Dane Eurostatu dowodzą, że państwa członkowskie Unii Europejskiej nastawione są na import technologii OZE, przy czym w większości przypadków, państwami skąd kupujemy technologie do wytwarzania zielonej energii są Chiny i Indie. To oznacza, że de facto zieloną energetykę budują w Europie firmy … korzystające głównie z energii z węgla (oba państwa azjatyckie co prawda są dziś potentatami w produkcji technologii OZE, ale ich przemysł to najwięksi truciciele CO2). Podobnie Polska praktycznie ignoruje dokonania unijnej techniki w zakresie wytwarzania zielonej energii i swoje zakupy również robi głównie w Azji. Co ciekawe, wbrew obiegowej opinii na naszym OZE Niemcy wcale bardzo dużo nie zarabiają.
W 2023 r. polski import turbin wiatrowych wyniósł 61,1 mln euro, z czego z krajów spoza Unii aż 50,1 mln euro — wynika z danych Eurostatu. Najwięcej sprowadziliśmy ich z Indii (49,3 mln euro) i z Danii (10,5 mln euro). Indie praktycznie wyeliminowały Chiny w polskim imporcie wiatraków, choć już w pierwszej połowie 2024 r. roku Chińczycy mieli przewagę nad Hindusami, a w zestawieniu przodowali Duńczycy. Tyle że już z dużo niższymi rok do roku kwotami, bo największe zakupy technologii OZE przypadły w Polsce na lata 2022 i 2023 (co swoją drogą pokazuje, że do okresu rządów PiS zupełnie niesprawiedliwie przyklejono łatę rządów węglowych, gdzie zupełnie nie inwestowano w zielone technologie). Nasz eksport, a być może reeksport wiatraków to natomiast zaledwie 4,1 mln euro w 2023 r. kierowany był głównie do Mołdawii (2,8 mln euro) oraz na Ukrainę (1,1 mln euro) — wynika z danych przedstawionych przez Eurostat.
W przypadku paneli fotowoltaicznych niepodzielnie rządzą w Polsce produkty z Chin. W 2023 r. Polska sprowadziła stamtąd panele za 668 mln euro. Łącznie nasz import tych produktów z całego świata wyniósł 1,1 mld euro (a w 2022 r. aż 1,7 mld euro).
Polska fotowoltaikę też eksportuje i to nie za małe kwoty, co może wydać się zaskakujące. W 2023 r. nasz eksport miał wartość 221 mln euro. W pierwszej połowie 2024 r. wyeksportowaliśmy panele za 73 mln euro. Można tylko podejrzewać, że to raczej reeksport prawdopodobnie chińskich produktów, a nie produkcja rodzimych fabryk. Kupują u nas, co może zaskakiwać: Niemcy (62 mln euro w 2023 r.), Rumunia (21 mln euro) i Austria (16 mln euro).
Oznacza to, że Unia w budowie zielonej energetyki w dużej mierze uzależniona jest obecnie od Azji, ale to głównie w przypadku fotowoltaiki. Może to zaskakiwać tym, bardziej, że zielona energetyka miała być kołem zamachowym europejskiego przemysłu, podczas gdy w praktyce dała impuls firmom z Chin i Indii, które dziś są największym dostawcą tych produktów do krajów UE. Przewagę firmy ze wspólnoty mają jeszcze przewagę w energetyce wiatrowej, ale jeśli idzie o panele słoneczne to Azja unijny rynek wyraźnie zdominowała.
W 2023 r. cała UE zaimportowała z krajów spoza wspólnoty panele słoneczne o wartości aż 19,7 mld euro, płynne biopaliwa o wartości 3,9 mld euro i turbiny wiatrowe o wartości 0,3 mld euro — podał Eurostat w raporcie przedstawionym na początku października. To kolejny dowód na to, że polityka unijna de facto idzie w poprzek deklaracjom o budowaniu konkurencyjności UE na światowych rynkach. Niedawny raport byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego potwierdza, że w wielu obszarach Unia działa nieracjonlannie, a w wielu innych dała się zwyczajnie ograć. Tak jest gównie z fotowoltaiką, która miała być dźwignią europejskiego przemysły, a stała się impulsem rozwoju gospodarek Chin i Indii.