Jakiś czas temu na łamach poczytnego „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ukazał się artykuł pt. Was sind die Werte der EU? („Czym są wartości Unii Europejskiej?”)[1]. Jego autorką jest Lucia Puttrich – działaczka CDU, minister ds. federalnych i europejskich rządu krajowego w Hesji, deputowana do Bundestagu w latach 2009-2010. Lucia Puttrich poddaje krytyce politykę Niemiec wobec Polski i Węgier, w szczególności po objęciu władzy przez kanclerza Olafa Scholza. Wskazuje, że integracja europejska nie oznacza zlewania się tożsamości państw członkowskich w wyimaginowaną tożsamość europejską, o czym przypominają państwa Europy Wschodniej.
Unia Europejska jest wspólnotą wartości. Opiera się na poszanowaniu godności człowieka, wolności, równości, demokracji, poszanowania praw człowieka i praworządności. Tak mówią Traktaty, a do przestrzegania tych wartości zobowiązały się wszystkie państwa członkowskie UE. Źródłem aktualnych nieporozumień w Unii Europejskiej są różne wyobrażenia na temat treści Traktatów. Wyrazem tych odmiennych idei są trwające od lat konflikty o kształt reformy sądownictwa, przepisy dotyczące mediów i organizacji pozarządowych w Polsce i na Węgrzech. Podejmowane przez rządy tych państw działania w ogromnym stopniu zaprzeczają niemieckim wyobrażeniom o praworządności. Ale staje się też jasne, że im więcej mówi się o wspólnych wartościach, tym bardziej widoczne stają się różnice. Ma to związek nie tylko z postawą rządów polskiego i węgierskiego. Coraz wyraźniej widać, że państwa członkowskie mają wspólny zestaw wartości, ale nie jednolitą definicję tych wartości. Ostatnie próby politycznego ujednolicenia tych wartości wprowadzają UE w ślepy zaułek w zakresie polityki integracyjnej.
Wynika to z faktu, że w sporze o wspólne wartości europejskie nie chodzi już tylko o zasady konstytucyjne i ich interpretację, ale o (nowy) społeczny model UE. Parlament Europejski potępił nowe polskie przepisy dotyczące aborcji, a Komisarz ds. Równych Szans niemal jednocześnie wskazała, że nie powinno się już mówić o imionach nadawanych przy chrzcie, ale bardziej neutralnie o „imionach”. Należy zrozumieć, że takie stanowisko państwa członkowskie postrzegają jako agresywne działania społeczno-politycznie.
Krytyka rządów Polski i Węgier przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Niemcy powinny więc zadbać o to, aby wyciszyć powstałe spory. Nie tylko dlatego, że także w Niemczech są zastrzeżenia do nadmiernych tendencji centralizacyjnych w UE, ale przede wszystkim dlatego, że spory te stoją na przeszkodzie dalszemu rozwojowi UE jako całości. Podejmowanie działań przeciwko Polsce i Węgrom w ostatnich latach nie odpowiadało duchowi współpracy na równych zasadach, miało natomiast toksyczny wpływ na wewnętrzną spójność UE. Należy pamiętać, że państwa Europy Wschodniej osiągnęły wolność i pełną niezależność dopiero na krótko przed przystąpieniem do UE. Wybrały integrację europejską również dlatego, że miały świadomość, iż w ten sposób ich suwerenność jest lepiej chroniona przed rosyjską agresją.
Ze strony Unii Europejskiej oferta integracyjna opierała się na obietnicy równej współpracy i wzajemnego szacunku. Istotą integracji europejskiej była zasada jednomyślności w istotnych sprawach. Zwłaszcza Niemcy zawsze były orędownikiem mniejszych i nowych państw członkowskich. Mogły być one pewne, że istotne decyzje nie zostaną podjęte wbrew ich woli. To niemieckie zapewnienie było najbardziej przekonującym argumentem przeciwko obawom o hegemonię niemiecką czy francuską w Unii Europejskiej.
Sytuacja, która w tej chwili ma miejsce, wskazuje na nieaktualność tej obietnicy. Nie chodzi już nawet o temat, co raczej o ton. Kiedy kanclerz Olaf Scholz nonszalancko odrzuca polskie żądania reparacji podczas swojej inauguracyjnej wizyty i przeciwstawia je wkładowi Niemiec w rozwój UE, posługuje się dokładnie takim stereotypem, do jakiego odwołują się populiści. Jak w tych warunkach nowy rząd niemiecki chce negocjować przekształcenie Unii Europejskiej w państwo federalne, o którym traktuje umowa koalicyjna SPD, Zielonych i FDP? Wszak zmiana Traktatów wymaga nie tylko osiągnięcia porozumienia na szczeblu europejskim, ale również osiągnięcia większości konstytucyjnej w parlamentach narodowych.
Niemcy powinny więc wrócić do roli mediatora między Wschodem a Zachodem oraz między dużymi i małymi państwami członkowskimi, jak kiedyś robił to Helmut Kohl. Prezydent Francji Emmanuel Macron wydaje się już podejmować ten krok, odwiedzając węgierskiego premiera Viktora Orbána – nie tylko ze względu na uświadomienie sobie, że bez jedności wszystkich państw członkowskich dalsza integracja, a nawet głębsza współpraca w oparciu o istniejące Traktaty zakończy się fiaskiem. Ta jedność może odnieść sukces tylko w akceptacji różnorodności. Zjednoczenie Europy nigdy nie było pomyślane jako scalanie tożsamości i wartości europejskich, ale raczej jako współpraca suwerennych państw dla obopólnej korzyści. Jedność w różnorodności nie oznacza standaryzacji różnorodności. Przypominają nam o tym młodsze państwa członkowskie. Czasem głośniej, czasem ciszej.
[1] https://www.faz.net/aktuell/politik/europaeische-integration-ein-plaedoyer-von-lucia-puttrich-17713608.html (dostęp: 4.01.2022 r.).