Niemożliwym jest zdefiniowanie ducha czy też istoty Europy, ponieważ – jako taki – nigdy on nie istniał. Próba jego zidentyfikowania oznaczałaby w istocie zafałszowanie, gdyż Europa „to określony ciąg wybranych czynników, zjawisk i procesów, których sprowadzenie do jednego nawet najbardziej uniwersalnego byłaby zawsze pewną dowolnością, uproszczeniem, a co za tym idzie zniekształceniem rzeczywistości” (Jean-Baptiste Duroselle, L’idée d’Europe dans l’histoire, Paris, 1965, s.23). Jest tak, jak się wydaje, szczególnie właśnie w przypadku Europy, w odniesieniu do której trudność myślenia polega na tym przede wszystkim, że jest ona różnorodna, skomplikowana, zatomizowana, co oznacza, że tworzy ona kompleks „którego cechą jest składanie bez pomieszania większej różnorodności i kojarzenia przeciwieństw” (ibidem). Europa w tym sensie nie tworzyła ani jedności ontologicznej, ani epistemologicznej, ale raczej różne intelektualne, kulturowe i – najszerzej – cywilizacyjne fragmenty, które razem wzięte składały się na puzzle Europy. Oczywiście istniały bardzo ogólne ramy tych puzzli, jak np. geografia czy religia chrześcijańska, ale w swoich szczegółach Europa była mocno podzielona i zróżnicowana. Dlatego uznaje się niekiedy, że Europa to kontrastowa przestrzeń, w której spotykają się lokalne kultury. Jeśli bowiem kultura jest funkcją społeczno-historyczno-polityczno-prawnych i ekonomicznych odmienności to oczywistą jest rzeczą, że jest ona bardziej lokalna czy regionalna, aniżeli uniwersalna, szczególnie w przeszłości kiedy odległości miały znaczenie, a świat nie był zglobalizowany. Stąd też wskazuje się niekiedy, że w gruncie rzeczy jest wiele Europ, które odznaczają się cechami specyficznymi, natomiast wzięte razem tworzą kompleks różnorodności, odmienności, niepodobności.
Paul Valéry powiedział o Europie swego czasu, że jest ona „wystarczająco mała, aby zostać przykryta przez jakąś potęgę, ideę, filozofię albo ideologię, ale zarazem, jest wystarczająco duża, aby pomieścić wszystkie klimaty, wystarczająco różnorodne, aby zaprezentować najróżniejsze kultury i trendy” (Denis de Rougemont, Vingt ans après, ou la campagne des Congrès, 1947-49, “Preuves” 1968, nr 211, 1968, s. 20). Europa pod względem kulturowym jest więc istnym „wszechświatem zawierającym niezwykłą różnorodność prowincjonalnych mikrokultur” (Jean-Baptiste Duroselle, L’idée d’Europe…, s. 24). Ta prowincjonalność mikrokultur, wespół z innymi generuje pojęcie kultury europejskiej, która jednością jest bardziej w stosunku do geograficznego obszaru, aniżeli swojej materialnej treści, która jest silnie zmultiplikowana.
Warto wskazać, że w pierwszych latach zintensyfikowanych procesów integracyjnych dowodzono, że różnorodność kultur i duchowości państw tworzących Europę jest przeszkodą w określeniu duchowej jedności Europy. Duch Europy uwidaczniający się w jej kulturze, miał wskazywać raczej na brak jedności i na wielość wpływów, prądów, kierunków oraz motywów „prowincjonalnych mikrokultur” aniżeli na istnienie jakiegoś wspólnego mianownika, o ile niemiałby on być banalnym stwierdzeniem, że jest nim np. religia. Dowodzono jednocześnie, że „bogactwo kulturowe Europy powstało w dużej mierze z różnorodności i oryginalności naszych kultur narodowych, czy nawet regionalnych bądź lokalnych, co oznacza, że europejskie zjednoczenie nie może oznaczać zubożenia czy też redukcji, zaś koncepcje europejskie muszą być w stanie to poskładać w zbiór naszego szczególnego dziedzictwa” (Guide des centres culturels européens, red. José Vidal-Beyneto, Strasbourg 1990, s. 12-13).
