Ostatnia fala rozmaitego rodzaju publikacji, które podejmują media jednoznacznie kojarzone z lewicowo-liberalnym mainstreamem  dowodzi prawdziwości tezy, że mamy obecnie do czynienia z brutalną rewolucją ideologiczno-polityczną, której celem jest zasadnicza rekonstrukcja społecznych podstaw istniejącego porządku. Zjawisko to szczegółowo opisał prof. Reberto de Mattei w książce pod znamiennym tytułem Dyktatura relatywizmu. Wskazał on, że to z czym obecnie zderza się tradycyjna kultura naszego kręgu cywilizacyjnego, oparta na wydawałoby się solidnych fundamentach (grecka filozofia, rzymskie prawo, chrześcijaństwo z jego monoteizmem i personalizmem, późniejszy dorobek Renesansu czy Oświecenia, które postawiły na piedestał państwo i społeczeństwo chronione konstytucją i prawami człowieka) mocno się chwieje, a w założeniu różnej maści inżynierów społecznych ma zostać obalone, by na tym miejscu można było wykreować nową rzeczywistość. W przeciwieństwie do tradycyjnej rewolucji jaką kojarzymy z dziejów i społecznej empirii, dziejące się tu i teraz zdarzenia nie są wcale nagłe, gwałtowne i nieprzewidywane. Wręcz przeciwnie, niejasność scenariusza, jaka definiuje wszystkie procesy rewolucyjne, jest w tym przypadku zastąpiona działaniem planowanym, rozmyślnym, a zarazem nastawionym na konsekwencję i upływ czasu. Jest to więc nie tyle rewolucja sensu stricto, co raczej zmiana społeczna rozłożona w czasie, która jednak ma totalny zasięg oddziaływania, co tworzy wspólny mianownik z właściwą rewolucją, która także, z założenia przecież, ma wszechogarniający skutek, ingerujący we wszystkie obszary życia wspólnoty i jednostki.

Demolowanie autorytetów, z jakim dziś mamy do czynienia jest najlepszym dowodem zaplanowanej inżynierii społecznej, której nieskrywanym celem ma być radykalna przebudowa społeczna i polityczna, a w efekcie stworzenie „nowego człowieka”. Już to ostatnie dowodzi, że mamy do czynienia z rewolucyjnym szaleństwem, z którym na przestrzeni dziejów spotykaliśmy się wielokrotnie. Gehenna rewolucji francuskiej, która wylansowała hasło nowego człowieka, rugując wszystko to co było wcześniej, czego najlepszym dowodem Wandea,  później faszyzm z jego wizją człowieka mocy  czy też nadczłowieka (Übermensch), aż po komunistyczną utopię urawniłowki –  wszystko to dowodzi, że chore pomysły na całkowitą przebudowę ludzkości to stały wątek naszych dziejów. Wątek, który za każdym razem dowodzi tylko, że pomysły radyklanego zerwania i zbudowania czegoś nowego nie na tym co było, ale na zaoranej do żywego glebie społecznej, nie przyniosły nic konstruktywnego poza szaleństwem gilotyny oraz piekłem obozów koncentracyjnych i gułagów.

Wydawało się, że obłąkańcze pomysły ponownej kreacji rzeczywistości od nowa, nie licząc się zupełnie z historią, społeczną wrażliwością i politycznym konkretem,  mamy już za sobą. Tymczasem dziś znowu, o zgrozo, obserwujemy wdrażanie planów zbudowania nowej, jak zawsze lepszej, doskonalszej rzeczywistości. I znowu, jak zawsz, zaczyna się podobnie, tzn. od zdemolowania autorytetów, które nauczone doświadczeniem są pierwszą zaporą przed lansowaniem nowych, niebezpiecznych pomysłów.  Widać to najlepiej dziś, kiedy lewicowo-liberalne elity wdrażają plany zbudowania lepszej przyszłości. Zaczyna się, jak zawsze, od uderzenia w autorytet tradycyjnej rodzinny, jako rzekomo opresyjnej, nietolerancyjnej, a nawet może antydemokratycznej struktury heteroseksualnej,  poprzez autorytet szkoły i uczelni, które z prawdziwą edukacją i umiłowaniem nauki mają coraz mniej wspólnego, o czym najlepiej zaświadcza kultura unieważnienia (cancel culture) lansowana na uniwersytetach, a oznaczająca w praktyce ostracyzm wobec każdego, kto nie jest gorliwym wyznawcą nowych ideologii, aż do dyskredytowania stabilnych struktur społecznych, takich jako kościół czy państwo, w myśl zasady, że jedna jest hierarchiczna i niedemokratyczna, druga nadmiernie patriotyczna i nieefektywna. W to miejsce mają się pojawić nowe struktury, które nader często przywdziewa się w stare, dobrze znane szaty. Przykładem może być rzekomo nowoczesny (progresywny) model małżeństwa, gdzie liczy się miłość fizyczna, a nie funkcje społeczne, które dziś nikogo już nie interesują. Innym przykładem ekologizm, który de facto stawiany jest na miejscu klasycznej religii, którego brak poszanowania jest ze stanowczością inkwizycji coraz silniej tępiony. Innym przykładem jest tworzenie struktur ponadpaństwowych, które rzekomo mają być lepsze, bardziej demokratyczne, bardziej wydajne, bardziej legitymowane. Wreszcie przykładem są tzw. nowe prawa człowieka, które w miejsce klasycznego dekalogu praw, stawiają na piedestał pseudoprawa, takie jak prawo do aborcji, prawo do dobrej śmierci czy prawo do szczęścia (surogacja albo też występowanie przez jednostkę w którejś z kilkudziesięciu płci), które w istocie sprowadza się do banalnego „róbta co chceta”.

W ten właśnie sposób na naszych oczach odbywa się rewolucja relatywistyczna. Prof. de Mattei wskazuje jej trzy zasadnicze etapy. Pierwszym jest negacja istnienia prawa i prawdy obiektywnej, czego konsekwencją jest zrównanie dobra i zła, prawdy i fałszu, grzechu i cnoty. Drugim jest instytucjonalizacja niegodziwości i dewiacji moralnych, odwracająca do góry nogami pojęcie cnoty i cały ład społeczny z jakim mamy do czynienia. Trzecim wreszcie jest wprowadzenie ostracyzmu społecznego i prawnej karalności dobra, choćby pod pozorem mowy nienawiści, która jawnie godząc w wolność słowa, osłania murem niegodziwość, zaś prawdę penalizuje.

Relatywistyczna rewolucja to w swoich ostatecznych konsekwencjach odrzucenie świata rozumu. Po drodze rezygnuje się najpierw z wiary i podstawowych praw, potem manipuluje strukturą społeczną, ustanawiając rzekomo lepszą wiarę (postęp, ekologizm) i lepsze prawa (pseudoprawa) oraz lepsze instytucje (np. związki typu same sex, organizacje pozarządowe, które w wielu przypadkach przejmują funkcje państwa,  a w istocie są narzędziem lansowania inżynierii społecznej o wyraźnie określonej proweniencji), by wreszcie pozbyć się samej filozofii, która stawia pytania o prawdę, sens i logos. Tego rodzaju rewolucja prowadzi paradoksalnie do być może największego w naszych dziejach  totalitaryzmu, oznaczającego zakaz stawiania rudymentarnych pytań.

Facebook
YouTube