Prezydencja to sześć miesięcy, kiedy państwo członkowskie pełni oficjalne funkcje związane z kierowaniem pracami Rady Unii Europejskiej i kiedy reprezentuje Unię Europejską na zewnątrz. Od czasu wejścia w życie Traktatu Lizbońskiego rola prezydencji istotnie zmniejszyła się, gdyż wcześniej to przedstawiciel państwa aktualnie sprawującego prezydencję był automatycznie przewodniczącym Rady Europejskiej i reprezentował Radę na arenie międzynarodowej. Obecnie prezydencja ma już jednak w znacznej mierze znaczenie honorowe. Od 1 stycznia 2010 w Unii istnieje bowiem stanowisko stałego przewodniczącego Rady Europejskiej (zwanego popularnie prezydentem UE), wybieranego przez przedstawicieli wszystkich państw członkowskich na 2,5-letnią kadencję. Na zmniejszenie się roli prezydencji wpływ ma także znaczące umocnienie stanowiska wysokiego przedstawiciela Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, który przejął, przysługujące dotychczas przywódcy państwa pełniącego prezydencję, prawo reprezentowania UE na arenie międzynarodowej w typowych kontaktach dyplomatycznych. Oczywiście, osobnym problemem prezydencji jest rosnąca liczba państw członkowskich, co sprawia, że prezydencja ma znaczenie przede wszystkim formalne i w o wiele mniejszym stopniu niż kiedyś realnie kieruje pracami UE i nadaje im kierunek. Skorelowane z tym są tendencje do konsolidacji i instytucjonalizacji wewnętrznej UE, które powodują, że głos decydujący w ustalaniu agendy UE mają już nie tyle państwa członkowskie, co instytucje unijne i tzw. eurokraci, zaś państwo pełniące prezydencję jedynie administruje agendą, na której ustalenie nie ma większego wpływu. Wszystko to razem wzięte powoduje, że prezydencja w Radzie Unii Europejskiej straciła swój impet i kreatywność, niemniej ciągle pozostaje ważnym elementem budowania prestiżu i pozycji państwa członkowskiego wewnątrz UE. Jest tak tym bardziej, że państwo sprawujące prezydencję ustala tzw. priorytety prezydencji, co ma pokazywać „autorski” wkład państwa do prezydencji i akcentować kwestie, które dla danego państwa są naprawdę istotne.

O kolejności prezydencji decyduje alfabet, przy czym uwzględnia się nazwy państw członkowskich w językach narodowych, a nie np. w języku francuskim czy angielskim. W większości przypadków nie robi to różnicy, niemniej np. w przypadku Niemiec uwzględnia się w związku z tym literę „D” (Deutschland) a nie G (Germany), w odniesieniu do Grecji literę E (Elláda) a nie G (Greece), zaś w odniesieniu do Węgier literę „M” (Magyarország) a nie „H” (Hungary).

Polska po raz drugi w historii obejmie przewodnictwo w Radzie UE dnia 1 stycznia 2025 r.  Będzie to wyjątkowo trudna prezydencja i to zarówno z powodów sytuacji w UE, szerszej sytuacji międzynarodowej, ale także sytuacji wewnętrznej w Polsce.

Sytuacja w UE jest napięta. Po pierwsze dlatego, że wdrażane reformy i programy unijne wywołują protesty właściwe we wszystkich państwach członkowskich (głównie dotyczy to protestów rolników sprzeciwiających się restrykcyjnej polityce rolnej w związku z wdrażaniem Zielonego Ładu). Po drugie, trudno jest utrzymać konieczną jedność europejską w momencie uruchomiania procedury zmiany traktatów, co spotyka się z bardzo różnymi odpowiedziami państw członkowskich, stąd m.in. stanowisko rzędu polskiego aby tematu zmiany traktatów unijnych nie kontynuować, gdyż w obliczu nowych wyzwań potrzebna jest zgoda, a nie utrata politycznej energii na jałowe spory ustrojowe, które mogą pogłębiać różnice między państwami członkowskimi, w sytuacji kiedy potrzebna jest jak nigdy jedność i współdziałanie. Po trzecie dlatego, że UE stoi na początku nowego tzw. cyklu instytucjonalnego, co wiąże się z niedawnym wyborami do Parlamentu Europejskiego i nowym składem komisji Europejskiej, która ma rozpocząć swoje działanie 1 grudnia 2024 r. Po czwarte, sytuacja w UE niewątpliwie komplikuje się pod wypływam informacji płynących z niemieckiej gospodarki, która weszła w fazę recesji, co z uwagi na siłę niemieckiej gospodarki i jej powiązania z gospodarkami innych państw członkowskich może mieć bardzo negatywne konsekwencje. Wystarczy powiedzieć, że dynamiki wzrostu PKB w Niemczech w czwartym kwartale 2023 r. wyniosła -0,4, co już oddziałuje na gospodarkę Holandii (-0,5), Czech (-0,2) i Asturii (-1,7). Po piąte dlatego, że w UE rozpoczyna się nie tylko nowy cykl instytucjonalny, ale także prace nad nowym budżetem na lata 2027-2034, które to prace powinny zostać uruchomione właśnie w 2025 r. Oczywiście nowy budżet to nowe wyzwania, nowe oczekiwania ale też nowe perspektywy finasowania wieloletnich projektów i polityk, co zawsze jest kością niezgody pośród państw członkowskich i instytucji europejskich.   Po szóste dlatego, że ostatnie prezydencje były z różnych powodów ograniczone. Już prezydencja hiszpańska, na skutek wyborów w Hiszpanii, mocno wyhamowała, a sami Hiszpanie bardziej byli skoncentrowani na swoich wyborach niż na UE.  Kolejna prezydencja, tj. belgijska także była ograniczona z uwagi na to, że w jej czasie odbyły się wybory do PE. W efekcie prezydencja belgijska efektywnie pracowała jedynie przez trzy miesiące i  raczej była niż rzeczywiście działa co spowodowało, że realne kwestie, które UE miała rozwiązać siła rzeczy przesunięto w czasie. Jednak kolejna prezydencja, tj. prezydencja węgierska (lipiec – grudzień 2024)  także nie jest, bo nie może być prezydencją aktywną. W Brukseli słychać głosy, że Budapeszt zajmuje się sprawami drugorzędnymi, gdyż państwo, które jest przysłowiową „czarną owcą” w UE nie może pełnić swojej prezydencji w takim rozmiarze w jakim powinno. Z tego m.in. powodu Węgry nie odpowiada za żaden kluczowy projekt unijny, a prezydencja Budapesztu jest głównie ceremonialna. Mało tego, jej trwanie pokazuje, że na swój sposób jest ona bojkotowana przez UE, co przejawia się w obniżeniu rangi uczestników spotkań organizowanych przez Węgrów. To wszystko oznacza, że na okres polskiej prezydencji przypadnie kumulacja spraw, których nie chciano albo nie można było rozwiązać w czasie prezydencji belgijskiej i węgierskiej.

