Unia Europejska od dawna prowadzi działania, które mogą się wydawać dziwne, nieracjonalne, a czasami wręcz głupie. Od jakiegoś czasu obserwujemy jednak wzmożenie tych działań, a ich finalnym skutkiem musi być, prędzej czy później, coś, co przybierze formę samobójstwa i w efekcie – rozpadu Unii Europejskiej. Oczywiście kiedy ten scenariusz się ziści i jaki będzie miał przebieg jest kwestią do dyskusji. Rozpad Unii nie musi przecież oznaczać, że projekt unijny po prostu zniknie, ale np. to, że przekształci się w Unię wielu prędkości, gdzie ci, którzy w zacietrzewieniu samobójczym będą chcieli iść dalej będą to nadal robić, a inni albo zejdą ze statku, czując że zmierza on na mieliznę lub wprost na skały, albo zawiążą klub bardziej luźnej współpracy, co z UE nie będzie miało już nic wspólnego. Zresztą, perspektywa atomizacji została uruchomiona jakiś czas temu brexitem, który najlepiej pokazuje, że niektóre państwa narzuconego projektu integracji europejskiej po prostu nie aspektują.
Dowodów na nieracjonalne albo po prostu szkodliwe działania Unii jest aż nadto. Niedawny raport byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego pokazał, że realizując obecną politykę Unia dryfuje. Mario Draghi udowodnił, np. że pod względem konkurencyjności Unia wyraźnie przegrywa z Chinami i USA. Udowodnił też, że robi to na własne życzenie mnożąc przepisy i najrozmaitsze warunki dla działalności takiej czy takiej, co najzwyczajniej w świecie zniechęca do jej prowadzenia. Jeśli bowiem UE głosi jak mantrę, że jest obszarem wolności to w praktyce wolność ta jest sukcesywnie minimalizowana. Świadczą o tym najlepiej obciążenia regulacyjne i to, że prowadzenie biznesu w UE jest sześć razy bardziej obciążone prawnymi regulacjami w stosunku do USA! Jeśli dołożyć do tego rozmaite warunki i kryteria związane z tzw. zieloną polityką i wdrażającymi ją projektami, to okazuje się, że wielu przedsiębiorców woli przenieść prowadzenie biznesu do Afryki, Azji czy Ameryki Południowej aniżeli prowadzać go w Europie, gdzie jest on po prostu droższy, również dlatego, że UE nakłada nowe podatki, chcąc finansować najnowsze obszary swojej polityki. Z drugiej strony Unia Europejska od jakiegoś czasu prowadzić co najmniej dziwną politykę rolną. Jeszcze 20 lat teamu tzw. wspólna polityka rolna była największą częścią budżetu Unii. Dziś z roku na rok rolnictwo w UE się kurczy, a docelowo ma być likwidowane. Tu najlepiej widać, tendencję UE do samobójstwa. Nikt w UE nawet nie myśli o tak oczywistej potrzebie jak potrzeba samowystarczalności. Co więcej, mimo, że establishment w Brukseli odmienia we wszystkich przypadkach słowo kryzys, to jednak na wizję przyszłego kryzysu jest on zupełnie nieczuły. Bo jak inaczej nazywać świadomą politykę dopłat do likwidowania unijnych gospodarstw rolnych, a zarazem podpisywanie umowy handlowej z Mercosurem (obszarem Ameryki Południowej). W myśl tej umowy zasobem rolnym dla Europejczyków ma być właśnie region Latynoameryki, co pozwoli UE pozbyć się problemów ze wspólną polityką rolną, w ten sposób, że po prostu UE będzie importowała produkty rolne. W kuluarach Brukseli już się mówi, że dopełnieniem umowy z Mercosurem będzie przyszła akcesja Ukrainy do UE, z tą myślą, że Ukraina stanie się spichlerzem UE.
Oczywiście zupełnie błędne przekonanie o polityce rolnej nie jest jedynym dowodem samobójstwa UE. Innym to polityka klimatyczna. Była ona sposobem promowania niemieckiej gospodarki, która już od lat 90. XX wieku inwestowała w OZE. Niewątpliwe sukcesy niemieckich technologii spowodowały, że OZE stała się wyznacznikiem w polityce UE (co zresztą stało się za sprawą dużego współudziału niemieckich organizacji ekologicznych). Jednak dziś to Chiny kontrolują aż 80% wszystkich etapów produkcji paneli słonecznych oraz 60% etapów wytwarzania turbin wiatrowych i akumulatorów do samochodów elektrycznych. Niemiecki pierwotny plan, że to Berlin będzie zarabiał na zielonej polityce UE legł tym samym w gruzach. Chińska produkcja OZE jest nie tylko prowadzona dziś na większą skalę, ale jest też znacznie tańsza, co powoduje że inne państwa miast sięgać po produkty niemiękkie chętniej kupią wiatraki czy bateria made in China. W efekcie, w ciągu ostatnich dwudziestu lat UE oddała pola w dwóch dziedzinach, które do tej pory były dla niej wiodące, tj. w rolnictwie i OZE. Jeśli dołożyć do tego pewną zapaść w energetyce atomowej (kultywowanej głównie we Francji, ale z dość przestarzałą technologią sięgającą jeszcze lat 80. XX wieku), to okazuje się, że również tu UE oddała pola innym (przede wszystkim amerykanom, Koreańczykom i … Rosjanom, którzy w atom potężnie inwestują do ponad dwudziestu lat). Zauważmy przy tym, że dotowanie dziedzin niekonkrecyjnych oznacza w UE najczęściej dotowanie jakiegoś konkretnego państwa i jego gospodarki. Tu przykładem mogą być subwencje w niemiecki przemysł motoryzacyjny aby utrzymać konkurencyjność koncernów produkujących samochody elektryczne. Te można oczywiście dyrektywą czy rozporządzeniem nakazać kupować, ale Europejczyk kupi prędzej chińskiego tańszego elektryka aniżeli drogi, bo dotowany ze środków unijnych samochód made in Germany.
Wyścig o konkurencyjność w światowej gospodarce Unia Europejska przegrywa. Przegrywa również wyścig demograficzny, będąc już teraz najstarszym kontynentem z poważnym problemem przyrostu demograficznego, który w niedługiej perspektywie wymusi zmiany polityki społecznej i odejście od tego, co przez wiele lat definiowało Europę, czyli tzw. państwa dobrobytu. To, jak można sądzić, podkopie mit Europy jako kontynentu stałego progresu ekonomicznego i pewności oraz przewidywalności społecznej, co będzie ostatecznym krachem Unii, która po prostu przegra na kolejnym froncie globalnych zmian.
Symptomów samobójstwa jest więc bardzo wiele. Są to: 1) inflacja przepisów regulujących rynek; 2) mnożenie podatków i innych danin publicznych, co związane jest z poszukiwaniem finansowania nowych polityk; 3) coraz droższa, a co za tym idzie coraz bardziej nieopłacalna produkcja przemysłowa; 4) likwidowanie przewag konkrecyjnych i obszarów istotnych strategicznie (rolnictwo, atom); 5) lansowanie polityk, które miast napędzać przemysł unijny, są kołem zamachowym gospodarek pozaunijnych; 6) pogłębiający się kryzys demograficzny. Wszystko to spowoduje, że kwestią czasu jest to, kiedy przed UE staną naprawdę poważne wyzwania, które wymuszą zmiany polityki UE.