analizy można znaleźć również w raportach Banku Anglii (Thorp, Philip, 2000, s. 6).

                        Na marginesie warto wspomnieć, że podobne rozwiązania funkcjonują obecnie w krajach arabskich, które prawdopodobnie dzięki temu w dużym stopniu uniknęły skutków kryzysu z 2008 roku. Kluczową cechą bankowości islamskiej jest rezygnacja z oprocentowania i odsetek. W tym modelu bankowości źródłem zysku nie są odsetki ani tworzenie długu kredytowego, lecz produkcja dóbr i udział w zyskach z ich sprzedaży. Chociaż jest to nieco inny temat, zasadniczo dotyka istoty omawianej kwestii.

                        W modelu bankowości islamskiej pieniądze inwestowane są bezpośrednio w gospodarkę realną, co eliminuje „sztuczną” kreację pieniądza oraz działania spekulacyjne (Karwowski, 2005, s. 71). Banki działające według tego modelu nie pomnażają pieniędzy poprzez emisję kolejnych transz długów, lecz operują rzeczywistym kapitałem pochodzącym z depozytów. Deponent ponosi rzeczywiste ryzyko, co daje mu prawo do udziału w realnych zyskach. Wysokość zysku nie jest ustalona z góry i nie wynika z wcześniej określonego procentu, lecz z rzeczywistego zysku wypracowanego w procesie gospodarowania. Zgodnie z zasadami bankowości islamskiej, bank i klient współdziałają, dzieląc się zarówno zyskiem, jak i ryzykiem straty oraz samą stratą. Istotne jest przestrzeganie zasad równości stron i respektowanie umów, także tych ustnych. Umowy powinny być klarowne i zrozumiałe dla obu stron. W praktyce banki islamskie mają charakter jednoznacznie finansowy, a ich zadaniem jest gromadzenie wolnych środków finansowych, które są następnie wykorzystywane do celów produkcyjnych. 

                        Zastanawiając się nad możliwą reformą walutową należy takżę wziąć pod uwagę konsekwencję istoty prawnej dzisiejszej konstrukcji umowy rachunku bankowego, jaką jest nadanie bankom komercyjnym przywileju kreacji pieniądza. Jakie jest mianowicie ratio legis takiego przywileju (poza oczywiście fantastycznym interesem finansowym samych banków) w sytuacji, kiedy decyzja o wielkości emisji pieniądza i tak całkowicie pozostaje w gestii państwa? 

                        Jak pokazują problemy współczesności z rozchwianiem sytemu finansowego ewidentna staje się potrzeba dyscypliny i pełnej jasności w zakresie podaży pieniądza. Jeżeli funkcjonujemy w ramach pieniądza papierowego, to niech kompetentnym w zakresie emisji będzie w pełnym zakresie państwo (bank centralny) a nie dodatkowo wybrani przedsiębiorcy. Sprawa jest istotna o tyle, że aktualny system niewiele ma wspólnego z wolnym rynkiem. Z jednej bowiem strony, w większości państw świata sektor finansowy jest jednym z najbardziej upolitycznionych sektorów gospodarki. Z drugiej powinno się wyciągnąć wnioski z dokonywanej przez kilka dekad deregulacji rynku finansowego. 

                        Deregulacja rynków finansowych, która nabrała tempa w ostatnich kilku dekadach, miała na celu zwiększenie efektywności i konkurencyjności sektora finansowego. Jednakże, miała również szereg negatywnych konsekwencji, zwłaszcza w kontekście systemu bankowego. Deregulacja doprowadziła do większej liberalizacji działalności banków, co z kolei zwiększyło ryzyko systemowe. Banki zaczęły angażować się w bardziej ryzykowne operacje finansowe, takie jak handel instrumentami pochodnymi czy udzielanie kredytów subprime. Ryzyka te były często słabo rozumiane lub ignorowane, co prowadziło do powstawania tzw. „baniek” spekulacyjnych, których pęknięcie mogło wywołać poważne kryzysy finansowe, jak miało to miejsce podczas globalnego kryzysu finansowego w 2007-2008. 

