Rola parlamentów narodowych w Unii Europejskiej od dłuższego czasu jest przedmiotem ożywionej dyskusji. Wskazuje się, że parlamenty narodowe państw członkowskich Unii, mimo zabiegów wzmacniających przeprowadzonych choćby w Traktacie Lizbońskim, są cięgle niedostatecznie dowartościowane, że nie odgrywają należnej im roli, i że znajdują się – generalnie – na marginesie polityki europejskiej. Wszystkie te oceny są co do zasady słuszne i prawdziwe, niemniej należy pamiętać, że topniejąca pozycja narodowych legislatur jest konsekwencją wielu, współzależnych i przebiegających paralelnie procesów i zjawisk. Jedne z nich mają przy tym wymiar wyraźnie unijny i związane są ze specyfiką Unii Europejskiej i procesami postępującej integracji, inne z kolei mają charakter uniwersalny i są odzwierciedleniem tendencji znacznie szerszych. Wśród zjawisk immanentnie związanych z logiką procesów integracyjnych należy wymienić: 1) przyjęcie, że w obszarze polityki integracyjnej, jako polityki zagranicznej poszczególnych państw członkowskich, rolę dominującą odgrywają organy krajowej egzekutywy a nie legislatywy; 2) rozerwanie związku instytucjonalnego Unii Europejskiej z parlamentami narodowymi państw członkowskich w momencie ustanowienia powszechnych i bezpośrednich wyborów do Parlamentu Europejskiego (w roku 1977), co spowodowało, że wcześniejsza więź parlamentów z instytucjami wspólnotowymi została bezpowrotnie przerwana i nigdy odpowiednio nie zrekompensowana; 3) prowadzenie polityki Unii Europejskiej co do zasady przez organy egzekutywy (Komisja Europejska) a nie legislatywy (Parlament Europejki, który postrzegany jest jako organ pomocniczy, doradczy i – w jakimś sensie – dekoracyjny); 4) naruszenie paradygmatu podziału władz na poziomie Unii Europejskiej, gdzie podstawowe akty prawne, z obowiązkiem implementacji przez państwa członkowskie, są tworzone przez organy władzy wykonawczej (Komisja) a nie przez organy władzy ustawodawczej (Parlament Europejski).
Obok tego, coraz mniej znacząca rola parlamentów narodowych generowana jest tendencjami uniwersalnymi, które nie mają bezpośredniego związku z zacieśniającymi się polityczno-gospodarczymi współzależnościami w ramach Unii. Wśród nich znacznie podstawowe mają z pewnością: 1) generalna marginalizacja parlamentów widoczna w wieku XX, która to marginalizacja puentowana jest hasłem, że wek XX był wiekiem egzekutywy; 2) wzrost zadań państwa, które skutecznie mogą być realizowane przez coraz bardziej wyspecjalizowane organy (głównie mające postać administracyjną i ekspercką); 3) zmiana w obszarze politycznej partycypacji obywateli i uznanie, że wybory parlamentarne (w wieku XIX i na początku wieku XX będące głównym, jeśli nie jedynym, wyznacznikiem politycznego uczestnictwa) straciły na znaczeniu i że obok nich istnieją inne, równie atrakcyjne i skuteczne formy politycznego zaangażowania obywateli; 4) rosnąca rola partii politycznych, często określana mianem „partiokracji”, która sprawia, że realne znaczenie mają nie tyle formalne instytucje konstytucyjne (rząd, parlament czy głowa państwa), co raczej partie polityczne i ich koalicje, które ukierunkowane są w swojej działalności na kumulację i maksymalizację swoich wpływów, co przesuwa tradycyjną politykę państwa z dotychczasowych organów (rywalizacja na linii rząd – parlament) na partie (rywalizacja na linii partia rządząca – opozycja); 5) coraz silniejszą i dalej postępującą formę związania parlamentów oraz kontroli (a może nawet kurateli) nad nimi za sprawą rozmaitych, coraz silniejszych i coraz bardziej stanowczych form kontroli konstytucyjności prawa, które od samego początku były postrzegane jako sposób skrępowania stanowiska ustrojowego parlamentu, którego podstawowa działalność, czyli działalność legislacyjna, winna być poddana kognicji organów kontroli konstytucyjności prawa.
