Wojna na Ukrainie zmieniła geopolityczną optykę patrzenia Polski, Europy i świata. Z jednej strony, impet rosyjskiego ataku na Ukrainę, z drugiej strony siła oporu Ukraińców, wreszcie – co jest być może najważniejsze – niedowierzanie świata, że z całą mocą powtarzają się obrazy wojennych działań i – co gorsza –  wojennych zborni, wszystko to razem wzięte spowodowało konieczność nowego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość.

Niestety rzeczywistość ta nie ma jednego oglądu. Jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.  Inaczej w związku z tym na toczącą się wojnę patrzą Ukraińcy, inaczej państwa bezpośrednio sąsiadujące z Rosją, w tym Polska. Jeszcze inaczej państwa byłego bloku radzieckiego, inaczej państwa Europy Zachodniej, inaczej USA, a inaczej np. Chiny.

Inne spojrzenia wynikają jednak nie tylko z dystansu geograficznego. Determinują je w głównej mierze inne interesy, oczekiwania i strategie działania.  Państwa poradzieckie dostrzegają w rosyjskiej napaści na Ukrainę zagrożenie własnej państwowości, chęć rewindykacji czy wręcz odbudowy dawnego imperium sowieckiego, próbę zbudowania czegoś, co by przynajmniej z grubsza przypominało zdemontowany u progu lat 90-tych XX wieku  ZSRR. Wypowiedzi przedstawicieli Kremla o historycznym błędzie jakim był rozpad Związku Sowieckiego, o sztucznych czy tymczasowych państwach powstałych w wyniku rozpadu moskiewskiego imperium tylko te obawy uzasadniają i jeszcze bardziej wzmacniają.

Państwa Europy Środkowej, w tym Polska, patrzą na wojnę z zaniepokojeniem głównie dlatego, że potwierdza ona dawno żywione obawy o rosyjski rewizjonizm, o manipulację informacją i wpływami, o chęć przemodelowania tej części świata i o próbę tworzenia nowego systemu międzynarodowego, odznaczającego się bezwzględną, wręcz brutalną dominacją Rosji oraz daleko idącym skrępowaniem suwerenności i niepodległości innych państw. Dla państw Europy Środkowej wojna na Ukrainie ożywiła demona rosyjskiego imperializmu, rosyjskiej buty i bezwzględności. Dodatkowo, dla tej części Europy wojna obudziła też obawy o postawę tzw. demokratycznego Zachodu, w tym zwłaszcza Niemiec. Rozmaite układanie się z Rosją jest niestety zmorą polityki europejskiej. Niemalże fascynacja Rosją w niektórych państwach zachodnich (np. Francji), albo zwyczajny strach przed rosyjskim niedźwiedziem (Niemcy) sprawia, że coraz bardziej w Europie Środkowej nasila się obawa przed rozmaitymi targami z Moskwą i próbami dogadywania się, niestety – jak uczy historia – kosztem tej części świta. Postawa Niemiec czy Francji, które poza sferą deklaracji, minimalnie wspierają realnie Ukrainę, dodatkowo tylko podsyca te obawy. Zarówno z Paryża, jak i Berlina płyną nieustanne niepokojące sygnały, że być może Ukraina powinna się poddać, że może powinna oddać część swojego terytorium Rosji w imię większego dobra, jakim jest pokój i spokój w Europie. Tego typu wypowiedzi czy sygnały brzmią bardzo groźnie i dowodzą najlepiej, że budowanie przestrzeni pokoju i bezpieczeństwa było i nadal jest mocno zawężone do tzw. Zachodu.