                        Deregulacja, szczególnie w odniesieniu do obowiązków informacyjnych i przejrzystości operacji finansowych, przyczyniła się do kryzysu zaufania do instytucji finansowych. Skandale związane z nadużyciami, takie jak manipulacje stopą LIBOR czy masowe oszustwa związane z instrumentami finansowymi (jak w przypadku kredytów hipotecznych subprime), podważyły zaufanie społeczeństwa do banków i całego systemu finansowego. Deregulacja sprzyjała konsolidacji w sektorze bankowym, co doprowadziło do powstania megabanków, które były tak duże, że ich upadek mógłby zagrozić całemu systemowi finansowemu. Koncepcja „zbyt duży, by upaść” stworzyła problem ryzyka, w którym banki podejmowały nadmierne ryzyko, licząc na to, że w razie problemów otrzymają pomoc publiczną. 

                        Cała sytuacja prowadziło do obciążeń dla budżetów państw, które musiały ratować banki w czasie kryzysu. Deregulacja osłabiła mechanizmy nadzorcze i regulacyjne, które były wcześniej wprowadzone w celu ochrony stabilności finansowej. Likwidacja lub złagodzenie regulacji, takich jak ustawa Glass-Steagall w USA, która oddzielała działalność bankową od inwestycyjnej, doprowadziła do łączenia różnych rodzajów ryzyka w jednym podmiocie. To przyczyniło się do powstawania kryzysów finansowych, które miały charakter globalny i systemowy. 

                        Jednocześnie kryzysy finansowe, wynikające z nadmiernego ryzyka, często dotykały najsłabsze grupy społeczne, które traciły oszczędności, miejsca pracy i dostęp do kredytów. Deregulacja prowadziła do powstawania niekontrolowanych cykli boomów i załamań na rynkach finansowych. Brak odpowiednich regulacji sprzyjał nadmiernej ekspansji kredytowej i spekulacji, co prowadziło do powstawania baniek na rynkach aktywów. Gdy bańki te pękały, następował gwałtowny spadek wartości aktywów, co miało dalekosiężne negatywne konsekwencje dla gospodarki realnej. W wyniku deregulacji obserwowano również spadek standardów etycznych w sektorze finansowym. Zachęta do maksymalizacji zysków często prowadziła do działań niezgodnych z interesem klientów i społeczeństwa, takich jak ukryte opłaty, manipulacje rynkowe czy wprowadzanie klientów w błąd co do ryzyka związanego z oferowanymi produktami finansowymi. 

                        Podsumowując, deregulacja rynków finansowych – przy pozostawieniu w rękach instytucji kredytowych możliwości kreacji pieniądza – przyczyniła się również do wzrostu nierówności dochodowych i majątkowych.

                        System uwzględniający system stuprocentowego pokrycia depozytów oczywiście radykalnie zmieniłby funkcjonowanie rynku finansowego. Środki przeznaczane na kredytu pochodziłyby nie ze wszystkich depozytów, a wyłącznie z lokat terminowych. Fakt braku dostępu klienta banku (posiadacza rachunku) do ulokowanych środków wiązałby się oczywiście z wynagrodzeniem w postaci odsetek. Z drugiej strony, lokaty typu a’vista stałyby się oczywiście rachunkami (dla ich posiadaczy) płatnymi. Rozwiązanie to nawiązuje w pewnym stopniu do powracającego pomysłu oddzielenia „bankowości inwestycyjnej” od tradycyjnej „bankowości depozytowej”, chociaż wydaje się, że podział ten może funkcjonować również w ramach jednego podmiotu gospodarczego. 

