Przyzwyczajeni do sporów o tzw. neosędziów i całej narracji związanej z wprowadzonymi reformami wymiaru sprawiedliwości często jesteśmy epatowani hasłem, że Polska ze swoimi problemami kto jest a kto nie jest prawdziwym sędzią, kto jest a kto nie jest uprawomocniony do sądzenia, do decydowania, a nawet do reformowania ustroju jest prawdziwym wyjątkiem. Akolici przywracania czy też przewracania praworządności wskazują, że trzeba u nas przywrócić normalność, ponieważ jesteśmy wyspą na morzu praworządności, gdzie wszystko jest jasne, zrozumiałe, nie budzi wątpliwości, ani żadnych sporów.

Tymczasem, jak się bliżej przyjrzeć, podobnych czy nawet znacznie poważniejszych sporów jest znacznie więcej, a za przykład – z racji rozpoczynającego się 7 maja konklawe – może posłużyć …. papiestwo. Wystarczy przypomnieć, że od ponad 60 lat istnieje poważna opozycja wobec tzw. posoborowych papieży, ubrana w tzw. nurt sedewakantyzmu, który konsekwentnie stoi na stanowisku, że tzw. tron Piotrowy jest nie obsadzony (stąd jego nazwa oznaczająca dosłownie „pusty tron”). Ten nurt występujący zarówno w prawie kanoniczym, jak i w teologii zakłada, że od śmierci Pius XII w 1958 r., ewentualnie, w innym nieco wydaniu, od śmierci Jana XXIII w 1963 r., tron papieski jest nieobsadzony.   Sedewakantyzm jest jednym z poważniejszych  ruchów, które powstały na skutek niezgody części duchowieństwa katolickiego na postanowienia II Soboru Watykańskiego zwołanego przez Jana XXIII. Zdaniem zwolenników sedewakantyzmu, soborowi i posoborowi papieże, ze względu na błędy i herezje, które głosili, zanim zostali wybrani na ten urząd, nie mogli go skutecznie objąć, gdyż jako heretycy znajdowali się poza Kościołem. Tu sporny  jest wybór Jana XXIII, który dla niektórych jest poprawnie wybranym papieżem, a dla innych sam wybór kardynała Angelo Giuseppe Roncalliego na papieża był już obarczony błędem, gdyż papież ten grzeszył myślą, mową i uczynkiem, co stało się faktem powszechnym w momencie podjęcia przez niego decyzji o zwołaniu Soboru. Sedewakantyści oskarżają Kościół posoborowy (czyli – ich zdaniem – zaistniały w wyniku rewolucyjnych zmian Soboru Watykańskiego II), że głosi on herezję tzw. modernizmu, jednoznacznie potępioną przez papieża Piusa X w encyklice  Pascendi Dominici Gregis w 1907 r. Nie uznają też ważności święceń kapłańskich udzielanych według rytu ustanowionego po II soborze watykańskim, twierdząc, że Kościół posoborowy utracił sukcesję apostolską. Co za tym idzie, sedewakantyści nie uznają ważności tzw. nowej mszy, opowiadać się konsekwentnie za mszą trydencką.  Stoją też oni na stanowisku, że wszyscy papieże posoborowi, czyli papieże od Pawła VI są w istocie antypapieżami, którzy powtarzają herezje Soboru Watykańskiego II. Stąd, ich zdaniem, zarówno wybory Jana Pawła I, Jana Pawła II, Benedykta XVI, jak i Franciszka były nieskuteczne kanonicznie, i tak samo nieskuteczny będzie wybór następcy papieża Franciszka. 

