Trwające obecnie ataki na tradycję rzymsko-chrześcijańską i jej wartości wywodzą się z ruchów o ponowoczesnej genealogii, powiązanych z niektórymi autorami, których Raymond Aron nazwał „wyimaginowanymi marksistami”. Aron, agnostyczny przedstawiciel liberalnego konserwatyzmu czy też europejskiego konserwatywnego liberalizmu, wyczuwał i był świadkiem dekadencji politycznej i geopolitycznej Europy w powojennym świecie. Dla Arona rozkład rozpoczął się ćwierć wieku wcześniej, tj. „odkąd Europa wyłoniła się, zdziesiątkowana i zgorzkniała, z wielkiej rzezi, w którą się rzuciła, burżuazyjna i ślepa, nigdy nie wyrzuciła ze swojej świadomości udręki dekadencji”.

Ten duch dekadencji był odczuwalny przez cały XX wiek przez wielu europejskich myślicieli i intelektualistów ze wszystkich środowisk: tych, którzy żyli w nostalgii za „światem wczorajszym”, takich jak Stephan Zweig; tych, którzy przedstawiali społeczeństwo w agonii, takich jak Proust w Recherche; tych, którzy traktowali historię jako wielką walkę cywilizacyjną i geopolityczną, takich jak Spengler i wreszcie tych, którzy starali się reagować na dekadencję poprzez zerwanie z faszyzmem i komunizmem, takich jak niektórzy francuscy „pisarze przeklęci” lub włoscy komuniści literatury i kina.

Jednak wszystkie te spory, w swojej nostalgicznej przynależności lub ikonoklastycznym radykalizmie, odnosiły się do europejskiej tradycji i jej wartości. Nawet jeśli zaprzeczały im i walczyły z nimi w imię nowych przesłań lub starych prądów i alternatywnych rzeczywistości, to wyrastały z tego samego europejskiego pnia intelektualnego. Tak było w przypadku Marksa, Nietzschego, Wagnera, Tomasza Manna, Proudhona, Renana, Bergsona, Arona, Pareto, Croce’a, Gramsciego, Gentile’a, Dostojewskiego, Tołstoja, Berdajewa, Cieszkowskiego czy Kołakowskiego.

Religijni lub antyreligijni, romantyczni lub realistyczni, wierzący lub sceptycy, wszyscy oni zachowywali linię kontynuującej lub zrywającej z przeszłością twórczej wyobraźni opartej na pewnym kanonie wartości lub – alternatywnie – przeciwko wartościom dziedzictwa europejskiego lub tylko jawnie zachodniego się opowiadającą.

Jednak siły, które wkroczyły ćwierć wieku temu do tej samej europejsko-amerykańskiej przestrzeni kulturowej, tak radykalnie podważają tę tradycję, że wydają się chcieć ustanowić nową ortodoksję i po raz kolejny otworzyć czystą kartę przeszłości, jak np. w Międzynarodówce. Ortodoksja ta zaprzecza europejskiemu kanonowi w imię alternatywnych ram radykalnej dekonstrukcji wartości, odcięcia się od zakorzenionych i ciągłych tradycji, a nawet od tradycji zrywania z przeszłością, które Europa również tworzyła. Dla apostołów nowej świeckiej wiary, wielcy starożytni i nowocześni klasycy, orędownicy ciągłości lub zmiany – Homer, Wergiliusz, Dante, Szekspir, Goethe, Tołstoj, Proust, Joyce’a – są niczym więcej niż DWEM (Dead White European Males) lub DWAM, tj. ich amerykańscy odpowiednicy. Z tego powodu – a także dlatego, że analiza teraźniejszości zawsze jest ułomna z powodu braku dystansu – odczuwamy ten czas jako szczególnie niepokojący i odmienny, w jego wcześniejszym odrzuceniu dokonań lub czynów z powodu samego pochodzenia środowiskowego, rasowego, narodowego lub seksualnego autora, jako czas porwany ślepą gorączką poprawności i rekonstrukcji w imię nierealistycznej i nierealnej, i nierzeczywistej doskonałości. To czas, który teraz przychodzi do nas bardziej stanowczo z Ameryki Północnej – ziemi obiecanej dysydentów z Mayflower, ale także sędziów z Salem, ziemi twórczej wyobraźni nowej sztuki, ale także najbardziej archaicznego i inkwizycyjnego purytanizmu.

