Niemcy, niegdyś uznawane za europejskiego lidera w zakresie transformacji energetycznej, obecnie stają przed poważnym dylematem. W obliczu narastającego kryzysu energetycznego, wywołanego m.in. przerwami w dostawach gazu z Rosji, ale też technicznych warunków działania OZE w zimie (brak słońca, niewielkie wiatry itp.) niemiecki rząd zdecydował się na reaktywację elektrowni węglowych. Decyzja ta budzi wiele kontrowersji, zwłaszcza w kontekście ambitnych planów klimatycznych, które Berlin forsował w ostatnich latach, postrzegając OZE jako nie tylko element ekologii, ale też jako niemiecki produkt eksporty. Czy ten krok jest objawem pragmatyzmu, czy może dowodem na fiasko dotychczasowej polityki energetycznej Niemiec?
Polityka Energiewende, czyli niemiecka strategia transformacji energetycznej, miała na celu odejście od paliw kopalnych oraz energii jądrowej na rzecz odnawialnych źródeł energii. Niemcy przez ostatnie dwie dekady inwestowali miliardy euro w rozwój energetyki wiatrowej, słonecznej oraz sieci przesyłowych. Wszystko to miało doprowadzić do sytuacji, w której gospodarka Niemiec stanie się neutralna klimatycznie, ale też jej siłą napędową będzie sprzedaż technologii do innych państw, które zmuszone unijnymi wytycznymi będę musiały inwestować w technologie niemieckie.
Jednak rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana. Po pierwsze, stabilność dostaw energii z odnawialnych źródeł pozostawia wiele do życzenia, szczególnie w okresach niskiej produkcji energii z wiatru i słońca, kiedy to Niemcy zmuszeni są importować energię np. z Polski. Po drugie, szybkie wycofywanie się z energetyki jądrowej, uznawanej przez wielu ekspertów za czyste źródło energii, było decyzją polityczną podjętą pod dyktatem zielonych, która dziś odbija się czkawką. Brak alternatywnej stabilnej bazy energetycznej sprawił, że Niemcy stały się uzależnione od gazu ziemnego, głównie z Rosji. Po trzecie wreszcie, co nie mniej ważne, Niemcy straciły impet w produkowaniu zielonych technologii, o czym może świadczyć fakt, że dziś najwięcej komponentów do produkcji OZE sprzedają Europie …. Chiny.
Warto zauważyć, że niemiecka polityka energetyczna nie jest odosobnionym przypadkiem. Podobne problemy pojawiały się już wcześniej w innych krajach europejskich, gdzie przyspieszona dekarbonizacja nie szła w parze z odpowiednimi inwestycjami nie tylko w zielone, ale też w stabilne źródła energii. Przykład Niemiec może być ostrzeżeniem dla tych, którzy chcą dokonywać gwałtownych zmian bez uwzględnienia konsekwencji gospodarczych i społecznych oraz – nomen omen – klimatycznych, bo przecież zmieniające się pory roku powodują, że produkcja energii z OZE odznacza się oczywistą fluktuacją.
Decyzja o reaktywacji elektrowni węglowych nie jest jedynie niemieckim problemem. Pokazuje ona znacznie szerszy problem, z jakim boryka się cała Unia Europejska (przykładem może być Szwecja, która w sezonie zimowym 2021 i 2022 r, importowała energię z Polski). UE od lat forsuje politykę klimatyczną, której celem jest znaczne ograniczenie emisji dwutlenku węgla. Teoretycznie brzmi to bardzo dobrze bo kto nie chciałby oddychać czystym powietrzem i chronić klimat? Problem jednak polega na tym, że polityka ta bardzo często opiera się na ideologicznych założeniach, ignorując kwestie praktyczne i ekonomiczne.
Niemcy, jako jedna z największych gospodarek świata, nie mogą pozwolić sobie na braki w dostawach energii. Konsekwencje mogłyby być katastrofalne – nie tylko dla niemieckich firm, ale również dla całej europejskiej gospodarki. Dlatego pragmatyczna decyzja o powrocie do węgla może być postrzegana jako konieczność wynikająca z błędów przeszłej polityki.