Sytuacji polskiej prezydencji nie ułatwia coraz bardziej zapętlający się kontekst międzynarodowe. Chodzi tu oczywiście, w pierwszej kolejności, o przedłużającą się wojnę na Ukrainie, ale też – związane z nią – ryzyko rozszerzenia się konfliktu na inne państwa (Mołdawia, Finlandia, państwa bałtyckie). To, że takie ryzyko jest coraz bardziej brane pod uwagę potwierdza zmieniona na początku 2024 r. retoryka Francji, która z państwa co najmniej powściągliwego w podejściu do wojny, przeszła na pozycję lidera we wspieraniu Ukrainy, ale też lidera budowania koncepcji nowego europejskiego bezpieczeństwa, dla którego rzeczą najważniejszą jest osłabienie i odstraszanie Rosji. Innym czynnikiem międzynarodowym są wybory prezydenckie w USA, których rozstrzygniecie może spowodować ostry konflikty na linii Europa – USA, ale trzeba mieć świadomość, że każdy wynik wyborczy będzie musiał doprowadzić do określenia na nowo relacji transatlantyckich, i to nie tylko w zakresie bezpieczeństwa (o czym świadczą wypowiedzi amerykańskie np. o konieczności urealnienia polityki celnej wobec UE). Jeszcze innym czynnikiem międzynarodowym jest trwający i, jak się zdaje, pogłębiający się konflikt na Bliskim Wschodzie, który – jak się wydaje – nie będzie skutecznie rozwiązany bez zaangażowania się państw trzecich, w tym UE. Wreszcie stałym czynnikiem międzynarodowym wpływającym na UE są napięte stosunki z Chinami, które wchodzą w nową fazę m.in. za sprawą dwustronnych umów Pekinu z Berlinem czy Budapesztem.

Na złożoność problemów wewnątrz UE, jak i szerszych problemów międzynarodowych, które w takiej czy innej formie są wyzwaniem dla UE nakładają się czynniki polityki krajowej w samej Polsce. Otóż pamiętać trzeba, że polska prezydencja w Radzie UE przypadnie na okres zaraz przed wyborami prezydenckimi, co siłą rzeczy wpłynie na prezydencję. Zarazem, zgodnie z umową koalicyjną, rok polskiej prezydencji to też rok zmian wynikających z założeń o rotacyjności funkcji i stanowisk, co z pewnością nie ułatwi prowadzenia prezydencji, zwłaszcza jeśli osoby na stanowiskach rotacyjnych będą też – jak można sądzić –  zainteresowane wyścigiem prezydenckim, ewentualnie będą uczestniczyć w rotacji innych funkcji i stanowisk.

Wszystko to powoduje, że polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej nie będzie należała do najłatwiejszych. Kumulacja problemów może spowodować, że będzie to wyjątkowo trudna prezydencja, która będzie potrzebowała jakiegokolwiek sukcesu. Z drugiej strony nie będzie to pierwsza prezydencja z problemami, co zapewne przełoży się na faktyczne jeszcze większe ograniczenie roli prezydencji, a co za tym idzie przesunięcie zdolności do kreacji i aktywności na szczebel instytucjonalny UE.  To zaś oznacza, że choćby w wymiarze symbolicznym dalej będzie postępowała konsolidacja UE i budowanie „europejskiego super państwa” z równoczesnym marginalizowaniem państw członkowskich, w tym także ich prezydencji.