Należy wskazać, że zjawiska uniwersalne (np. wywołane „partiokracją”) powtórzone na poziomie Unii Europejskiej jeszcze bardziej potęgują efekt utraty przez parlamenty narodowe swojej dotychczasowej pozycji. W dłuższej perspektywie czasowej może to wywoływać efekt delegitymizacji działań Unii, której od wielu lat zarzuca się kryzys demokratycznej legitymizacji, co wywołuje obniżenie swoistego ratingu wiarygodności Unii, postrzeganej coraz częściej jako struktura biurokratyczna, ociężała, oderwana od obywateli, nietransparentna, kierująca się niejasnymi czy też nie precyzyjnymi kryteriami.
Stąd nie od dziś postuluje się „parlamentaryzację” Unii Europejskiej rozumianą dwojako. Po pierwsze, jako umocnienie pozycji Parlamentu Europejskiego, który powinien uzyskać poważniejsze, a przede wszystkim bardziej decyzyjne uprawnienia w prawie pierwotnym Unii, by nie tylko z nazwy przypominać narodowy parlament (niektórzy mówią bowiem, jak najbardziej słusznie zresztą, że Parlament Europejski jedynie z uwagi na swoją nazwą przypomina tradycyjny parlament narodowy). Po drugie, jako umocnienie pozycji parlamentów narodowych poszczególnych państw członkowskich, rozumiane jako wyposażenie tych parlamentów w uprawnienie, które będą uprawnieniami o skuteczności „unijnej” (międzynarodowej), a nie tylko wewnętrznej (konstytucyjnej). Tu jednak, jak się zaznacza, istnieje zasadniczy problem, gdyż Unia Europejska – jako podmiot międzynarodowy – tradycyjnie była pomiotem preferującym krajowe organy władzy wykonawczej (które mają silniejszą pozycję kompetencyjną w polityce zagranicznej aniżeli organy konwencjonalnie zaliczane do pozostałych władz). Niemniej należy zaznaczyć, że Unia nie może być – zwłaszcza dzisiaj – postrzegana w kategoriach tradycyjnych koncepcji prawa międzynarodowego, ale że należy ją lokować w perspektywie prawa sui generis, prawa europejskiego unijnego), które nie musi (i ontologicznie rzecz biorąc nawet nie powinno) powtarzać założeń charakteryzujących właściwe prawo międzynarodowe. Stąd też wysuwa się postulaty „parlamentaryzacji” Unii jako umocnienia kompetencji (a co za tym idzie także znaczenia) parlamentów narodowych państw członkowskich w sprawach wynikających z uczestnictwa państwa w Unii Europejskiej. Propozycji w tym względzie stworzono już całe mnóstwo, nie wszystkie z nich mają rację bytu, nie wszystkie też mogą być realnie rozważane (a tym bardziej wprowadzone w życie). Wydaje się jednak, że można tu przywołać kilka kluczowych, które powinny być poddane co najmniej pod dyskusję, o ile oczywiście dyskusję o roli parlamentów narodowych w Unii Europejskiej traktuje się poważnie.
Pierwszą propozycją powinien być powrót do wybierania członków Parlamentu Europejskiego przez parlamenty państw członkowskich. Słusznie bowiem wskazuje się, że więź parlamentów narodowych z Unią (wówczas EWG) była dużo większa przed 1977 rokiem (a realnie, przed 1979, kiedy to w praktyce zastosowano po raz pierwszy wybory powszechne do Parlamentu Europejskiego), kiedy to kontyngenty narodowe posłów do Parlamentu Europejskiego były wybierane przez poszczególne parlamenty państw członkowskich. Wprowadzenie wyborów powszechnych i bezpośrednich do Parlamentu Europejskiego, dokonane pod hasłem demokratyzacji struktur europejskich, rozerwało więź parlamentów narodowych z instytucjami unijnymi i oddaliło je od polityki europejskiej, nie dając w zamian wymiernych korzyści politycznych (o czym mogą wskazywać chociażby badania sondażowe pokazujące wyraźnie niezbyt wielkie zainteresowanie wyborami do Parlamentu Europejskiego i uznanie, że mimo bezpośrednich wyborów posłowie w Strasburgu nie są traktowani jako „prawdziwi” czy też „poważni” parlamentarzyści, gdyż ci istnieją tylko na poziomie parlamentów narodowych). Najważniejszą jednak rzeczą jest, że odejście od wyborów eurodeputowanych przez parlamenty narodowe całkowicie odsunęło te parlamenty od spraw unijnych, co wiązało się z uznaniem, że są one parlamentami w obszarze spraw wewnątrzkrajowych ale nie w obszarze spraw unijnych.