Polska, podobnie jak Niemcy, boryka się z problemem transformacji energetycznej. Nasz kraj, mający duże zasoby węgla, był przez lata krytykowany za brak ambicji klimatycznych. Tymczasem dzisiaj, gdy Niemcy wracają do węgla, polska strategia wydaje się być bardziej realistyczna. Oczywiście, polski rząd popełnia wiele błędów w polityce energetycznej, ale nie można zapominać o tym, że stabilność dostaw energii jest kluczowa dla funkcjonowania państwa, także pod względem jego bezpieczeństwa, które dziś odmiennie jest przez wszystkie przypadki.
Polska powinna jednak wyciągnąć lekcję z niemieckich problemów. Zamiast stawiać na ideologiczne podejście do transformacji energetycznej i powtarzać hasło, że „planeta płonie”, należy skupić się na pragmatycznym podejściu, uwzględniającym rozwój odnawialnych źródeł energii, ale także inwestycje w nowe technologie, takie jak energetyka jądrowa czy magazynowanie energii, co da nie tylko czystą energię, ale przede wszystkim stabilną energię.
W tym kontekście warto wspomnieć o potencjale współpracy między państwami regionu w zakresie budowy infrastruktury energetycznej. Polska, Czechy, Słowacja i Węgry mogłyby stworzyć wspólny front działań, który pozwoliłby na bezpieczniejszą i bardziej efektywną transformację energetyczną. Tego typu inicjatywy regionalne mogłyby nie tylko poprawić stabilność dostaw energii, ale także wzmocnić pozycję negocjacyjną Europy Środkowej na arenie unijnej. Wydaje się, że szukając nowych pomysłów na polityki unijne właśnie zachęcanie do działań kolektywnych i regionalnych powinno być alternatywą dla bezmyślnie powtarzanej ideologii klimatycznej, która ignoruje inne czynniki (stabilność i bezpieczeństwo dostaw, odporność na sytuacje kryzysowe).
Reaktywacja elektrowni węglowych przez Niemcy stawia pod znakiem zapytania sens całej europejskiej polityki energetycznej. Czy UE będzie w stanie utrzymać swoje ambitne cele klimatyczne, jeśli największe gospodarki zmuszone są do powrotu do paliw kopalnych? A może konieczna będzie zmiana podejścia, która pozwoli na bardziej elastyczne podejmowanie decyzji, uwzględniające lokalne uwarunkowania i potrzeby gospodarcze?
Obecna sytuacja pokazuje, że forsowanie jednolitej polityki dla całej UE może być nieefektywne. Europa jest zbyt zróżnicowana, by jeden model transformacji energetycznej mógł sprawdzić się wszędzie. Kraje takie jak Polska, które mają duże zasoby węgla, muszą mieć możliwość stopniowego przechodzenia na nowe źródła energii, bez ryzyka destabilizacji gospodarki.
Decyzja Niemiec o reaktywacji elektrowni węglowych to sygnał, że w polityce energetycznej konieczny jest powrót do pragmatyzmu. Oczywiście, walka ze zmianami klimatu pozostaje ważnym celem, ale nie można go realizować kosztem stabilności gospodarki i bezpieczeństwa energetycznego.
Polska powinna z tego wyciągnąć wnioski i dążyć do budowy zdywersyfikowanego miksu energetycznego, który zapewni zarówno stabilność dostaw, jak i ograniczenie emisji. Jednocześnie warto prowadzić dialog na forum unijnym, wskazując na konieczność bardziej elastycznego podejścia do polityki klimatycznej. Kryzys energetyczny może być szansą na zrewidowanie dotychczasowych założeń i powrót do polityki opartej na zdrowym rozsądku, zamiast na ideologii.
Wnioski płynące z obecnej sytuacji mogą być kluczowe dla przyszłych pokoleń. Warto zrozumieć, że bezpieczeństwo energetyczne jest fundamentem każdej stabilnej gospodarki, a ideologiczne podejście może prowadzić do nieprzewidzianych kryzysów, które odbijają się na życiu zwykłych obywateli. Dlatego potrzebne są rozwiązania oparte na zdrowym rozsądku, współpracy międzynarodowej oraz wykorzystaniu technologii przyszłości, które pozwolą na zbudowanie bezpiecznego i zrównoważonego systemu energetycznego.