W ostatnich tygodniach doszło do historycznych wydarzeń na Bliskim Wschodzie – po ponad dekadzie brutalnej wojny domowej reżim Baszara al-Asada został obalony. Ten rozwój wydarzeń, mimo że długo oczekiwany, otwiera nowy rozdział pełen wyzwań, zarówno dla samej Syrii, jak i dla całego świata. Upadek Asada, choć symboliczny, nie oznacza automatycznej stabilizacji w regionie. Wręcz przeciwnie – pozostawia po sobie ogromny chaos, który może być kolejnym źródłem napięć geopolitycznych.
Reżim Asada, który przez lata wydawał się nie do obalenia dzięki wsparciu Rosji, Iranu i Hezbollahu, ostatecznie upadł pod ciężarem narastających wewnętrznych problemów oraz osłabienia sojuszników. Wojna w Ukrainie drastycznie zmniejszyła zdolność Rosji do wspierania syryjskiego reżimu – zasoby militarne i finansowe Moskwy zostały skierowane na wschodni front. Jednocześnie Iran, zmagający się z masowymi protestami i kryzysem gospodarczym, nie był w stanie zapewnić wystarczającej pomocy.
Kluczowe znaczenie miało również zjednoczenie syryjskiej opozycji. Wcześniej podzielone frakcje, takie jak Hayat Tahrir al-Sham i Turecka Armia Narodowa, w listopadzie 2024 roku rozpoczęły skoordynowaną ofensywę, która w ciągu zaledwie kilkunastu dni doprowadziła do upadku Damaszku. Asad, zdając sobie sprawę z nieuchronności swojej porażki, uciekł do Moskwy pod ochroną rosyjskich służb.
Upadek Asada wywołał mieszane reakcje na arenie międzynarodowej. Zachodnie media i politycy, w tym prezydent USA Joe Biden, powitali te wydarzenia jako „nową szansę dla Syrii”. Jednocześnie podkreślano ryzyko, jakie niesie próżnia władzy – możliwe odrodzenie ISIS czy wzrost napięć między frakcjami opozycyjnymi.
Unia Europejska, tradycyjnie ograniczająca swoje zaangażowanie w regionie, wezwała do międzynarodowej konferencji, która miałaby wypracować plan odbudowy Syrii. Jednak, jak pokazuje historia polityki UE, ambitne deklaracje rzadko przekładają się na konkretne działania. Bruksela, skupiona na własnych problemach, takich jak kryzys migracyjny czy konflikty wewnętrzne, nie jest w stanie odegrać kluczowej roli w odbudowie Syrii.
Polska, pod rządami Donalda Tuska, nie odegrała żadnej znaczącej roli w syryjskim kryzysie. Rząd skoncentrował się na polityce wewnętrznej i sporach z Unią Europejską, ignorując potencjalne zagrożenia związane z sytuacją na Bliskim Wschodzie. Tymczasem chaos w Syrii może mieć bezpośrednie konsekwencje dla Polski, zwłaszcza w kontekście potencjalnej nowej fali migracji z regionu.
Brak zaangażowania Polski w dyskusje o odbudowie Syrii jest kolejnym przykładem marginalizacji naszej polityki zagranicznej. Polska, która jeszcze dekadę temu odgrywała aktywną rolę w Europie Środkowo-Wschodniej, dziś ogranicza się do biernego reagowania na wydarzenia. W kontekście syryjskiego kryzysu Tusk i jego rząd zdają się kopiować politykę UE – wiele słów, niewiele działań.
Unia Europejska przez lata była krytykowana za swoją niekonsekwentną politykę wobec Bliskiego Wschodu. Z jednej strony UE deklaruje chęć wspierania stabilizacji regionu, z drugiej – jej działania są fragmentaryczne i nieskuteczne. Polityka migracyjna UE, która w dużej mierze ogranicza się do doraźnego zarządzania kryzysami, nie rozwiązuje problemów u źródła. Chaos w Syrii może doprowadzić do kolejnej fali migracji, a Unia po raz kolejny znajdzie się w sytuacji kryzysowej.
Bruksela, zamiast działać na rzecz realnej odbudowy Syrii, skupia się na własnych problemach biurokratycznych. Propozycje wspólnego finansowania odbudowy czy zwiększenia zaangażowania w regionie pozostają na etapie debat, co sprawia, że UE jest postrzegana jako niezdolna do skutecznego działania na arenie międzynarodowej.
Upadek reżimu Asada nie oznacza automatycznej stabilizacji Syrii. Wręcz przeciwnie, zróżnicowanie frakcji opozycyjnych oraz ich wzajemne animozje mogą prowadzić do nowych konfliktów wewnętrznych. Hayat Tahrir al-Sham, choć odegrała kluczową rolę w obaleniu reżimu, jest postrzegana jako organizacja radykalna, co budzi obawy o przyszłość Syrii w kontekście praw człowieka i demokracji.
Również obecność zewnętrznych graczy, takich jak Turcja, Izrael czy Stany Zjednoczone, komplikuje proces stabilizacji. Turcja, która od lat prowadzi działania na północy Syrii, prawdopodobnie będzie dążyła do umocnienia swojej pozycji, co może wywołać konflikty z lokalnymi siłami kurdyjskimi. Z kolei Izrael, zaniepokojony irańskim wpływem w regionie, będzie kontynuował swoje działania militarne w Syrii.
Upadek Baszara al-Asada to wydarzenie, które może zmienić układ sił na Bliskim Wschodzie. Jednak jego konsekwencje wykraczają poza granice Syrii. Chaos w regionie może stać się kolejnym źródłem napięć międzynarodowych, a brak skoordynowanego podejścia ze strony kluczowych graczy, takich jak UE czy USA, jedynie pogłębia te problemy.
Polska i Unia Europejska, zamiast biernie obserwować rozwój wydarzeń, powinny aktywnie zaangażować się w stabilizację regionu. Brak działań dziś oznacza większe problemy jutro – zarówno w wymiarze humanitarnym, jak i politycznym. Syria stoi na rozdrożu, a jej przyszłość zależy nie tylko od determinacji jej obywateli, ale także od zdolności świata do podjęcia realnych działań na rzecz pokoju i odbudowy.