Drugą propozycją wino być ustanowienie wyraźnych, mocnych pod względem decyzyjnym, kompetencji, które byłyby kompetencjami przynależnymi do parlamentów państw członkowskich. Należałoby pomyśleć, czy w zreformowanych traktatach unijnych nie powinno się przypadkiem ustanowić katalogu spraw, które wymagałyby akceptacji parlamentów narodowych. Obecnie polityka europejska państw członkowskich, jak i polityka samej Unii, jest polityką wyraźnie „pozaparlamentarną”, tymczasem wydaje się, że są sprawy, które dla swojej skuteczności wymagałby zajęcia stanowiska przez parlamenty państw członkowskich. Sama sprawa rewizji traktatów unijnych powinna być przykładowo uzależniona od wniosków parlamentów państw (grup państw) członkowskich. Podobnie powinno być ze strategicznymi decyzjami Unii, określającymi jej politykę w dłuższej perspektywie czasowej, które powinny być – jak się zdaje – uzależnione od zgody parlamentów państw członkowskich. W przeciwnym razie polityka Unii Europejskiej będzie postrzegana w dalszym ciągu jako polityka biurokratyczna i technokratyczna prowadzona „ponad głowami Europejczyków”. Niemniej należy zdawać sobie sprawę z tego, że ten postulat de lege ferenda jest trudny, jeśli wręcz niemożliwy do realizacji. Idea silnego, kompetencyjnego wzmocnienia parlamentów narodowych wchodzi bowiem w kolizję z ideą silnego stanowiska egzekutywy, która w polu spraw zagranicznych (i jej podklasy jakim jest pole spraw unijnych) jest traktowana priorytetowo.
Trzecią propozycją powinno być wprowadzenie odgórnego mechanizmu, że w niektórych, kluczowych sprawach mandat negocjacyjny krajowych organów egzekutywy winien być warunkowany zgodą parlamentów narodowych. Jak widomo dzisiaj relacje na linii legislatywa – egzekutywa państw członkowskich Unii Europejskiej, w sprawach dotyczących prezentowania stanowiska państwa członkowskiego na forum organów unijnych, jest pozostawiona uznaniu krajowym regulacjom prawa konstytucyjnego. Te ostatnie mogą się kształtować bardzo różnie albo wzmacniając parlamenty narodowe (Austria, Finlandia), albo je osłabiając (Francja). Wydaje się, że należałoby odejść od takiej traktatowej ambiwalencji pozycji parlamentów narodowych, uznając że w niektórych (może enumeratywnie wskazanych obszarach) parlamenty te powinny w sposób wiążący dla organów krajowej władzy wykonawczej wypowiadać się w sprawach unijnych (ustalając np. treść mandatu negocjacyjnego egzekutywy, prezentowanego następnie na forum Unii). Tylko to da bowiem realny wpływ parlamentów narodowych na politykę unijną, która co do zasady była, jest i prawdopodobnie będzie polityką realizowaną w największym stopniu przez organy władzy wykonawczej (zgodnie z ogólnymi wytycznymi prawa międzynarodowego).
Czwartą rzeczą istotną, pozostawioną już regulacjom wewnątrzkrajowym oraz porozumieniom bi- i multilateralnym powinno być zintensyfikowanie rozmaitych form współpracy międzyparlamentarnej w ramach państw i grup państw w sprawach, mniej lub bardziej luźno, związanych z polityką unijną. Różne fora czy platformy współpracy międzyparlamentarnej winny też w większym stopniu niż ma to miejsce dzisiaj podejmować tematykę unijną. Winny także, tak samo jak parlamenty narodowe państw członkowskich, przejść z polityki wyraźnie relatywnej (tzn. zaangażowania w momencie kiedy odpowiedni sygnał płynie od organów unijnych) na politykę aktywną, oznaczającą uruchamianie określonych działań, które w swoim rezultacie wpływać będą na rozstrzygnięcia podejmowane przez Unię.