Łacińskie powiedzenie ex iniuria ius non oritur, znaczące dokładnie tyle, co „z bezprawia nie rodzi się prawo” jest fundamentem europejskiej kultury prawnej. Tej samej, w której ugruntowało się pojęcie praworządności, choć pamiętać trzeba, że czasami było ono bardzo odmiennie interpretowane. Inaczej nieco do praworządności podchodziły ujęcia anglosaskie (rule of law), inaczej ujęcia kontynentalne, na które największy wpływ wywarła niemiecka idea państwa prawnego (Rechtsstaat).
Niezależnie jednak od niuansów, zgodnie przyjmowano, że jest pewien zbiór wspólny, który akceptuje zarówno idea rule of law, jak i idea Rechtsstaat. Do zbioru tego należało m.in. przekonanie, że praworządność to nałożenie pewnej dyscypliny na władzę, żeby zabezpieczyć system, a zwłaszcza obywateli, przed arbitralnymi, dowolnymi, dyskrecjonalnymi decyzjami. W ochronie państwa i poszczególnych systemów, które na nie się składają (społecznego, prawnego, gospodarczego) chodzi więc w pierwszej kolejności o wyznaczenie nieprzekraczalnych barier dla postępowania władzy, i zapewnienie przewidywalności jej działania, które pozwala układać wszelkiego rodzaju stosunki prawne i pozaprawne. To jest to minimum, które zawiera każda koncepcja praworządności, niezależnie od wszystkich innych detali akcesoryjnych.
Kiedy władza podejmuje więc działania dyskusyjne, które mniej lub bardziej wyraźnie mogą być postrzegane jako uderzenie w to minimum minimmmorum praworządności, słusznie rodzi się społeczny opór. Stąd rację miał prof. Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, kiedy mówił, że „podstawową koniecznością jest przypomnienie sobie, że z bezprawia nie rodzi się prawo, a praworządności nie da się budować na fundamencie bezprawia”. Wskazał przy tym, że „jeśli zaczniemy tak budować praworządność, to do niczego nie dojdziemy”, a państwo będzie powoli rozmontowywane, także w sensie społecznym i aksjologicznym, gdyż zniszczymy autorytet państwa i prawa. Zasady ex iniuria ius non oritur nie można więc relatywizować. Nie można uznać, że wiąże ona jedną stronę politycznego sporu, podczas gdy druga jest z niej zwolniona. Niezależnie od tego, kto przywraca czy też przewraca praworządność zasadą działania powinna być paremia, że z bezprawia nie rodzi się prawo! Nie zwalniają od tego żadne wzniosłe deklaracje, ani – tym bardziej – popadanie w retorykę jakobinów, że „nie ma wolności dla wrogów wolności”. Że tylko jedna strona sporu ma patent na interpretację prawdy (dotyczącej rozumienia demokracji czy praworządności). a drugą ustawia się w roli „zaplutego karła reakcji”, wobec którego można stosować wszelkie możliwe, jak i niemożliwe metody w imię wyższej racji.
Jeśli elity polityczne nie zaakceptują wreszcie oczywistej prawdy, że z bezprawia nie rodzi się prawo, proces destrukcji autorytetu państwa i prawa będzie tylko postępował. Państwo i prawo będzie bowiem „totemem” tylko dla jednej opcji politycznej, podczas gdy dla drugiej, będzie przejawem politycznego i ideologicznego woluntaryzmu. Odrzucając zasadę ex iniuria ius non nie tyle przywraca się praworządność, co ją brutalnie przewraca, a zasadą postepowania jest paremia, że „prawo interceptujemy tak jak chcemy”.