Dla państwa zachodnioeuropejskich wojna jest z koli problemem głównie polityczno-gospodarczym. Wojna zniweczyła, w jakimś stopniu, realizowaną konsekwentnie od lat politykę dogadywania się z Rosją, za cenę np. poszanowania praw człowieka. Dowodem tej polityki było choćby przyjęcie Rosji do Rady Europy, co przecież od początku, a zwłaszcza po roku 2000, stanowiło jawną kpinę i z praw człowieka, i z tzw. europejskiego systemu ich ochrony.  Dla tzw. Zachodu były zdecydowanie ważniejsze benefity dogadywania się z Rosją, przede wszystkim surowce, a zwłaszcza gaz oraz – w drugą stronę – otwarcie Rosji jako ryku zbytu dla zachodnich towarów, co napędzało handel i dawało wymierny ekwiwalent pieniężny. Kwintesencją tej polityki była niemiecka koncepcja transformacji energetycznej. Opierała się ona na dwóch założeniach. Pierwszym, było narzucenie całej Unii Europejskiej  OZE (odnawialnych źródeł energii) jako alternatywy dla tzw. paliw kopalnych. Drugim, było zbudowanie gazowej sieci przesyłowej  w postaci Nord Stream 1 i Nord Stream 2, która to sieć miała z Niemic stworzyć hub, który przesyłałby rosyjską ropę via Niemcy do wszystkich państw członkowskich UE.  W ten sposób, eliminując np. polski węgiel czy francuski atom, głównym rozgrywającym na rynku energetycznym UE byliby Niemcy. Oni dysponowali technologiami OZE (budowanymi przez Niemcy przez ostatnie 25 lat), oni też byliby dostarczycielami tzw. paliwa przejściowego, czyli gazu za sprawą wybudowanych wespół z Rosjanami sieci przesyłowych. Wojna na Ukrainie tę misterną układankę zniweczyła, co tłumaczy m.in. dzisiejszą konieczność zmiany polityki energetycznej UE, ale też dążenie Berlina do szybkiego zakończenia wojny kosztem Ukrainny, a tym samym powrotu do sytuacji sprzed 24 lutego 2022 r.

Europejskie podwórko nie zamyka perspektywy patrzenia na wojną na Ukrainie.   Z punktu widzenia USA wojna na Ukrainie jest rywalizacją znacznie poważniejszą. Z jednej strony, jest to rywalizacja wewnątrz zachodu, o utrzymanie dominującej pozycji USA jako gwaranta bezpieczeństwa w Europie. Pozycję tą chcą podkopać niektóre państwa UE, w tym zwłaszcza Niemcy, którzy zdają sobie sprawę z tego, że dopiero minimalizacja roli USA w zakresie europejskiego bezpieczeństwa zautonomizuje UE i pozwoli jej odgrywać rolę globalną. Stąd nie jest przypadkiem, że to właśnie na kanwie wojny na Ukrainie wzmogły się żądania Belina na skonsolidowanie UE, w tym np. odejście od systemu jednomyślności. Nie jest też przypadkiem, że w miarę trwania wojny na Ukrainie rosną żądania instytucji unijnych pod adresem Polski w sporze o tzw.praworządność. Polska, szczególnie w Berlinie, postrzegana jest dziś jako najważniejszy, po Wielkiej Brytanii, sojusznik USA. Stąd osłabienie Polski jest de facto osłabieniem USA, tym łatwiejszym, że Wielkiej Brytanii już w UE nie ma, na co także należy patrzeć, jak się okazuje, w szerszym tle.  Dla USA wojna na Ukaranie ma jednak nie tylko europejski wymiar. Jest ona także obszarem rywalizacji z Chinami. Tym też np. należy tłumaczyć wstrzemięźliwość Chin w całym konflikcie. Chiny zdają sobie sprawę, że zaangażowanie USA w Europie zmniejsza ich możliwości działania w Azji. Poza tym Pekin widzi, że wojna na Ukrainie wywołuje różne reakcje w różnych państwach i stara się to wykorzystać, przeciągając na swoją stronę te państwa, które wobec konfliktu zachowują się co najmniej neutralnie. W dłuższej perspektywie czasowej może to przemodelować świat, za sprawą m.in. przemodelowania systemu poparcia, a w konsekwencji i systemu sojuszy.

Widać z tego najlepiej, że konflikt rosyjsko-ukraiński ma zdecydowanie szerszy wymiar.  Nie dlatego, że grozi mu przekształcenie się w konflikt dużo większy (choć tego nigdy nie da się wykluczyć) ale dlatego, że jest on obserwowany z rożnych punktów widzenia, w i każdym z tym punktów wyciągane są wobec niego inne wnioski.