O ile nurt sedewakntyzmu jest już stałym i trwałym zjawiskiem w łonie Kościoła, o tyle 12-letni pontyfikat  Franciszka przyniósł nowe kontrowersje, przekładające się również na nowe konklawe. Warto przypomnieć, że papież Franciszek, chwalony przez modernistów, ateistów, agnostyków i tzw. środowiska lewicowo-liberalne,  w samym Kościele budził, ze zrozumiałych powodów kontrowersje. Sam jego wybór, po bezprecedensowej abdykacji Benedykta XVI, przywodził na myśl wiele teorii spiskowych, a dla niektórych kanonistów był mocno wątpliwy. Wskazywali oni, że co najmniej dziwną jest sytuacją wprowadzenie instytucji papieża-emeryta, jak i to że, tak bardzo papież Franciszek konfrontował się z Benedyktem XVI w zakresie np. stosunku do mszy trydenckiej.   Zwolennicy bardziej fantazyjnych teorii wskazywali, że pontyfikat Franciszka jest narzucony siłą przez kardynałów progresywnych, którzy otwarcie skonfrontowali się z Benedyktem XVI, którego praktycznie przymuszono do abdykacji. Nie rozstrzygając tej kwestii warto spojrzeć na problem od strony, którą naświetlił niedawno znany i ceniony teolog prof. Josef Seifert. Warto przypomnieć, że Josef Seifert został mianowany członkiem Papieskiej Akademii Życia przez  Jana Pawła II w 1996 roku. Sprawował tę funkcję do 2016 roku, ale w 2017 roku nie został ponownie mianowany przez  Franciszka za ostre stanowisko antyaborcyjne i krytykę adhortacji „Amoris laetitia”. 24 kwietnia 2025 r. napisał on list do dziekana kolegium kardynalskiego odpowiedzialnego za przebieg konklawe, włoskiego kardynała  Giovanni Battisty Re. W liście prof. Josef Seifert wzywa Kościół do zbadania oskarżeń Franciszka o papieską herezję, która – w razie udowodnienia – pozwala uznać papieża za tzw. antypapieża i anulować wszystkie jego decyzje. Zdaniem prof. Seiferta zgodnie z prawem kanonicznym papież, który wyznaje herezję, przestaje być papieżem i nie może żądać żadnego posłuszeństwa wobec jego osoby. Autor listu wskazał też, że niewłaściwość osądzania papieża przez jakąkolwiek władzę nie dotyczy heretyckiego papieża, który jedynie uzurpuje sobie Stolicę Piotrową, ale z racji swojej herezji nie jest prawdziwym papieżem i ma w Kościele mniejszą władzę niż jakikolwiek ortodoksyjny kardynał czy biskup. W opinii prof. Seiferta wynik kolejnych wyborów papieskich w dużej mierze zależy od rezultatu tego dochodzenia, ponieważ Święty Pius V i Papież Paweł IV orzekli wyraźnie, że wszystkie nominacje kardynalskie dokonane przez heretyckiego papieża są nieważne. Zatem, jeśli oskarżenie o herezję przed, w trakcie i po wyborze Papieża Franciszka okaże się prawdziwe, dwie trzecie obecnego Kolegium Kardynalskiego zostanie wykluczone z Konklawe. Dlatego rozstrzygnięcie tej sprawy musi nastąpić przed najbliższym Konklawe, w przeciwnym razie kolejne wybory papieskie będą z góry nieważne, chyba że najpierw ustali się, czy większa część członków Kolegium Kardynalskiego to prawowici elektorzy, oraz czy przyszły papież-elekt należy do Kolegium Kardynalskiego, czy nie. Autor listu przypomina, że  papieże Święty Pius V i Paweł IV orzekli i ustalili na zawsze, że wszystkie decyzje, nominacje, wyniesienia biskupów i kardynałów oraz wszystkie pisma heretyckiego papieża muszą być uznane za nieważne. Zgodnie z tymi dokumentami papieskimi oraz prawem naturalnym, kardynałowie wybrani przez Papieża Franciszka nie mogą pozostać elektorami, jeśli oskarżenie o herezję lub apostazję okaże się uzasadnione. W opinii prof. Seifert wątpliwości o herezję papieża Franciszka budzą jego wypowiedzi, które nawet jeśli nie przyjmują postaci oficjalnych enuncjacji   Jego Świątobliwości, to są elementem tradycji, która obok Pisma św. Jest elementem na którym opiera się Kościół i urząd następcy św. Piotra. Tymczasem  papież  Franciszek sowimi działaniami budził wątpliwości, a za przykład może służyć podpisana przez niego deklaracja z Abu Zabi. W tekście deklaracji stwierdzono, że różnorodność religijna na świecie jest wyrazem mądrej woli Bożej. Jednak z godnie z prawem kanonicznym gdyby Franciszek stwierdziłby, że Bóg chce, aby istniały różne religie, to byłaby to jawna herezja. Problem w tym, że w tekście zestawiono różnorodność religijną z różnorodnością płci czy ras, wyraźnie sugerując, że chodzi o coś dobrego. Kard. Gerhard Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary, polecał czytać tę deklarację w duchu „dyplomatycznym” i nie traktować jej poważnie; przyznawał, że gdyby odczytać rzecz dosłownie, konsekwencje byłyby katastrofalne. Papieża o wyjaśnienia prosił osobiście bp Athanasius Schneider z Kazachstanu. Franciszek w rozmowie z biskupem stwierdził, że nie miał na myśli nic heretyckiego. Po rozmowie z bp. Schneiderem w jednej z homilii powiedział, że teologia rozróżnia wolę pozytywną Boga oraz wolę dopuszczająca. Wola dopuszczająca polega na tym, że Bóg dopuszcza pewne rzeczy.