To właśnie na elitarnych uniwersytetach, na amerykańskich kampusach uczniowie europejskich marksistowskich heretyków szkoły frankfurckiej i francuskich strukturalistów zrodzili swoje potomstwo i swoją filozofię dekonstrukcji, wiktymizacji i agresji. A teraz wyznaczyli sobie za cel skolonizować świat, czyli starą Europę, która przez wieki „podporządkowała świat”, przedstawiając listę zakazów, unieważniając Historię „białego ucisku, rasizmu i seksizmu”, konstruując pomniki, zdania, zaimki. Nowy porządek kreowany jest z pełną determinacją poprzez zanegowanie stus quo, poprzez zburzenie autorytetów, oraz etyki świata zachodniego utożsamianego z dziedzictwem antyku i Chrześcijaństwa. Antyk postrzegany jest więc coraz częściej jako epoka z gruntu barbarzyńska, z kolei Chrześcijaństwo  postrzega się jako zabobon i swoisty interwał w progresie idei i kultury wzniosłej, nowoczesnej, wyemancypowanej.  Co więcej, Chrześcijaństwo – podobnie jak całe Średniowiecze go identyfikujące  – postrzega się jako ciemną plamę w postępie, w peregrynacji nowoczesnych pomysłów, które uszczęśliwią świat i stworzą lepszą rzeczywistość. 

Niezwykle ważnym pytaniem jest to, jak dotarliśmy do tego miejsca? Dekonstrukcja rozpoczęła się prawie pół wieku temu w Ameryce i została natychmiast potępiona przez nie-reakcjonistycznych myślicieli, takich jak Allan Bloom. W swoim słynnym bestsellerze The Closing of American Mind Bloom dokonał analizy zasad dominującego relatywizmu moralnego w świecie akademickim i mediach, które podkopują edukację umysłową nowych pokoleń studentów. Podążając za tematem bliskim Leo Straussowi, Bloom pokazywał swój pesymizm dotyczący braku zrozumienia „wielkich ksiąg” i braku „liberal education”. Nowe sposoby dekonstruowania tekstów i obsesja na punkcie „kultury masowej” (które to pojęcie dla Blooma było oksymoronem) doprowadziły go do podjęcia na nowo nietzscheańskiej myśli drogi do nihilizmu. A nihilizm był wynikiem absolutyzacji relatywizmu i radykalnego utylitarnego indywidualizmu, połączonego z optymistyczną retoryką o znaczeniu historii, innowacji technicznych oraz ludzkiego i społecznego eksperymentalizmu. Dla Blooma „liberal education” oznaczała hierarchię i różnicowanie serc i umysłów – stary temat Straussa – a nie dekonstrukcję i czystą kartę.

Od lat siedemdziesiątych XX wieku w wyniku samej amerykańskiej radykalizacji, ale także w reakcji na coraz większe przesunięcie elektoratu w prawo, wraz z przytłaczającym zwycięstwem Nixona w 1972 roku, które poprzedzało epokę Reagana, następowała reaktywna radykalizacja środowiska akademickiego i mediów. Afera Watergate i fala moralizmu, którą wywołała, dodatkowo ożywiły reakcję manichejską, przy czym lewica rozumiała zwrot amerykańskiego elektoratu w kierunku powszechnego nacjonalizmu jako śmiertelne zagrożenie i uznała się za uprawnioną do użycia wszelkich środków w walce z rzekomym „regresem cywilizacyjnym” jak powszechnie identyfikowano konserwatywny zwrot.

Jednocześnie doszło do pewnego, specyficznego zjawiska kulturowego, a mianowicie konsolidacji amerykańskiego neomarksizmu, dzięki ważnym i odnoszącym sukcesy książkom nagradzanym prestiżowymi nagrodami, takimi jak nagrody American Sociological Association (ASA), przyznawanymi autorom radykalnym, jak Immanuel Wallerstein, Jeffrey M. Paige i Theda Skocpol. Ich badania koncentrowały się w szczególności na państwie kapitalistycznym, strukturze klasowej, procesie pracy czy międzynarodowej gospodarce politycznej.

Badania te korzystały również na postępującym upadku sowieckiego komunizmu. W obliczu zmian w społeczeństwach kapitalistycznych i ich strukturach społecznych od czasu Manifestu Komunistycznego i śmierci ojców założycieli Kapitału, wiele było do skorygowania w odniesieniu do walki klas, rozważając przede wszystkim wielkiego hegemona, tj. klasę średnią, ponieważ wiele zjawisk nie mieściło się w dualizmie burżuazyjno-proletariackim, a kilka pokoleń marksistowskich myślicieli bez powodzenia starało się je zrozumieć i wyjaśnić. Tym sposobem konserwatywny zwrot odbywał się w kulturowych warunkach „neomarksizmu”, który podtrzymując podstawowe kategorie pojęciowe przenosił je na inne grupy społeczne odchodząc od klasycznego założenia ideologii marksistowskiej, tj. duopolu klasy posiadającej i klasy wyzyskiwanej. W ten sposób walka klasowa stała się walką rzekomo marginalizowanych czy wręcz uciemiężanych grup, tj. kobiet, mniejszości seksualnych czy innych mniejszości, które w myśl założeń neomarksizmu miały stać się nową awangardą  walko o lewicowe postulaty w polityce i gospodarce. Sama istota polityki pozostała wszak niezmienna i zasadzała się na rudymentarnym konflikcie dwóch grup, mających diametralnie inną pozycję społeczno-polityczno-ekonomiczną.