                        3.4 Standard złota

                          Standard złota stanowił podstawę funkcjonowania systemów monetarnych. Odgrywał kluczową rolę w historii finansowej świata, wpływając na stabilność gospodarek i systemy walutowe wielu krajów. Złoto od dawna było uważane za symbol wartości i było używane jako środek wymiany w różnych cywilizacjach, od starożytnego Egiptu po Imperium Rzymskie. Pierwszym krajem, który formalnie przyjął standard złota, była Wielka Brytania w 1821 roku. Standard ten polegał na tym, że wartość funta była bezpośrednio powiązana z określoną ilością złota. Inne kraje zaczęły naśladować ten system, aby stabilizować swoje waluty i ułatwiać międzynarodowy handel. W drugiej połowie XIX wieku coraz więcej krajów przyjmowało standard złota. Francja, Niemcy i Stany Zjednoczone były wśród tych, które przystąpiły do systemu. W okresie od roku 1870 do wybuchu I wojny światowej standard złota sprzyjał rozwojowi międzynarodowego handlu, ponieważ zapewniał stabilność kursów walutowych, co z kolei ułatwiało przepływ towarów i kapitału między krajami. 

                          Wybuch I wojny światowej w 1914 roku doprowadził do zawieszenia standardu złota w wielu krajach. Państwa potrzebowały finansować swoje działania wojenne, co wymagało emisji znacznej ilości pieniędzy bez pokrycia w złocie. Po wojnie próbowano przywrócić standard złota, ale gospodarki były zbyt zniszczone. Wielka Brytania wróciła do standardu złota w 1925 roku, ale już po kilku latach musiała go ponownie porzucić w 1931 roku ze względu na globalną depresję.

                          Po II wojnie światowej, w 1944 roku, ustanowiono system Bretton Woods, który opierał się na dolarze amerykańskim jako walucie rezerwowej. Stany Zjednoczone zobowiązały się wymieniać dolary na złoto po stałej cenie (35 USD za uncję złota). Pozostałe waluty były powiązane z dolarem. W 1971 roku prezydent USA Richard Nixon – jak była już o tym mowa – zakończył wymienialność dolara na złoto, co oznaczało faktyczny koniec standardu złota na świecie. 

                          Decyzja ta była odpowiedzią na rosnącą inflację i wycofywanie złota przez inne kraje. Po 1971 roku większość krajów przeszła na system walutowy oparty na pieniądzu fiat, co oznacza, że waluty nie są już powiązane z żadnym surowcem, takim jak złoto, ale ich wartość opiera się na zaufaniu do rządu i gospodarki danego kraju. Przejście na system fiat umożliwiło większą elastyczność polityki pieniężnej, ale jednocześnie wprowadziło ryzyko inflacji i destabilizacji walutowej. Jednocześnie zastąpienie standardu złota przez system oferujący elastyczną podaż pieniądza było uzasadnione szeregiem argumentów. Można teraz im się przyjrzeć. 

                          Przede wszystkim współcześni ekonomiści wskazują na szereg wad systemu monetarnego oparty na złocie. Przede wszystkim wskazuje się na jego deflacyjny charakter. Mówi się, że standard złota może prowadzić do deflacji, ponieważ podaż pieniądza jest ograniczona przez ilość dostępnego złota. Jeśli gospodarka rośnie szybciej niż podaż złota, to wzrost popytu na pieniądz może prowadzić do spadku cen. Argument taki ma z pewnością sens przy założeniu dalszego funkcjonowania państwowego zadłużania się, jako że właśnie zwiększenie wartości pieniądza jest zabójcze dla zadłużonych państw. Ale może czas już przyjąć koncepcję świata, gdzie nie ma spirali zadłużenia. Ponadto wzrost wartości pieniądza ewidentnie sprzyja oszczędnościom, co z kolei prowadzi do – bardzo zachwalanego przecież – bardziej zrównoważonego wzrostu gospodarczego. Podobnie, stabilność wartości pieniądza sprzyja długoterminowym inwestycjom. Stanowienie prawa – co podkreśla C. Kosikowski – opierać się powinno nie tylko na przestrzeganiu reguł stricte normatywnych, ale także na szerzej rozumianych standardach (etycznych, społecznych itd.). Wynika z tego, że nie wolno ludzi oszukiwać. Dotyczy tu kwestii naturalnej ludzkiej percepcji instytucji pieniądza. Ludzie wykazują oczywiście żywe zainteresowanie znajdującą się w ich dyspozycji ilością jednostek pieniężnych. Jednocześnie zwykle nie są jednak do końca świadomi problemu zmniejszającej się ich wartości nabywczej, nawet jeżeli problem ten dotyka ich bezpośrednio. Kwestia deflacji dotyczy oczywiście interesów zadłużonego państwa a nie ludzi.