W efekcie, najważniejszą rzeczą o którą spieramy się dyskutując na temat europejskiej kultury jest odpowiedź na pytanie, czy wyraża ona ducha Europy, tak jak np. kultura niemiecka identyfikuje ducha Niemiec i Niemców, kultura francuska wyraża ducha Francji, a kultura polska ducha Polski i jej mieszkańców. Odpowiadając na to pytanie Europejczycy, przynajmniej u samych początków politycznych procesów integracyjnych skłaniali się do odpowiedzi przeczącej. Postrzegano bowiem europejską kulturę przez pryzmat jej lokalizmów, przez pryzmat technik, tematów, motywów i stylów, które charakteryzują określone europejskie regiony, niekiedy przecież bardzo różne, by wskazać, z jednej strony np. Danię, z drugiej Portugalię. Mówiono więc raczej o wielu europejskich kulturach, aniżeli o jednej kulturze, która miałaby być oryginalna, a zarazem wysoce charakterystyczna dla Europy jako spójnej i wspólnej całości. Respektując ten pogląd przyjmowano, że „rzeczywiście istnieje europejska tożsamość kulturowa […], ale oryginalność tej tożsamości, jest przede wszystkim rezultatem jej różnorodności”. W tożsamości kulturowej starego kontynentu chodzi wszak „o bycie wielokulturowym” (Allocution de Catherine Lalumiere dans le Rapport de la 6e conférence des ministres responsables des Affaires culturelles, Palerme, 25-26 avril 1990, s.22). Kultura Europy jest wobec tego, w tym ujęciu, pewnego rodzaju chaosem wielokulturowości. Dlatego też o ile zgadzano się na koncepcję europejskiej tożsamości kulturowej to z dużymi oporami, jeśli w ogóle, przychylano się do konstrukcji europejskiej kultury, o ile oczywiście nie traktowano jej jako zwrotu retorycznego, bardziej publicystycznego, czy nawet politycznego, a nie akademickiej refleksji nad kulturą i sztuką właściwą dla starego kontynentu.
Przyjmowano nawet, że wielość kultur europejskich i ich niekwestionowana różnorodność nie przeszkadzają wcale pewnej jedności, czy też synergii jaką kultura europejska osiąga po złożeniu jej w pewną całość. Niektórzy nawet są zdania, że to właśnie „mieszanka różnych kultur jest być może prawdziwą przyczyną jedności Europy rozumianej jako fenomen cywilizacyjny (Salvador de Madariaga, Portrait de l’Europe, Paris 1952, s. 17), co swego czasu oddawało powiedzenie o jedności w różnorodności, które odnoszono właśnie głównie do kultury, ale z czasem zaczęło nabierać charakteru szerszego odnoszonego do procesów integracyjnych i ich rezultatu w postaci tzw. wspólnej Europy.
Zarysowany powyżej dylemat, w jakimś sensie, rozstrzyga semantyczna reinterpretacja jaka dokonała się ostatnimi czasy. W procesach zjednoczeniowych prowadzonych obecnie w Europie znacznie mniej uwagi poświęca się bowiem odpowiedzi na pytanie, czy mamy do czynienia z jedną kulturą Europy czy też może z wieloma kulturami Europy i zamiast tego proponuje się kategorię „wspólnego obszaru kulturowego”, która zmienia akcenty prowadzonych dywagacji. Ten nowy kierunek debaty o przyszłości kultury w Unii Europejskiej sugeruje, że dziedzictwo może nie być do końca wspólne, może nie być tożsame, ani nawet podobne, ale znaczenie ma obszar geograficzny do którego odnosimy kulturę czy raczej – uwzględniając semantykę – kultury europejskie.
Wspólny obszar kulturowy (common cultural area) zdaniem jednych, jest już realnym sposobem funkcjonowania kultury europejskiej, dla innych natomiast jest jeszcze nieskonceptualizowaną, długofalową strategią integracyjną. Krytycy tego pojęcia widzą w nim jedynie poprawny politycznie i nośny propagandowo frazes, czego dowodem jest jakże wygodny w politycznej retoryce poziom niesprecyzowania i ogólności tego nowego pojęcia, charakterystycznego przecież dla retoryki integracyjnej. Sformułowanie „europejska przestrzeń kulturowa” nie jest przy tym pierwszym kontrowersyjnym pojęciem, za pomocą którego Unia Europejska próbuje zdefiniować swój stosunek do kultury. Do dziś np. toczy się fundamentalny spór o definicję „tożsamości europejskiej”. Europejskie imponderabilia w dziedzinie kultury, czyli hasło „jedności w wielości kultury europejskiej” zawsze wzbudzało wiele poważnych zastrzeżeń wśród badaczy i teoretyków integracji i – przede wszystkim – specjalistów od kultury. Podobnie jest w przypadku „wspólnego dziedzictwa kulturowego o europejskim znaczeniu”. Te charakterystyczne dla nowomowy określenia sugerują jednak, że dość paradoksalnie zgadzamy się, że nie ma jednej kultury europejskiej, i że w gruncie rzeczy mamy do czynienia z kulturami Europy.