Jakkolwiek wykształcenie klasyczne już od dawna przestało być popularne, to przy definiowaniu pojęć filozoficzno-politycznych zawsze należy zaczynać od Starożytnych, a to dlatego, że to oni wprowadzili i upowszechnili większość terminów, którymi nadal się posługujemy. Nawet jeśli częstokroć utraciły swój pierwotny sens. Gdy więc próbujemy definiować demokrację, to powinniśmy uczynić to samo. Skoro uważa się, że demokracja to pomysł Greków, to od niech zacznijmy. Najwięcej wiemy o demokracji w Atenach. Jej powstanie datowane jest pomiędzy reformami Solona (595 rok przed Chrystusem) a wprowadzeniem przez Peryklesa niewielkich wynagrodzeń za udział w obradach zgromadzenia ludowego, odpowiadających średnim dziennym zarobkom (454 rok przed Chrystusem). Umożliwiło to wszystkim wolnym obywatelom udział w debatach i głosowaniach zgromadzenia ludowego, czyli materializację swoich praw politycznych, z których wielu wcześniej nie mogło korzystać z powodu konieczności wykonywania pracy zawodowej dla utrzymywania siebie i rodziny.

Propagandę na rzecz demokracji uprawiali ci, którzy potrzebowali ludowego klienta: nauczyciele retoryki i rozmaitych umiejętności politycznych (sofiści) i autorzy sztuk teatralnych. Ateńczycy nie tylko praktykowali demokrację, lecz również dokonali jej definicji. Najstarsza, która zachowała się do naszych czasów, została dokonana przez wspomnianego wcześniej Peryklesa. Znajdujemy ją w tzw. mowie pogrzebowej (500 lub 499 rok przed Chrystusem), będącej apoteozą demokracji w Atenach, gdzie ten znaczący grecki polityk tak tłumaczy swoim współobywatelom czym jest interesujące nas pojęcie:

Nasz ustrój polityczny nie jest naśladownictwem obcych praw, a my sami raczej jesteśmy wzorem dla innych niż inni dla nas. Nazywa się ten ustrój demokracją, ponieważ opiera się na większości obywateli, a nie na mniejszości. W sporach prywatnych każdy obywatel jest równy w obliczu prawa; jeśli zaś chodzi o znaczenie, to jednostkę ceni się nie ze względu na jej przynależność do pewnej grupy, lecz ze względu na talent osobisty, jakim się wyróżnia; nikomu też, kto jest zdolny służyć ojczyźnie, ubóstwo albo nie znane pochodzenie nie przeszkadza w osiągnięciu zaszczytów.

W definicji pozostawionej nam przez Peryklesa mamy podkreślone dwie cechy charakterystyczne demokracji: podejmowanie decyzji politycznych za pomocą większości i równość wszystkich obywateli wobec prawa.

Dla ukształtowania się naszego postrzegania demokracji greckiej kluczowe znaczenie miał Platon. Myśliciel to niezwykle ważny: w końcu, jak mówi znane powiedzenie, cała historia filozofii europejskiej jest podobno tylko dziejami przypisów do jego dzieła. Był on radykalnym wrogiem demokracji i stronnictwa demokratycznego w Atenach, mając o Peryklesie i jego reformach zdanie jak najgorsze. Ustrój demokratyczny i sprawujących w nim władzę ludzi oskarżał o zabójstwo sądowe Sokratesa, co konstytuowało esencjalny dlań konflikt między prawdą a większością. Postrzegał demokrację jako zaprzeczenie sprawiedliwości, z której wynikać powinna naturalna hierarchia i nierówność ludzi, jak i panoszenie się niekompetencji i pogarda dla wszelkich praw i reguł. Zarazem w dziele Platona nie tak prosto znaleźć definicję tak krytykowanego ustroju. W Państwie udało się nam znaleźć tylko jedno miejsce, gdzie podejmuje się krótkiej definicji: „Otóż demokracja nastaje, uważam, kiedy ubodzy zwyciężają i jednych bogaczy pozabijają, drugich wygnają z kraju, a pozostałych dopuszczą na równych prawach do udziału w ustroju i w rządach”. Jakkolwiek w definicji tej uwidacznia się głęboka antypatia filozofa do tej formy ustroju, to wyłania się z niej fundamentalne dla nas rozumienie tego terminu jako równych praw do udziału w ustroju i w rządach dla wszystkich obywateli. Czyli zasadą konstytuującą demokrację byłyby równość partycypacji politycznej wszystkich obywateli, bez względu na ich pochodzenie i zamożność. Czyli rozumienie terminu jest identyczne u Platona i Peryklesa, nawet jeśli ocena tego ustroju jest skrajnie odmienna.