                          Ekonomiści wskazują również, że w systemie standardu złota bank centralny nie ma możliwości swobodnego dostosowywania podaży pieniądza do potrzeb gospodarki. Ogranicza to możliwość prowadzenia polityki monetarnej w celu łagodzenia cykli koniunkturalnych czy reagowania na kryzysy gospodarcze. Tymczasem ograniczenia narzucone przez standard złota powinny być postrzegane jako zaleta, a nie wada. Brak elastyczności w polityce monetarnej zapobiega nadmiernej emisji pieniądza i sztucznemu pobudzaniu gospodarki, co często prowadzi do cykli boomów i załamań (np. bańki spekulacyjne). Tu cytat, że ekonomiści myślą o krótkim terminie. Złoto stałoby się podstawą wspólnej waluty, uwalniając ją – przede wszystkim – od dalszych politycznych manipulacji, tym samym dając możliwość przetrwania w dłuższym okresie. Euro mogłoby zostać ostatecznie „zdefiniowane” jako waga złota korespondująca z kursem rynkowym. Odnoszenie się do pieniądza jako do równego (w czasie) miernika wydaje się zasadne. Tak rozumiany bowiem pieniądz wydawałby się już jasną konstrukcją prawniczą. Pojawia się tutaj więc potrzeba jakiegoś zdefiniowania jednostki pieniężnej (nie na zasadzie idem per idem, ale w relacji do stałego punktu odniesienia). Istotne jest, że złoto jest jedynym pieniądzem, który nie jest czyimś zobowiązaniem. Jednakże pobieżna nawet analiza jednoznacznie wskazałaby, iż proponowane dziś dla strefy euro rozwiązania dotyczą sytuacji, które przy zachowaniu standardu złota po prostu nie miały by miejsca. Najważniejsze w zakresie standardu złota z perspektywy dzisiejszych problemów euro może być odwołanie do sytuacji nieroztropnej polityki finansowej (Grecja). W systemie waluty złotej taka polityka jest oczywiście możliwa (nadmierne wydatki wciąż pokrywane mogą być długiem). Niezależny od polityków pieniądz – jak pisze M. Machaj – szybko jednak rządzących sprowadziłby na ziemię. Tym samym ważne jest zrozumienie, jak bardzo gospodarka potrzebuje niezależnego pieniądza, nie zaś – co dzisiaj wydaje się niepodważalne – „niezależnego” banku centralnego. 

                          Wartość pieniądza nie powinna być kwestią prawnie obojętną (dzisiaj to faktycznie wynik decyzji z zakresu polityki pieniężnej). Świadczy o tym chociażby konstytucyjny obowiązek (w przypadku NBP) dbania o wartość (czyli ochrony) pieniądza. Gdyby klauzule generalne prawa walutowego („stabilność finansowa”, „stabilność cen”) były bardziej dookreślone, to wyeliminowałoby (zmniejszyło) możliwość naruszania norm prawa walutowego.

