Budowany konsekwentnie przez dekady plan energetyczny Niemiec w kilka dni legł w gruzach. Jeśli wierzyć słowom kanclerza Olafa Scholza, strategia oparcia niemieckiej energetyki na rosyjskim gazie odchodzi do historii po inwazji Rosji na Ukrainę. 

Przemówienie kanclerza Niemiec z 27 lutego 2022 r. może przejść do historii. Jeżeli zawarte w nim deklaracje staną się rzeczywistością, będzie to dla Berlina rewolucja w strategii polityki zagranicznej i energetycznej budowanej konsekwentnie od dekad.

Obie, powiązane ze sobą, opierały się strategicznym sojuszu z Federacją Rosyjską. To właśnie wynikiem i namacalnym dowodem tego sojuszu są gazociągi Nord Stream 1 i 2. Niemcy, działając w poprzek interesom Europy Środkowo-Wschodniej a właściwie całej Unii Europejskiej, postanowiły wejść bardzo głęboko w uzależnienie od rosyjskiego gazu. Co jeszcze dziwniejsze, postawiły na niebieskie paliwo z Rosji, które jest przecież emisyjnym paliwem kopalnym, zastępując nim swoje moce w zeroemisyjnej energetyce jądrowej.

Dziesiątki miliardów dolarów zainwestowane w Nord Streamy miały uczynić z Niemiec energetycznego władcę Europy. Berlin rozdawałby karty jako pośrednik w odsprzedaży rosyjskiego gazu dla reszty Europy. To jeszcze bardziej politycznie i finansowo umocniłoby Niemcy na tle całego kontynentu oraz w Unii Europejskiej. Ten plan realizowany był kosztem naszego regionu, a najbardziej Ukrainy. Dziś ta polityka Niemiec ma swoje drugie, krwawe dno.

Dlaczego kosztem Ukrainy? Pozbawiona tranzytu rosyjskiego gazu do Europy, bo płynąłby on Nord Streamami, Ukraina traci na znaczeniu zarówno za zachodzie, jak i na wschodzie. Gdy przez jej terytorium przepływa 30-40% rosyjskiego surowca sprzedawanego Europie Ukraina ma swego rodzaju bezpiecznik, gwarant jej suwerenności[1]. Zarówno Rosjanom, jak i UE zależy wówczas na tym, aby nie dochodziło do niepokojów na Ukrainie.

Gdy ten bezpiecznik znika, czyli gdy tranzyt gazu przez Ukrainę przestanie być niezbędny, wówczas od dawna kwestionująca niezależność tego kraju Moskwa nie ma hamulca przed zbrojną inwazją. I dokładnie to się stało, gdy zakończyła się budowa Nord Streamu 2, a Władimir Putin przygotował armię do inwazji.

Terminale LNG i powrót atomu

Niemcy zdawali się przez długie lata tego nie zauważać albo po prostu igrali losem Ukrainy. W najlepszym wypadku wykazali się nieprawdopodobną naiwnością i zaufali Putinowi oraz jego otoczeniu. Nietrudno wyobrazić sobie racjonalnych do bólu Niemców w ministerialnych gabinetów naśmiewających się ze wszystkich, którzy wróżyli przez lata, że finał zabawy w Nord Streamy skończy się rozlewem krwi. Bo rzeczywiście, zbrojna napaść na Ukrainę jest skrajnie nielogiczna i nieopłacalna z perspektywy Kremla. Tylko czy racjonalne jest założenie, że Putin będzie kierował się rozsądkiem?

Wojna w końcu wybuchła i Berlin, mimo początkowego uporu, zmienił stanowisko. Po pierwsze, Scholz zapowiedział, że Niemcy zbudują terminale LNG. Generalnie, to bardzo dziwne, że na 37 terminali LNG w Europie, najbogatsze i najludniejsze państwo UE nie ma ani jednego. Niemcy tak głęboko związali się z Rosją, że nie dywersyfikowali dostaw. Mają połączenie z Norwegią i Holandią, skąd również czerpią gaz, ale uzależnienie od Rosji z kolejnymi latami się pogłębiało i obecnie ok. 55% gazu konsumowanego w Niemczech pochodzi ze wschodu[2].

Terminale LNG nie sprawią, że nagle nasi zachodni sąsiedzi będą niezależni od Gazpromu. Ich budowa trwa lata, przy przepustowości np. 15 mld m3 rocznie budowa dwóch może tę zależność zmniejszyć o ok. połowę, zakładając, że zużycie gazu w Niemczech do tego czasu się nie zwiększy.

Kolejna zapowiedź Scholza to rozbudowanie powierzchni magazynowej gazu do 2 mld m3[3], co jest trafnym wnioskiem z manipulacji Gazpromu z ostatniego półrocza, który dzięki posiadaniu za pośrednictwem spółki Astora kilku magazynów w Niemczech potrafił wywołać zagrożenie niedoborami, opróżniając je w okresie letnim[4].

Po drugie, a to już słowa ministra gospodarki Roberta Habecka, Niemcy dyskutują o odwołaniu programu zamykania elektrowni jądrowych. Jeszcze w 2002 roku w tym kraju działały EJ o łącznej mocy 22 GW, dziś energię generuje jedynie 4 GW, czyli 3 ostatnie działające reaktory, które mają być zamknięte wraz z końcem bieżącego roku.

Względnie prostym zabiegiem Niemcy mogłyby dodać ok. 100 TWh do systemu energetycznego, w 2020 r. wyprodukowały prawie 600 TWh[5]. Technicznie nie będzie to problem, jeśli już to politycznie. Niemal wszystkie główne siły po katastrofie w Fukushimie poparły wygaszenie atomu. Zwłaszcza Zieloni, którzy dziś kierują resortami gospodarki i spraw zagranicznych.

Innym aspektem przemówienia były kwestie militarne – Scholz zapowiedział przeznaczenie 2% PKB na obronność, a także, jednorazowo, 100 miliardów euro na armię tylko w tym roku[6]. Te zapowiedzi wraz z energetycznymi uzupełniają się i tworzą razem obraz totalnej rewolucji w niemieckiej polityce. Angela Merkel będzie symbolem okresu partnerstwa niemiecko-rosyjskiego, naiwnej wiary w to, że Kreml da się ucywilizować relacjami gospodarczymi. Jeśli wymienione deklaracje wejdą w życie, Olaf Scholz może stać się twarzą nowego porządku w Europie, która porzuci złudzenia o resetach, dealach i blatowaniu się chronicznie chorym na ułudę potęgi reżimem.

[1] https://www.statista.com/statistics/1029089/russia-share-gas-transit-through-ukraine/

[2] https://www.cleanenergywire.org/factsheets/germanys-dependence-imported-fossil-fuels

[3] https://www.reuters.com/business/energy/germany-plans-new-legislation-ensure-gas-storage-is-full-winter-2022-02-28/

[4] https://biznesalert.com/gazprom-a-thug-in-europes-gas-storage-facilities/

[5] https://www.iea.org/countries/germany

[6] https://www.politico.eu/article/germany-to-ramp-up-defense-spending-in-response-to-russias-war-on-ukraine/

Autor: Daniel Czyżewski

Facebook
YouTube