Tymczasem zakończenie zimnej wojny i otwarcie komunistycznych Chin na kapitalizm przy zachowaniu centralnego zarządzania politycznego przełożyło się w krótkim czasie na przeniesienie przemysłu do państwa środka, a w konsekwencji dezindustrializację Zachodu, a co za tym idzie utratę społecznej siły nacisku klasy robotniczej i organizacji związkowych. Biorąc pod uwagę niezdolność akademickich neomarksistów do dopasowania się, ocalali przedstawiciele zachodniej klasy robotniczej i nowy „wyklęty lud ziemi”, nadal aktywni robotnicy czy bezrobotni zaczęli głosować na nacjonalistyczną i populistyczną prawicę. Tym sposobem standardowe bazy społeczne, które przez lata były motorem ideologii lewicowej stały się elektoratem diametralnie odmiennej opcji politycznej.

Zanim rozwinął się ten neomarksizm, a także z chwilą ponownego odkrycia Gramsciego, wyłonił się marksizm trzeciego świata rozprzestrzeniany przez postacie takie jak Mao Tse-Tung, Che Guevara i Frantz Fanon, a teoretycznie ujmowany na Zachodzie przez intelektualistów, takich jak Immanuel Wallerstein. Dzięki temu neomarksizm utrzymał się jako politycznie atrakcyjny i na swój sposób prestiżowy produkt, w Europie angażujący głównie środowiska intelektualne i akademickie, podczas gdy poza Europą rozpowszechniany przede wszystkim pośród klas uboższych, dla których okazał się równie atrakcyjny, co jego wcześniejsza odsłona dla kapitalistycznych robotników wielkoprzemysłowych. W odniesieniu do państw trzeciego świata noemarksizm budził jeszcze zainteresowanie w Europie z tego także powodu, że był elementem swoistego postkolonialnego odkupienia. Stare europejskie metropolie czuły się, w mniejszym lub większym stopniu odpowiedzialne, za fatalną kondycję społeczną i ekonomiczną byłych kolonii, a to przecież stanowiło naturalną pożywkę dla zainteresowania noemarksizmem. W ten sposób neomarksizm dla dostatnich społeczeństw Europy Zachodniej był, po pierwsze, prestiżowy, bo kojarzony z wyższą kulturą intelektualną, po drugie i najważniejsze dawał złudne poczucie spokoju i swoistego usprawiedliwienia w odniesie do zdewastowanych byłych kolonii, które na fali ruchów dekolonizacyjnych wybijały się na niepodległość, a targane masą gigantycznych problemów łatwo wpadały w pułapkę noemarksizmu. 

Innym ważnym elementem ideologicznej genealogii nowej lewicy, oprócz ponownego ożywienia metodologii Gramsciego na temat władzy kulturowej i teorii gospodarki światowej Wallersteina, był podział społeczeństwa amerykańskiego w obliczu wojny w Wietnamie, podczas której pisarki takie jak Mary McCarthy i Susan Sontag udały się do stolicy Północnego Wietnamu, Hanoi, by wyrazić solidarność z komunistycznym rządem. Ich spostrzeżenia i opinie zostały zwarte w książkach Hanoi autorstwa McCarthy i Trip to Hanoi Sontag. W ślad za oświeconymi Europejczykami XVIII wieku, orientalistami XIX wieku czy prymitywistami przełomu XIX i XX wieku, w utopijnych podróżach na zewnątrz i z dala od cywilizacji w kierunku wyidealizowanego i wyobrażonego „innego” oddalonego w czasie czy przestrzeni – w Chinach, Persji, w amerykańskich lasach – Sontag napisała: „Północni Wietnamczycy naprawdę kochają i podziwiają swoich przywódców”.