                          Współczesne regulacje prawne nie wydają się w pełni uwzględniać fundamentalnych zmian dotyczących funkcjonowania sytemu pieniężnego (ewolucja pieniądza – od postaci towarowej do postaci symbolicznej). Dzisiejszy pieniądz (pieniądz papierowy, fiat) wydaje się być tym samym pieniądzem co kiedyś (zwalnia z zobowiązań, stanowi prawny środek płatniczy), jednak zasadniczą słabością regulacji prawa walutowego jest posługiwanie się klauzulami generalnymi (np. „stabilność finansowa”), które nie mogą zastąpić automatyzmu funkcjonowania pieniądza kruszcowego.

                          Przeciwko standardowi złota podnosi się też argument dotyczący kwestii produktywności. Tym samym wydaje się on być racjonalny. Złoto, które musi być przechowywane jako zabezpieczenie waluty, jest zasobem nieproduktywnym. Ekonomiści argumentują, że zasoby te mogłyby być lepiej wykorzystane w produktywnych inwestycjach, które przyczyniałyby się do wzrostu gospodarczego. Jednak złoto, choć nieproduktywne w tradycyjnym sensie, pełni kluczową rolę w zapewnieniu stabilności systemu monetarnego. Złoto chroni przed inflacją i arbitralnymi decyzjami politycznymi, które mogą destabilizować gospodarkę.

                          Kolejnym argumentem przeciwko standardowi złota jest to, że może on prowadzić do nierównowagi bilansów płatniczych, co w efekcie może wywoływać międzynarodowe kryzysy walutowe. Kraje z deficytem bilansu płatniczego mogą być zmuszone do wycofywania złota z rezerw, co prowadzi do deflacji i kryzysów gospodarczych. Wydaje się jednak, że jest dokładnie odwrotnie. Standard złota jest mechanizmem, który naturalnie koryguje nierównowagi w handlu międzynarodowym. Uważają, że wymuszone korekty, takie jak deflacja w krajach z deficytem bilansu płatniczego, są zdrową reakcją rynkową, która prowadzi do przywrócenia równowagi, a nie do długoterminowych kryzysów. Ponadto, system monetarny uwzględniający różne waluty trochę przypomina barter. Ma podobne wady – potrzebę podwójnej zbieżności. 

                          Na koniec, mało poważny można by powiedzieć, chociaż bardzo powszechny błąd logiczny. Otóż złoto nie przynosi odsetek. Ponadto, na taki układ nakłada się problematyczna struktura odsetek dla deponenta. Jedynym wewnętrznie spójnym rozwiązaniem byłoby wypłacanie odsetek deponentowi lokat terminowych, przy jednoznacznym przeniesieniu prawa własności do środków na lokacie na bank. Wynika to z samej istoty pieniądza, który jest środkiem wymiany i jako taki sam z siebie po prostu nie może tworzyć odsetek. Pieniądz bowiem sam w sobie nie przynosi, wbrew powszechnemu poglądowi, oprocentowania. Możliwość uzyskania tego oprocentowania wynika dopiero z zawartej umowy pożyczki, której pieniądze są przedmiotem. Podstawowym przykładem jest tu umowa rachunku bankowego, która w ekonomicznym sensie stanowi przecież pożyczkę. Rzymską paremię pecunia pecuniam parere non potest (pieniądz nie może rodzić pieniądza) należy rozumieć dosłownie, a nie tak jak się powszechnie przyjęło. Własność środków pieniężnych, które jednocześnie miałyby być aktywami przynoszącymi odsetki, jest teoretycznie logicznie sprzeczna. Mimo to, jest to element obecnego systemu prawnego.

                          Jeżeli chodzi o długoterminową wartość złota – kruszec ten od pięciu tysięcy lat pełni funkcję pieniądza, a ceny wielu towarów w nim wyrażane pozostały niemal niezmienione od czasów starożytnych. W tym czasie pojawiło się i upadło setki systemów walut fiat, które zniknęły w obliczu hiperinflacji. Wobec tego dyskusja o stabilności złota wydaje się tracić sens z perspektywy naukowej.