W Deklaracji z Abu Zabi takiego rozróżnienie w ogóle nie ma, a poprawna logicznie lektura każe czytać tekst w kluczu woli pozytywnej. Co więcej, pomimo krytyki treść Deklaracji nie została nigdy zmieniona – jest ona kolportowana do dziś w oryginalnym brzmieniu. Franciszek wydawał się zresztą zdecydowanie popierać jej heretyckie odczytanie. Będąc we wrześniu w Azji Południowo-Wschodniej dał temu wyraz dwukrotnie – w Dżakarcie w Indonezji oraz w Singapurze. Przemawiając w Dżakarcie porównywał chrześcijan i muzułmanów do światła, stwierdzając, że obie religie są bardzo podobne. W Singapurze stwierdził z kolei, że islam, hinduizm, sikhizm oraz chrześcijaństwo są po prostu różnymi drogami do Boga. Ściśle rzecz biorąc, Franciszek wygłosił herezję, podobnie jak byłoby to w przypadku Abu Zabi. Część teologów przekonywała, że wypowiedzi Franciszka, adresowane do wyznawców innych religii, nie mogą być interpretowane w sposób ścisły; w ten sposób próbowano bronić papieskich słów. Deklaracja z Abu Zabi stała się początkiem innych inicjatyw dialogowych. W samym Abu Zabi wybudowano tak zwany Dom Rodziny Abrahamowej. To kompleks świątynny złożony z kościoła, meczetu i synagogi. Są połączone wspólnym dziedzińcem; budynki są do siebie bardzo podobne. Wyrażają w sposób oczywisty herezję różnorodności religijnej. Wszystko to oddziałuje na wyobraźnię – i prowokuje do nowej, niekatolickiej teologii.

Deklaracja z Abu Zabi nie jest jedynym przykładem kontrowersji jakie towarzyszyły pontyfikatowi Franciszka. Innymi są jego niedostateczne, zdaniem niektórych, potępienie wojny na Ukrainie, dopuszczenie do komunii świętej rozwodników czy też lekkość z jaką papież podchodził do osób homoseksualnych.  Krytycy Franciszka zarzucają mu także niedostateczne opowiadanie się pro life, poparcie dla drogi synodalnej, która wchodzi w konflikt z władzą papieża, i jest właściwa dla ruchów protestanckich czy wreszcie jego ambiwalentne podejście do problemu kapłaństwa kobiet.  W opinii prof. Josef Seifert są to wszystko tematy, które wymagają aby konklawe rozważyło zagadnienie ewentualnej herezji papieża Franciszka. W przeciwnym razie, jak mówi znany teolog, wybór nowego papieża może być kwestionowany kanonicznie i teologicznie, gdyż – jeśli uznać herezję Franciszka – to powołani przez niego kardynałowie są w istocie neokardynałami, których kreacja kardynalska jest ab inito nieważna.