Ta egzaltacja totalitarnego wroga przedstawiona w kategoriach idyllicznych i utopijnych, podyktowana nienawiścią do samego siebie i poczuciem winy, była dyskursem skierowanym przeciwko własnej tożsamości w tym, co w niej niezmienne. Sontag wyraziła się bardzo jasno w wywiadzie dla Partisan Review:

Biała rasa jest rakiem historii ludzkości; to biała rasa i tylko ona – jej ideologie i wynalazki – likwiduje autonomiczną cywilizację za każdym razem, gdy się rozprzestrzenia, która zaburzyła równowagę ekologiczną planety, co teraz zagraża samemu istnieniu życia”. To potępienie i odrzucenie własnego lub wspólnotowego grzechu było zlaicyzowaną wersją bez horyzontu przebaczenia i odkupienia (innego niż samozaparcie) chrześcijańskiego rachunku sumienia, wersją świecką, która już znalazła swoje miejsce w komunistycznej autokrytyce. Ponadto, podobnie jak w innych kwestiach, doktryna komunistyczna okazała się podrabianiem odkupienia pokornych, laicyzacją obietnicy Listu św. Piotra, „nowego nieba i nowej ziemi, na której zapanuje sprawiedliwość”, aby użyć słów papieża Piusa XI z encykliki Divini Redemptoris z 1937 r. Raymond Aron nazwał to socjalistyczną eschatologią religii świeckich, „które zajmują w duszach naszych współczesnych miejsce zaginionej wiary i umieszczają w odległej przyszłości, w postaci mającego powstać ładu społecznego, zbawienia ludzkości”.

Neomarksizm, teoria krytyczna szkoły frankfurckiej, amerykański radykalizm lat 60, doświadczenia z maja 1968 r., wskrzeszenie metodologii Gramsciego oraz seksualny i moralny libertarianizm Sade’a zbiegły się w dialektycznym koktajlu z Nową Lewicą, która skonsolidowała się w Stanach Zjednoczonych za czasów administracji Trumpa, a w Europie w trakcie pandemii i powszechnej narodowej odpowiedzi na nią. Jednak podczas gdy teoria krytyczna z Frankfurtu starała się wyjaśnić i przezwyciężyć klęskę klasycznego marksizmu w zakresie interpretacji i zmiany społeczeństw zachodnich, Nowa Lewica stara się zidentyfikować nowe dychotomie ciemiężców i uciskanych – rasę, płeć biologiczną i płeć kulturową – oraz przypisać im agresję i przestępstwa bez ograniczeń czasowych i przestrzennych, stosując zaktualizowane klasyczne kanony marksizmu do dekonstrukcji współczesnych społeczeństw oraz rodzin i jednostek.

Wiosną 2022 r. sytuacja na świecie była niepokojąca, a wartości europejskie zagrożone z wielu stron: w świecie europejsko-amerykańskim przez potężną ofensywę proaborcyjną, z radykalnymi skrajnie lewicowymi działaczami osobiście grożącymi konserwatywnym sędziom Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych i zbrojnym atakiem na sędziego Bretta Kavanaugha przemilczanym przez prasę głównego nurtu. Ameryka była tak radykalnie podzielona, że Robert Reich, były sekretarz pracy w administracji Billa Clintona, napisał w swojej kolumnie w The Guardian: “druga amerykańska wojna domowa już trwa” (The second American civil war is already occurring), chociaż zaraz potem zmienił ton, uciekając się do łagodnej retoryki często stosowanej przez tę nową lewicę, by osłodzić radykalizm podziału, stwierdzając, że to z czym Ameryka się boryka to mniej niż wojna, to raczej „rodzaj łagodnej separacji analogicznej do nieszczęśliwych małżeństw, które nie chcą przechodzić przez traumę formalnego rozwodu”.

Tak więc pewne wartości i zasady, które w długiej tradycji Zachodu identyfikowały kulturę i cywilizację, są kwestionowane i podważane na wielu frontach. Z tą samą ślepą wiarą i tą samą samozwańczą furią, z jaką Państwo Islamskie w Palmirze zniszczyło starożytne obiekty, teraz religia, rodzina, społeczeństwo, własna biologiczna tożsamość poddawane są bezkrytycznemu atakowi, który nie zatrzymuje się na teraźniejszości, ale który cofa się w przeszłość, aby ją poprawić lub unieważnić w imię nowego porządku doskonałości i cnoty, który należy narzucić na cały świat i na samą Historię.  

A po drodze zatraca się pamięć i etyka, które pod różnymi formami politycznymi zdołały przetrwać i dożyć do dziś. A nawet pamięć i etyka tradycji zrywania z przeszłością, również europejską, która pozwalała niemalże na zmianę wszystkiego i opierała się zmianie, by wszystko trwało.