Przy definiowaniu pojęć fundamentalnych dla filozofii politycznej zawsze warto sięgać do Arystotelesa. W jego Polityce demokracja opisana została w sposób bardziej systematyczny i pre-naukowy, jakkolwiek on także nie był jej entuzjastą, widząc w niej ustrój demagogiczny, a tym samym niestabilny i irracjonalny. Arystoteles daje nam klasyczną definicję tego ustroju:

Otóż demokracją nazywa się w pierwszym rzędzie ten ustrój, w którym najzupełniej przeprowadzona została zasada równości. Równość zaś wedle podstawowego prawa takiej demokracji wyraża się w tym, że czy to są biedni, czy bogaci, to niczym nie górują jedni nad drugimi, ani też nie skupiają jednostronne całej władzy, lecz są sobie równi. Bo jeśli, jak niektórzy przyjmują, wolność i równość znajdują się głównie w ustroju demokratycznym, to będzie to faktem przede wszystkim wówczas, gdy wszyscy mieć będą możliwie równy udział w kierowaniu państwem. Ponieważ zaś lud ma większość, a o wszystkim rozstrzyga uchwała większości, więc taka forma ustroju jest bezsprzecznie demokracją.

Definicja ta, jakkolwiek bardziej rozwinięta i pozbawiona niechęci, nie odbiega od tej, którą dał wcześniej w Państwie Platon. Dla obydwu wielkich filozofów demokracja to ustrój, gdzie rządy sprawuje większość. Prawa wyborcze i polityczne posiada więcej niż połowa wolnych obywateli, dążąc do objęcia nimi wszystkich, bez względu na posiadany majątek i pochodzenie. Demokracja to rządy polityczne większości obywateli, lecz nie większości ludzi. Warto zauważyć, że Grecy nie znają charakterystycznej dla nas współcześnie idei człowieczeństwa, wedle której częścią suwerennego ludu są wszyscy obywatele danego państwa, przy czym obywatelstwo i prawa polityczne dostaje się automatycznie z racji urodzenia, a naturalizacja jest stosunkowo prosta. Dlatego też nie traktujemy naszego obywatelstwa jako wyróżnienia czy przywileju, uważając je za rzecz dość dla nas oczywistą. W Grecji był to przedmiot do dumy, wyróżnienie.

Pisząc o obywatelach Grecy mają na myśli wyłącznie wolnych mężczyzn, wykluczając z tej kategorii meteków/metojków, czyli trwale osiadłych w polis cudzoziemców. Byli to ludzie częstokroć od kilku pokoleń zamieszkali w państwie. Jednak zwyczajowo nie otrzymywali nigdy praw politycznych, choć prawa chroniły w pełni ich życie i własność, płacili podatki i podlegali służbie wojskowej. Mówiąc wprost, starożytni Hellenowie byli rasistami i trybalistami. Rasistami, ponieważ uważali, że tylko Grek może być w pełni człowiekiem i dlatego posiada większy umysł niż inni ludzie. Terytoria innych ludów traktowali jako teren dziki, który wolno zająć przemocą, a ich mieszkańców zniewolić i zagnać do pracy na rzecz zdobywców lub sprzedać na najbliższym targu niewolników. Byli trybalistami, ponieważ do obywatelstwa nie dopuszczali cudzoziemców, nie znając procedury naturalizacji. Wynikało to z ich poglądów religijnych: polis uważano za twór kilku czy kilkudziesięciu ojców-założycieli, których duchy przodków i lokalne bóstwo konstytuowały państwową religię państwa-miasta. Osoby z zewnątrz nie mogły do niej dołączyć, nie mając tych samych przodków.