                          Jeszcze w aspekcie bardzo praktycznym – szereg państw unijnych posiada duże rezerwy złota (Niemcy, Włochy, Francja). Przyjęcie standardu złota stało by się w tej perspektywie tylko kwestią techniczną. 

                          Podsumowanie

                          Być może mamy taką sytuację, że powszechność wykorzystania pieniądze, i to coraz częściej w cyfrowej, czyli dosyć abstrakcyjnej formie, powoduje, że zadajemy pytań o istotę tychże pieniędzy. Być może też ten brak pytań, czy w zakresie naukowym – analiz bierze się stąd, iż pewne zainteresowanie instytucją pieniądza przyniosły dopiero ostatnie lata – obciążone coraz bardziej widocznym kryzysem finansów publicznych. Wcześniej, jeszcze w XIX w. okresowi pomyślnej pod względem walutowej koniunktury na świecie towarzyszył raczej zastój badań nad cyklem koniunkturalnym i kryzysem gospodarczym. Może też po prostu, stabilność monetarna powoduje, że prawo ani doktryna nie jest gotowe na negatywne zmiany. Można też chyba zaryzykować twierdzenie, że przyczyną tego stanu rzeczy jest to, że nauka o pieniądzu ma tendencję do zapominania genezy pieniądza. Jednak jak to powiedział Winston Churchill o znaczeniu przeszłości dla zrozumienia przyszłości – „Im bardziej potrafisz patrzeć wstecz, tym dalej widzisz w przód.” 

                          Historyczna analiza funkcjonowania systemów monetarnych wskazuje jednoznacznie na skuteczność pewnych rozwiązań dysfunkcję innych. Nie powinno też ulegać wątpliwości, że regulacje prawa walutowego powinny być jednoznacznie sprzężone z (meta) normami konstytucyjnymi/traktatowymi (ochrona wartości pieniądza) oraz zasadami ogólnymi finansów publicznych (jawność, przejrzystość, dyscyplina finansowa…). Innymi słowy normy prawa walutowego powinny być podporządkowane ogólnym zasadom prawa finansów publicznych, czyli mają te zasady realizować. Jeżeli prawo walutowe nie służy ochronie interesu finansowego Unii, to od razu pojawiają się patologie, w sposób bardzo wyraźny – np. systemowy udział sektora bankowego w finansowaniu niedopuszczalnych, również na bazie Traktatów, państwowych deficytów budżetowych. 

                          Biorąc pod uwagę doświadczenia historyczne oraz – z drugiej strony – uwarunkowania współczesnego pieniądza należy przyjąć, że warunkiem przezwyciężenia kryzysu jest zrozumienie istoty pieniądza oraz faktycznych możliwości jego ochrony (ochrony jego wartości) przez państwo czy organy międzynarodowe. Te zaś mogą w pełni skutecznie regulować wyłącznie funkcję płatniczą pieniądza (możliwość regulacji poboru danin publicznych w pieniądzu będącym prawnym środkiem płatniczym), nie zaś jego ekonomiczną wartość. 

                          Odnośnie praktyki obrotu gospodarczego, to najważniejsze jest przeciwstawienie się ekscesom praktyki a nie tworzenie nowych norm prawnych. Wprowadzane rozwiązania prawne nie powinny być w każdym razie wynikiem dramatycznych reakcji na kryzysy, najczęściej uwzględniających powrót do interwencjonizmu gospodarczego, ale odzwierciedlać dążenie do stabilności w długim okresie. Choć może to nie brzmieć efektownie, podstawowym wnioskiem z wcześniejszych analiz jest to, że aby utrzymać stabilność eurosystemu, euro powinno być traktowane nie jako niedookreślone „europejskie dobro” lecz jak każda inna instytucja prawna. Oznacza to, że należy wymagać od euro spójności wewnętrznej oraz od wszystkich podmiotów publicznoprawnych przestrzegania norm traktatowych.

                          Facebook
                          YouTube