Parlament Europejski po raz kolejny pochylił się nad stanem praworządności w Polsce. Ten sam parlament, który targany jest arfą Katergate, ten sam parlament w którym występują niejasne i szare relacje na linii posłowie – politycy – biznes – sędziowie – lobbyści – dziennikarze. Ten sam parlament, w którym  w głosowaniach bierze się pod uwagę podniesioną rękę liderów frakcji a nie szeregowych posłów, których treść głosu praktycznie nikogo nie interesuje. Ten sam parlament, którego liderzy frakcji kilka miesięcy temu, w imię – a jakże – praworządności przyjęli, że w na forum Parlamentu Europejskiego nie będą poruszane sprawy dotyczące bezpośrednio sytuacji wewnętrznej w państwach członkowskich jeżeli do wyborów krajowych w tych państwach będzie mniej niż sześć tygodni.

Zasady, które rzekomo mają chronić równość państw członkowskich, swobodę głosowania, uwolnienie od presji i nacisków zewnętrznych w przypadku polskich wyborów zupełnie nie obowiązują. W dniu 3 października 2023 r., czyli na 12 dni przed wyborami do Sejmu i do Senatu, na sali plenarnej parlamentu w Strasburgu, posłowie zatroskani stanem polskiej praworządności dyskutowali o … Polsce. W czasie „debaty”, toczącej się przy pustej sali, posłowie – w tym także polscy – jak mantra powtarzali zaklęcia o braku praworządności, o tym, że Polska wyłamuje się spod unijnego obowiązku solidarności, że ugrupowania rządzące w Warszawie są ksenofobiczne, nacjonalistyczne, niebezpiecznie patriotyczne, antydemokratyczne i antyunijne. Oczywiście listę rzekomych zarzutów można mnożyć. Zadziwia jednak, że kilku posłów, i to z ugrupowań należących do unijnego  mainstreamu wyraźnie sprzeciwiła się tej debacie, postrzegając ją jako niepraworządną, łamiącą zasady, które jakiś czas temu w tym samym parlamencie zostały przyjęte.

Tak np. irlandzka europoseł Clare Daly, co ciekawe o poglądach zdecydowanie lewicowych, wyraziła swój sprzeciw i oburzenie z powodu próby ingerencji przez Parlament Europejski w proces wyborczy w Polsce. Wyjaśniła ona podczas posiedzenia plenarnego w Strasburgu, że choć nie podziela stanowiska i poglądów politycznych rządu Prawa i Sprawiedliwości, to rzeczą niedopuszczalną jest prowadzić debatę w tak ważnej sprawie tuż przed wyborami do parlamentu krajowego, co łamie zasady ustalone w samym parlamencie, że na sześć tygodni przed wyborami w państwie członkowskim nie prowadzi się debaty na temat tego państwa. Irlandzka posłanka powiedziała wprost: „Muszę przyznać, że dzisiejsza debata sprawia, że czuję się niekomfortowo. Mamy porozumienie, żeby nie wpływać na wynik wyborów poprzez nie odbywanie debat, które mogą wpłynąć. A teraz jesteśmy niecałe dwa tygodnie przed wyborami w Polsce i odbywamy taką debatę. Przecież mamy posiedzenie plenarne tuż po wyborach w Polsce. Wtedy moglibyśmy o tym mówić. Przecież w Polsce jest śledztwo, możemy poczekać do 16 października. Ja nie jestem fanką rządu polskiego, ale trzeba wszystko wyjaśnić. Nie jestem też fanką tego, że ten parlament wykorzystuje siłę, żeby ingerować w batalię przed wyborami. W ten sposób nadużywamy prawa parlamentu. Możemy przecież rozmawiać na ten temat dzień po wyborach. Czy rząd polski ma odpowiedzi? Pewnie tak. Powinien udzielić odpowiedzi na wiele pytań, musi być niezależne śledztwo. A Polacy mogą debatować o wynikach. Ale teraz wszyscy się będą na ten temat wypowiadać. Moim zdaniem takie podejście jest niewłaściwe. Pieniądze i władza sprawiają, że rozpływają się granice i niektórzy mają przewidywany dostęp do Unii Europejskiej. Zatem krytycznie musimy być nastawieni do oszustw. Ja chciałabym zwrócić państwa uwagę na problem naprawdę dużej skali migracji na granicach europejskich”. W podobnym tonie wypowiedziała się węgierska eurodeputowana reprezentująca Fidesz Kinga Gal. W swoim wystąpieniu węgierska posłanka stwierdziła, że parlamentarna debata w Strasburgu, której tematem jest Polska, to ewidentna próba wpłynięcia na wynik wyborów w Polsce. Jej zdaniem elity unijne chcą uderzyć w „konserwatywny polski rząd” głównie z powodu sprzeciwu Warszawy w kontekście przymusowej relokacji migrantów, która stała się tematem numer jeden w Unii. Kinga Gal oświadczyła z mównicy, że takie postępowanie „jest nie do przyjęcia. Próba wpłynięcia na wybory w Polsce. Są pewne zasady demokracji i suwerenności krajowej. Jeśli to byłaby prawdziwa debata, to można byłoby odłożyć ją do kolejnej sesji plenarnej za dwa tygodnie po wyborach w Polsce. W takiej sytuacji wydaje się, że tutaj chcemy wpłynąć, czy też uderzamy w konserwatywny rząd polski dlatego, że nie przyjmują obligatoryjnych kwot migrantów i walczą o suwerenność krajową. I to jest nie do przyjęcia dla Brukseli i pro-imigracyjnej większości w tym Parlamencie Europejskim. Takie próby okazały się nieudane np. na Węgrzech. Ani głosujący w Polsce, ani na Węgrzech nie chcą, aby podejmowano za nich decyzje w Strasburgu czy w Brukseli. 15 października będzie odpowiedź na taką sytuację”.

Facebook
YouTube