Z kategorii obywateli, a może wręcz nawet ludzi, Grecy wykluczali także niewolników („mówiąca rzecz”) i wszystkie kobiety (wolne, metojki, niewolnice) jako istoty namiętne i niezdolne do kierowania się rozumem. Nie posiadały praw politycznych także osoby pozbawione praw publicznych z powodu czynów nagannych, niegodnych obywatela (np. tchórzostwa w obliczu wroga, a także byłe i obecne męskie homoseksualne prostytutki, ponieważ było to zarobkowanie niegodne obywatela, dozwolone wyłącznie dla osób nieposiadających obywatelstwa lub niewolników pracujących na rzecz swoich właścicieli).

Reasumując, greckie wyobrażenie obywatelstwa dalekie było od naszych kategorii prawnych i wyobrażeń w tym zakresie, nadużywających tutaj słów „wszyscy” i „każdy”. Jeśli starannie wczytamy się w traktaty na temat etyki Arystotelesa, to szybko zorientujemy się, że były one przeznaczone dla ludzi, czyli tylko do obywateli – wolnych i równych mężczyzn, którzy współdecydują o sprawach publicznych – gdyż tylko im ten wielki starożytny filozof przypisywał racjonalność (fronesis) i cnotę umiarkowania (arete). Ocenia się, że w V wieku przed Chrystusem demokratyczne Ateny (miasto z obszernymi przyległościami na półwyspie i okolicznymi wyspami) mogły liczyć ok. 250000-400000 mieszkańców. Z liczby tej prawa polityczne miało zaledwie ok. 40-50.000 osób. Resztę stanowili metojkowie, których było więcej niż samym obywateli (ok. 70-80.000), kobiety, osoby pozbawione praw publicznych, no i niezwykle liczni niewolnicy (ok ½ ogółu).

Zwróćmy uwagę, że w zachowanych do naszych czasów definicjach demokracji Peryklesa, Platona i Arystotelesa nie ma niczego, co przypomniałoby państwo liberalno-demokratyczne w rozumieniu Johna Locke’a czy Benjamina Constanta, wyjąwszy zasadę rządów większości obywateli, rozumianych jako lud. Grecy nie znają podziału władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą. Idea taka byłaby dla Greków kompletnie niezrozumiała, ponieważ uznawali tylko czystei nieskażone ustroje: albo rządzi jeden człowiek (monarchia, tyrania), albo mniejszość (arystokracja, oligarchia), albo większość (politeja), a nawet wszyscy obywatele (demokracja). Rządzący nie są ograniczeni przez żaden podział władz, niezależne sądy, etc. Jak to ujął Plutarch, „demokracja (jest – A.W.) samorządna i bez domieszki”.

Każda z form ustrojowych ma charakter absolutny i dotyczy to także demokracji, gdzie, pisze Moses Finley, „zgromadzenie dysponowało w zasadzie nieograniczoną władzą”. Było ono zarazem ciałem prawodawczym, rządem, najwyższą instancją sądową i czymś w rodzaju sądu konstytucyjnego. Instytucja tzw. sądów skorupkowych stanowiła przy tym przedsmak współczesnej demokracji opancerzonej, pozwalając Ateńczykom skazywać na przymusową emigrację na okres dziesięciu lat osoby uznane za chętne do reformy konstytucji i myślące o negacji ustroju demokratycznego. Nie potrzebny był przy tym proces sądowy z materiałem dowodowym. Wystarczyło, że 6000 obywateli ateńskich anonimowo wpisało nazwisko danego polityka na swoje skorupki (dzisiejsze karty do głosowania) jako potencjalnie podejrzanego o chęć zmiany ustroju. Liczba 6000 wydaje się nie być wielka przy ogólnej liczbie 40-50.000 osób posiadających prawa polityczne, lecz niezwykle częste obrady zgromadzenia ludowego w Atenach powodowały, że frekwencja była na nich zwykle niewielka, nie przekraczając kilku tysięcy osób. Zebranie 6000 wskazań na jedną osobę wymagało znaczącej mobilizacji elektoratu negatywnego.

Jedynym hamulcem greckiej demokracji bywała niepisana tradycja i zasady wynikłe z religii. O tych ostatnich wspominał jeszcze przywódca ateńskiego stronnictwa demokratycznego Perykles w cytowanej mowie pogrzebowej. Religia była sojusznikiem arystokratów, ponieważ ojciec rodu sprawował funkcje kapłańskie nad swoją rodziną i klientami (wyzwoleńcy, metojkowie, biedota), co dawało mu także władzę polityczną. Przy wszystkich wadach tego patriarchalizmu, zaletą systemu była jego stabilność dzięki sakralnej legitymizacji. Rozluźnienie tradycyjnej religii i indywidualizację stosunku obywatela do sfery sakralnej uważa się za zjawisko towarzyszące demokratycznym reformom Solona, Klajstetesa i Peryklesa w Atenach, ponieważ rozbijały one struktury patriarchalne i tradycyjną zasadę patronatu. Wraz z rozluźnieniem tradycji religijnej, rozluźniły się także systemowe hamulce dla rządów demokratycznej większości. Wszechwładza demokratycznego zgromadzenia, którego nie ograniczają ani żadne instytucje, ani autorytet arystokracji, a tradycyjna religia coraz mniej, były zapowiedzią kryzysu greckiej polis i traktowania władzy nie jako narzędzia dla realizacji dobra wspólnego, lecz partykularnych i materialnych interesów. Zaowocowało to serią rewolucji plebejskich i kontrrewolucji oligarchicznych w świecie greckim, a także dyktatur (tyranii), którym kres położył podbój starożytnej Grecji przez Macedończyków.

Słowem, w greckiej demokracji mamy wyłącznie prymarną zasadę większości głosujących, których woli nikt i nic nie ma prawa ograniczyć. Skoro w małych greckich miastach-państwach (poleis) wszyscy obywatele mogą zebrać się na jednym placu (agora), aby decydować o wszystkich dotyczących ich sprawach, to zbędna była im także zasada przedstawicielstwa. Nic nam nie wiadomo, aby pomysł taki pojawił się nawet w największych i najludniejszych Atenach, gdzie frekwencja na zgromadzeniach była bardzo słaba (słyszalność mówców zapewne była podobna). Wielu badaczy, niezależnie od siebie, dowodzi, że idea reprezentacji ma źródła chrześcijańskie i średniowieczne: pierwszym reprezentowanym w dziejach był Bóg chrześcijan, pozostający w ukryciu przed ogółem ludzi. W późnej Starożytności reprezentantem Chrystusa był chleb używany w Eucharystii. W Średniowieczu reprezentantem politycznym Boga był cesarz lub król, a teologicznym papież, który dodatkowo był reprezentowany w terenie przez biskupów i legatów. Aby ludzie mogli być reprezentowani, nie mogli stanowić luźnego zbioru jednostek-atomów, lecz opartą na prawie korporację, która musiała mieć ustalone sposoby wyłaniania swoich reprezentantów. Ideę korporacji stworzyli dopiero późnośredniowieczni kanoniści katoliccy. Z kolei parlamentaryzm to klasyczny pomysł feudalny, gdy zasiadający w radach królewskich feudałowie „reprezentowali” swoje posiadłości. Dlatego u wcześniejszych od chrześcijaństwa Greków odnotowujemy zupełny brak refleksji nad zasadą reprezentacji i problematyce reprezentacji towarzyszącej: elitach politycznych i sposobach ich rekrutacji, fluktuacji, etc. Grecki opis mechanizmów władzy jest bardzo ubogi i ograniczony do prezentacji formalnych cech ustrojów politycznych, na co słusznie wskazywał twórca badań nad elitami Gaetano Mosca. Co najwyżej u Platona i Arystotelesa znajdujemy krytykę demagogów (polityków) wiodących prym na zgromadzeniach dzięki darowi wymowy i naukom retoryki pobieranych u sofistów.

W sumie możemy stwierdzić, że demokracja grecka, o której pisze Arystoteles ma charakter radykalnie antyliberalny, co potwierdzają nam sami liberałowie w swojej krytyce tej koncepcji. Z kolei, jak pisze Robert Dahl, „nasza demokracja w oczach obywatela Aten czasów Peryklesa w ogóle nie zostałaby zapewne uznana za demokrację”.